Fot. pixabay

Czy człowiek bogaty może być zbawiony? Na co idą pieniądze z „tacy”? [ROZMOWA]

Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego – mówi Jezus w Ewangelii. Czy Kościół jest bogaty czy ubogi? Na co idą pieniądze z „tacy”? I kiedy pieniądze mogą stać się tym, przez co nie wejdziemy do nieba?

O wielu nieporozumieniach, jakie narosły wokół pojmowania bogactwa i ubóstwa, mówił o. Włodzimierz Zatorski, benedyktyn, który przez wiele lat zajmował się duchowością liderów biznesu i przedsiębiorców.

Justyna Nowicka: Ojcze, z jednej strony mówimy w Kościele wiele o ubóstwie, o tym, jak jest ważne, a z drugiej strony możemy zauważyć pewien przepych w wyposażeniu świątyń czy podczas uroczystości kościelnych. Czy wartością jest więc bogactwo czy ubóstwo?

Fot. YouTube

Włodzimierz Zatorski OSB: Trzeba zacząć od tego, że pojęcie bogactwa jest relatywne. Proszę zobaczyć na przykład baśnie, które opowiadają o jakimś księciu, Kopciuszku. Książę jest w baśni bogaty, wszyscy zazdroszczą mu tego bogactwa. Ale to, co było bogactwem w czasie, kiedy te baśnie powstawały, w ogóle się nie umywa do komfortu życia zwykłego robotnika na przykład z Nowej Huty. Ma mieszkanie w bloku, gdzie ma bieżącą ciepłą wodę, ogrzewanie, lodówkę, z której może o każdej porze dnia i nocy wziąć sobie coś do zjedzenia. Ma piec na gaz i za 5 minut może już jeść dowolną potrawę. Może w kilka godzin polecieć do Rzymu czy innych miejsc, oglądać telewizję, korzystać z możliwości, jakie daje Internet. Więc de facto książę z baśni mógł tylko marzyć o takim komforcie życia.

Natomiast ten robotnik z Nowej Huty wcale nie powie, że jest bogaty, że ma wysoki komfort życia, ponieważ dziś wielu ludzi ma jeszcze większy komfort życia. Mają jachty, samoloty, helikoptery. Bogactwo jest bardzo relatywnym pojęciem. Warto to sobie uświadomić.

Czyli Kościół nie jest bogaty?

Często, kiedy mówimy o bogactwie w Kościele, wkrada się pewne nieporozumienie.

Kiedyś pewni chłopcy wtargnęli do kościoła i ukradli kielichy – współczesne na szczęście, a nie historyczne. Myśleli, że to czyste złoto, a tak naprawdę ze złota jest tylko cieniusieńka, wewnętrzna warstwa kielicha, a reszta tylko świeci się jak złoto. Tak samo rzecz się ma z figurami w kościołach: one są po prostu pozłacane. To wcale nie jest drogie. Oczywiście obrazy historyczne już trochę kosztują. Ale to jest wyraz naszego szacunku do tego misterium, w którym uczestniczymy.

Bywa taki spór, nawet wśród świętych, dotyczący liturgii: czy ona ma być uboga w swoim wyrazie i formie, czy bogata, dlatego że odnosi się do Boga? Pamiętajmy, że złoto jest wyrazem świętości i Boga. Kościół jest bogaty – oczywiście oprócz bogactwa duchowego przez zabytki, które ma. Ale te zabytki w żaden sposób nie przekładają się na standard życia.

Co zatem przekłada się na standard życia?

Na standard życia przekładają się konkretne pieniądze, które dziś ktoś otrzymuje i jest je w stanie wydawać. Oczywiście jest szereg ludzi w Kościele, którzy – można powiedzieć – nawet obnoszą się ze swoimi możliwościami finansowymi. Ale znowu jest to wielki pozór.

Fot. pixabay

Jak więc żyje standardowy duchowny?

Nawet jeśli ten proboszcz mieszka na jakiejś okazałej plebanii, to ta plebania nie jest jego własnością, ale parafii. Proboszcz kończy swoją funkcję i odchodzi. Mieszka w mieszkanku, które być może uda mu się kupić albo idzie do domu księży emerytów. Najczęściej tym, co ksiądz ma, jest samochód. W związku z tym najczęściej kupuje lepszy. Inny mężczyzna w wieku takiego księdza najpierw inwestuje pieniądze w dzieci, w mieszkanie, potem dopiero kupuje samochód, który jest dla niego narzędziem.

Natomiast wikary, który jest na plebanii, tak naprawdę mieszka jak w hotelu. Gdyby opuścił stan kapłański, to tak naprawdę nie będzie miał nic. Może tylko ten samochód i jakiś sprzęt elektroniczny.

Może więc ludzie powinni więcej dawać „na tacę”?

To, że ksiądz zbiera „tacę”, nie oznacza, że te pieniądze trafiają do jego kieszeni. Są one przeznaczone na utrzymanie parafii i na różne składki: na misje, na kurię, na seminarium i tak dalej. Z tych „tac” trzeba utrzymać całą strukturę kościelną. Ksiądz dostaje do swojej dyspozycji pieniądze za intencję mszalną, za różne posługi, takie jak ślub czy pogrzeb, oczywiście różne, w zależności od parafii, a i tak są one często dzielone pomiędzy innych lub przeznaczane na określone potrzeby. Niektórzy księża naprawdę żyją bardzo biednie.

Oczywiście zdarzają się bogate jednostki i to najczęściej na nie się wskazuje. Ale jeśli spojrzymy na niektóre rejony Polski, na przykład na koszalińskie, warmińskie, tam najczęściej księża żyją naprawdę bardzo biednie.

Czyli ludzie Kościoła nie są wcale tak bogaci jak mogłoby się wydawać. Czy to dlatego, że właśnie bogatemu trudno wejść do królestwa Bożego?

Na to tak naprawdę odpowiada już Pan Jezus przy okazji sceny z Bogatym Młodzieńcem. Warto ją przytoczyć. Najlepiej czytać w Ewangelii Marka.

Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» . Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego».

To ostatnie zdanie jest tak bardzo mocne. Ale musimy powiedzieć, że punkt ciężkości w tej opowieści znajduje się w nieco innym miejscu. Chodzi o tych, którzy w dostatkach pokładają ufność. Bogaty młodzieniec przestraszył się, że straci wszystko i tym samym straci poczucia bezpieczeństwa. Jest wtedy wydany na dobroć czy brak dobroci innych ludzi. I on się właśnie tego wystraszył. To nie znaczy, że ten człowiek nadmiernie pokładał ufność w tym, co posiada, ale miał ogromny lęk przed utratą wszystkiego, bo Pan Jezus mówi o wszystkim.

Ale każdy z nas, czy chce czy nie chce, straci wszystko. Bo śmierć zabiera wszystko. Nie tylko w sensie materialnym, ale też wszystkie godności, honory… Traci jakiekolwiek uznanie na ziemi, jakiekolwiek znaczenie i pozostaje tylko jedno: to, czy okazał miłosierdzie drugiemu. Czy był człowiekiem dla drugiego.

Stawiając dobrze pytanie o to, czy bogactwo jest dobre czy złe, trzeba by zapytać, czy będąc bogatym, potrafił służyć miłosiernie biednym czy nie. Także będąc biednym, można być sknerą, a można być takim bogatym, który się rozsądnie tym bogactwem dzieli.

Fot. pixabay


Jeden z biskupów kiedyś powiedział, że czasami bardziej przywiązany do pieniądza jest biedny człowiek, bo cały czas o nim myśli, jak go zdobyć, niż człowiek, który już go ma i można go w jakiś sposób nazwać zasobnym.

Problem nie polega na tym, czy ktoś jest bogaty, w sensie posiadanego majątku, czy ubogi w sensie, że nie ma tego majątku, tylko na tym, czy jest człowiekiem miłosierdzia czy nie. Nie można z tego, czy ktoś posiada majątek czy pieniądze, czynić kategorii zbawienia. Z tego też rodzą się czasami nawet głupie ideologie. Na przykład jeśli ktoś już ma jakiś majątek, to inni ludzie się zastanawiają, gdzie te pieniądze ukradł, kogo oszukał. Oczywiście jest sporo takich, którzy coś tam nieuczciwie zdobyli.

Prowadzę zajęcia z duchowości lidera, więc widzę, że pieniądze czy biznes, który mają, to tak naprawdę potworny stres i ogromna odpowiedzialność. Jeśli wszystko na rynku jest dobrze i wszystko się kręci, to jest dobrze, ale jeśli coś się zmieni i koniunktura jest zła, wtedy dochodzi do walka o to, by się utrzymać i też zapewnić miejsca pracy ludziom, którzy pracują w danym zakładzie.

Problemem nie jest więc to, kto ile ma, ale jak tego używa. Czy ma je dla siebie, by dla siebie ich używać i korzystać z życia. Czy kieruje nim chciwość, pazerność na pieniądze, która w Nowym Testamencie jest nazwana wprost bałwochwalstwem. Jeżeli ktoś jest pazerny, to jest służącym bożka Mamona. Warto pamiętać, że bałwochwalstwo było największym grzechem w Starym Testamencie!

Na przykład mamy miasteczko, które ma 10 tysięcy mieszkańców. Ktoś tam ma zakład pracy, w którym pracuje pięćset osób. Zarabiają uczciwie. I te 500 osób ma żony, dzieci, czyli zarobek dzieli na cztery. Z tego robi się dwa tysiące osób, które otrzymują pieniądze. Ci ludzie muszą kupić chleb, usługi i tak dalej, czyli dają pracę następnym mniej więcej w tej samej liczbie. Mamy zatem już 4 tysiące osób, które żyją z tego zakładu. Czyli właściciel tego zakładu de facto utrzymuje połowę miasta.

To jest po prostu coś wspaniałego. I taki człowiek, który ma tą fabrykę, taki zakład, miałby być niezbawiony, a taki, któremu nie chce się pracować, obija się nie ma pieniędzy, miałby iść do nieba?! To jest co najmniej nieporozumienie.

Komu służę? Komu służy to, co mam? Od tego zależy zbawienie.

Jeśli więc wiemy, że człowiek bogaty jak najbardziej może być zbawiony, to może ma też swoją drogę do świętości?

Generalnie rzecz biorąc twierdzę, że dzisiaj najbardziej potrzebni są święci menadżerowie. Czyli ludzie, którzy organizują pracę dla innych ludzi. Taką, która rzeczywiście przynosi dochód, z której mogą się utrzymać, by była sprawiedliwa i by jeszcze do tego wszystkiego dawała satysfakcję. Potrzeba ludzi, którzy organizują społeczność tak, żeby ona dobrze funkcjonowała.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze