Ikona Borysa Fiodorowicza „Tian’ Amen”, fot. Maciej Kluczka/misyjne.pl

Czy Jezus był uchodźcą? Kilka uwag o mechanizmie pytania 

Tytułowe pytanie w istocie wcale nie dotyczy Jezusa. Nie chodzi bowiem o fakt historyczny ani o rekonstrukcję wydarzeń, lecz o to, co dziś jesteśmy gotowi z Jezusem zrobić. Każda odpowiedź ujawnia nie tyle wiedzę o przeszłości, ile strategię interpretacyjną: kto potrzebuje Jezusa jako uchodźcy, a kto chce za wszelką cenę Mu tej roli odmówić?  I dlaczego? 

Odpowiedzi padające w debacie publicznej są sprzeczne i wzajemnie się unieważniają. Dlatego nie warto dokładać kolejnych. Lepiej zatrzymać się przy samym pytaniu. To ono domaga się wyjaśnienia. W istocie ma ono charakter wyobrażeniowy: to, co chcemy w Jezusie zobaczyć, staje się narzędziem legitymizacji naszych stanowisk. Spróbujmy zatem przyjrzeć się samemu mechanizmowi, który to pytanie uruchamia. Zrobimy to w trzech krokach, próbując określić, po co w ogóle pytamy, gdzie szukamy odpowiedzi i co odsłania się w tle całego sporu. 

Dlaczego o to pytamy? 

Współcześnie „uchodźca” to pojęcie mocno nacechowane emocjonalnie i politycznie. Wypowiadając je w odniesieniu do Jezusa, nie tyle poszukujemy prawdy o Nim, ile próbujemy rozwiązać własne dylematy etyczne dotyczące migracji. W ten sposób Jezus zostaje wciągnięty w dość niebezpieczną grę. To, co o Nim powiemy, ma zadecydować o tym, co myślimy o migrantach. Jego postać służy jako narzędzie w argumentacji, by wymusić określone postawy wobec uchodźców (zależnie od wybranej opcji – pomocy albo sprzeciwu i odrzucenia). 

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Nie dzieje się to po raz pierwszy. Historia religii zna Jezusa jako apokaliptycznego proroka, radykalnego rewolucjonistę, a także jako patrona przeróżnych, nierzadko sprzecznych ze sobą wizji duchowości i programów politycznych. Każdy obraz więcej mówi o potrzebach, pragnieniach i obawach pytających, niż o samym Nazarejczyku. Pytanie „czy był uchodźcą?” wpisuje się w tę samą logikę. 

Gdzie szukamy odpowiedzi? 

Najczęściej powołujemy się na Ewangelię wg św. Mateusza i opowieść o ucieczce do Egiptu. Taka strategia wydaje się słuszna, potwierdza ją też tradycja Kościoła. Dokumenty Stolicy Apostolskiej, w których podejmowano temat migracji, przez długi czas rozwijały ten właśnie obraz: Święta Rodzina jako wzór i opoka dla uchodźców, Jezus – jako Ten, który doświadcza wykluczenia i tułaczki. Takie podejście wydaje się uzasadnionym i bezpiecznym, bo osadzonym w Ewangelii.  

Jednakże archetypy religijne są stabilne tylko tak długo, jak długo świat społeczny nie podważa ich aktualności. Gdy rzeczywistość migracji nabrała wymiarów nieprzewidywalnych – od wojen hybrydowych po manipulacje polityczne wokół uchodźców – ów archetyp zaczął się chwiać. Obraz Świętej Rodziny uciekającej do Egiptu czy Jezusa wędrującego po Galilei nie wystarcza już, by unieść napięcia współczesności. Dlatego Kościół w kontekście zjawisk migracyjnych coraz częściej odwołuje się nie do obrazu Jezusa jako uchodźcy, lecz do Jego słów: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40)”. 

Zamiast odpowiedzi 

Czy powyższe przesłanie da się utrzymać bez popadania w moralizatorski banał? Nie jest specjalną tajemnicą, że określenie Jezusa mianem uchodźcy bywa próbą oswajania lęków i uprzedzeń, jakie żywimy wobec migrantów. Postulat dostrzeżenia w nich samego Chrystusa często spotyka się z oporem – szczególnie wtedy, gdy codzienność konfrontuje nas z nieuniknionymi trudnościami wynikającymi z nowej „wędrówki ludów”. 

Otóż jest taki fragment Ewangelii, prawie niekomentowany, a jednak, jak sądzę, dla tej  debaty kluczowy: „Bądźcie jak wasz Ojciec niebieski, ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych” (Łk 6,35). Jezus nie mówi: „Bądźcie dobrzy, gdy ktoś się poprawi”, „Bądźcie dobrzy, gdy ktoś podziękuje”, „Bądźcie dobrzy, gdy będzie się to opłacać”. Przeciwnie. Wzywa do bycia dobrym właśnie tam, gdzie niczego dobrego w zamian spodziewać się nie można. 

fot. PAP/Wojtek Jargiło

W tej perspektywie pytanie, czy Jezus był uchodźcą, traci znaczenie. Nie chodzi bowiem o precyzyjne rozpoznanie Jego sytuacji historycznej, lecz o naszą gotowość, by naśladować Ojca, który daje dobro także tym, którzy niekoniecznie na nie zasługują. 

Fragment z Ewangelii wg św. Łukasza, w którym mowa o dobroci Boga wobec niewdzięcznych i złych obnaża absurdalność naszych kalkulacji. Nie ma tu żadnych warunków, nie ma też obietnicy, że dobroć przyniesie wymierny efekt. Jest wyłącznie wezwanie do bezinteresowności, która pozostaje w radykalnej sprzeczności z naszym potocznym poczuciem sprawiedliwości i potrzebą kontroli. 

W tym świetle pytanie o Jezusowe uchodźstwo okazuje się pozorne. Nie dlatego, że nie ma na nie odpowiedzi, lecz dlatego, że ta odpowiedź niczego nie rozstrzyga. Dopóki trzymamy się ram pytania, dopóty pozostajemy w logice projekcji: Jezus ma stać się figurą, która rozwiąże nasz problem. Ewangelia proponuje coś odwrotnego – zawieszenie wszelkiej użyteczności i poczucia bezpieczeństwa. To nie „czy był uchodźcą?” jest pytaniem kluczowym. Kluczowe jest pytanie „czy jesteśmy gotowi być dobrzy także tam, gdzie po ludzku nie ma żadnej gwarancji wdzięczności ani sensu?”.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze