Czy wierni powinni wybierać biskupów? [KOMENTARZ]
Podczas ostatniej sesji Synodu Biskupów na temat synodalności zasugerowano konieczność większego wpływu wiernych na proces wyboru biskupów. Niektórym może pojawiła się taka myśl w głowie: a gdyby to właśnie świeccy wybierali swoich pasterzy?
W długiej historii Kościoła formy jego organizacji czy chociażby właśnie elekcji na ważne stanowiska podlegały ciągłym zmianom. Wspólnota wierzących w Chrystusa to bowiem żywy organizm, który wciąż odpowiada na wyzwania kolejnych czasów. W starożytności istniały Kościoły, w których biskupów obierał miejscowy lud wraz z klerem. Konfiguracji było dużo. Wraz z centralizacją Kościoła zachodniego wokół biskupa Rzymu stworzono bardziej ujednolicony system mianowania członków episkopatu. Dzisiaj, papież ostatecznie zatwierdza nowych biskupów, chociaż za tym formalnym zatwierdzeniem stoi długi proces decyzyjny, „którego poufność rodzi niekiedy wśród wiernych wątpliwości co do uczciwości wprowadzonych procedur”, jak zauważono podczas Synodu. Postulowano zatem bardziej aktywne włączenie w ten proces wiernych świeckich.
Kościół nie może być demokratyczny
Nie ma mowy zatem o jakimś demokratycznym wyborze pasterza diecezji przez ogół wiernych. Chociaż taka perspektywa może wydawać się kusząca, byłaby bardzo złym pomysłem. Na pierwszy rzut weźmy „stare” Kościoły w Europie. Zróbmy pewien eksperyment myślowy na przykładzie Polski, gdzie religijność utrzymuje się nadal na dość wysokim jak na standardy europejskie poziomie. Na terenie przeciętnej diecezji zdecydowana większość jej mieszkańców to katolicy. Byli nie tylko ochrzczeni, ale i w przeważającej mierze przystąpili do pierwszej Komunii świętej oraz byli bierzmowani. Dzisiaj już jednak niewiele mają do czynienia z Kościołem. Nie uznają jego nauczania, nie modlą się regularnie, nie uczestniczą w życiu lokalnej parafii, a czasami nawet nie wiedzą praktycznie nic o prawdziwej doktrynie Kościoła. Czy w przypadku „demokratycznym wyborów” na biskupa każda z tych osób, które już nie czują żadnych więzi z Kościołem lub są one dość luźne, miałaby w nich uczestniczyć?
Ktoś może powiedzieć, że takie wybory należałoby zatem zawęzić do węższego grona katolików regularnie uczestniczących we mszy świętej. Jednak nawet przychodzenie na niedzielną Eucharystię wcale nie zapewnia tego, że dana osoba czuje się prawdziwym członkiem wspólnoty Kościoła czy ma odpowiednią formację religijną. Może takie włączenie w życie Kościoła, poprzez wybór biskupa, byłoby przyczyną odnowienia więzi ze wspólnotą? Dalej można próbować włączyć w krąg „wyborców” tych najbardziej zaangażowanych. Z drugiej strony, jak ocenić, czy ktoś ma odpowiednią formację? Jak można zmierzyć czyjąś wiarę? Przecież nie będziemy wprowadzać kartek potwierdzających spowiedź.
Czy w ten sposób nie stworzylibyśmy Kościoła prawdziwie wykluczającego, który jednego wiernego dopuszcza do wpływu na wybór biskupa, a drugiego z tego procesu całkowicie wyłącza według niezbyt obiektywnych zasad? Zawsze można pomyśleć o tym, by w takich „wyborach” brali udział członkowie grup parafialnych, stowarzyszeń i ruchów. Tutaj pojawiają się kolejne dwa problemy. Po pierwsze, czy każdy katolik musi do takiej grupy należeć? Po drugie, wspólnota wspólnocie nierówna. Inkluzywność wielu z nich polega właśnie na tym, że w ich życiu uczestniczą także osoby, które są wciąż poszukujące.
Jedynym rozwiązaniem byłoby dopuszczenie wszystkich miejscowych katolików do tego procesu wyborczego. Ale tutaj wracamy do początku. Kościół to nie jest typowa instytucja „światowa”. Jest kierowany przez Ducha Świętego, i to właśnie pod Jego natchnieniem powinno się podejmować decyzje, zwłaszcza tak ważne jak elekcja biskupa.
Większy udział świeckich pożądany
Natomiast zaproponowane przez uczestników Synodu większe włączenie laikatu w sam proces decyzyjny uważam za całkiem ciekawy i sensowny pomysł. Pewnie jeszcze długo będziemy rozważać, jak mogłoby to wyglądać. Popieram generalnie większe zaangażowanie świeckich. Nie ma powodu, by pomijać w tej kwestii decyzje w kluczowych dla Kościoła sprawach. Co zresztą pokazało zaproszenie do aktywnego uczestnictwa w Synodzie reprezentacji świeckich.
Wierni z danej diecezji mogliby brać udział w opiniowaniu czy nawet proponowaniu kandydatur. Oczywiście należałoby ustalić określone procedury, ale w tym przypadku dużo łatwiej stworzyć system, który nie tylko nie będzie wykluczający, ale jednocześnie nie będzie odseparowany od podążania za natchnieniami Ducha Świętego. Nie będzie festiwalem głosowania na najbardziej korzystnego czy po prostu najlepiej prezentującego się kandydata.
Wprowadzenie bowiem demokracji do Kościoła mogłoby się czymś takim zakończyć. Optowaniem za kimś, kto zrealizuje czyjeś interesy albo dobrze potrafi manipulować. Z kolei wieloetapowy proces, do którego dopuszczeni byliby świeccy, może pomóc wybierać biskupów lepiej odpowiadających miejscowym realiom. Może też zapobiegać nadużyciom.
To są jedynie krótkie rozważania. Prawdopodobnie na tym etapie jeszcze nieco z dziedziny science fiction (mimo rozmów na ten temat na Synodzie), ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Niech o tym zdecyduje ostatecznie Duch Święty, a nie nasze własne pomysły.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |