
Fot. Mikołaj Lisiak/misyjne.pl
Czy rutyna nie przysłania nam tego, co ważne? [FELIETON]
Czy droga, którą dobrze znamy, może nas czymś jeszcze zaskoczyć? Czy rutyna nie zasłania nam tego, co ważne? Podczas rekolekcji wędrownych w Beskidach przekonałem się, że ta sama trasa – przemierzona za dnia i w nocy – może stać się zupełnie nowym doświadczeniem.
Swojego czasu brałem udział w rekolekcjach wędrownych prowadzonych przez księży misjonarzy św. Wincentego à Paulo. Rekolekcje odbywały się w Stryszawie, w klasztorze sióstr zmartwychwstanek.
>>> Czy osiągniecie celu w życiu jest najważniejsze? [FELIETON]

Okolica była piękna, a pogoda wyjątkowo sprzyjała. W sobotnie przedpołudnie wyruszyliśmy w trasę, by zdobyć Jałowiec – niezbyt wysoki szczyt, który wznosi się na wysokość 1111 m n.p.m. Podejście było dość łagodne i już po niespełna dwóch godzinach stanęliśmy na wierzchołku. Szczerze mówiąc – nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Nie było zapierających dech w piersiach widoków. Nie poczułem szczególnej satysfakcji. Ot, miła atmosfera, fajna wyprawa, ale czegoś mi brakowało, czułem pewien niedosyt. Wróciliśmy do klasztoru inną trasą, równie szybko. Czułem rozczarowanie – miały to być rekolekcje wędrowne, a tymczasem górska przygoda zdawała się już kończyć.

Później się okazało, że to był dopiero początek.
Po wieczornej mszy świętej i czasie integracji, podczas sprzątania, jeden z księży prowadzących rekolekcje rzucił krótkie zdanie: „Wyruszamy za pół godziny”. Początkowo myśleliśmy, że żartuje. A jednak… to była prawda! Wtedy przypomniałem sobie, że jedną z rzeczy, którą miałem zabrać na rekolekcje, była latarka. Teraz wiedziałem, po co!
I tak ta sama droga na Jałowiec stała się zupełnie nowym wyzwaniem. Nocą wszystko wygląda inaczej. Mrok, cisza, szum drzew, odgłosy zwierząt – to wszystko budziło we mnie respekt. Choć szliśmy dokładnie tą samą trasą, emocje były zupełnie inne. Czułem ekscytację, ale i lekki dreszcz niepewności. W sercu pojawiło się coś więcej niż tylko radość z wędrówki. To było doświadczenie, które poruszyło mnie głębiej.
>>> Siostra Salezja Wojdyła: jednym słowem – to we wszystkim chodzi o miłość” [ROZMOWA]

Często chodzimy do pracy, sklepu i do wiele innych miejsc tą samą trasą. Znamy ją na pamięć. Pewnie dalibyśmy radę przejść ją z zamkniętymi oczami. Ale co, jeśli przez rutynę mamy zamknięte oczy?
Wspomniane doświadczenie wejścia dwa razy na Jałowiec to dla mnie idealny obraz takiej sytuacji. Za pierwszym razem szedłem tą drogą „za dnia” – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Jasność, przewidywalność, wygoda. Ale dopiero nocna wędrówka otworzyła we mnie coś więcej. W ciemności zacząłem dostrzegać, że ta trasa nie jest nijaka. Z pozoru to była ta sama droga, ale odkrywałem ją z nową uważnością i innym nastawieniem.

To doświadczenie pokazało mi, że nawet znane ścieżki mogą prowadzić do nowych przeżyć – jeśli tylko pozwolimy sobie zdjąć „okulary rutyny”. Czasem może nie trzeba zmieniać miejsca, by odkryć coś nowego – wystarczy spojrzeć inaczej. Nocna wędrówka na Jałowiec pokazała mi, że to nie droga się zmienia, ale my. I to, że najgłębsze przeżycia rodzą się wtedy, gdy przestajemy patrzeć powierzchownie. Może warto choć raz pójść znaną trasą… inaczej – by dostrzec to, co ukryte za zasłoną codzienności.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |