Fot. Pixabay

Dlaczego to dobrze, by ksiądz miał dobry samochód? [FELIETON]

O samochodach, które posiadają księża często słyszy się krytyczne wypowiedzi. Ja jednak chciałbym podejść do tego od innej strony – jak do narzędzia, które warto, by było sprawne i służyło dobrze.

Poznałem wielu wspaniałych kapłanów i to, jakim samochodem jeździli, w zasadzie nie miało wpływu na ich bliskość z Bogiem i apostolski zapał. Jedni mieli całkiem niezłe – nowe i wygodne, inni z kolei stare, ale wciąż sprawne, a jeszcze inni ledwo ruszające się gruchoty. Albo nie mieli wcale auta. Te ostatnie historie brzmią najbardziej romantycznie. W końcu pobożny i dobry ksiądz to taki, który jeździ co najwyżej pierwszymi generacjami opla astra. Pamiętam, jak choćby tutaj – w Meksyku – zdarzało mi się wsiadać z księżmi do ich samochodów, w których nie domykały się drzwi, a rura wydechowa kaszlała jak w najgorszym stadium astmy lub u nałogowego palacza po przebiegnięciu sprintem kilku kilometrów pod górę. Ci duchowni docierali tymi pojazdami do różnych miejsc, by pełnić posługę duszpasterską. Stare auto im nie przeszkadzało, ale jestem pewien, że gdyby mieli możliwość prowadzenia lepszego, to z pewnością by to im w ich pracy mocno pomogło. Ostatecznie bowiem samochód to narzędzie. Jeśli nie staje się celem samym w sobie, to dobrze, by to narzędzie było sprawne i służyło dobrze.

Ubóstwo, nie dziadostwo

Czasem niepokojące jest pewne romantyzowanie biedy. „Są ubodzy, ale bardzo szczęśliwi” – mówi się często o tych mieszkańcach globalnego Południa, którzy mają niewiele. Oczywiście, że wolność od dóbr doczesnych daje szczęście, bo jego źródło jest zupełnie gdzie indziej. To nie prawda jednak, że człowiek, który z powodu braku środków nie może zapewnić swojemu dziecku odpowiedniego leczenia, edukacji czy choćby jakiejś rozrywki raz na jakiś czas, jest po ludzku szczęśliwy. Zakładając, że taki rodzic nie jest psychopatą, to oczywiście chciałby dać mu dobre życie, nie mówiąc już o wyżywieniu czy zdrowiu.

fot. unsplash /David Tomaseti

Przechodząc na poziom wyżej to równie oczywiste jest, a przynajmniej być powinno, że droższe i lepszej jakości rzeczy po prostu służą dłużej i lepiej. Kupowanie specjalnie gorszych i tańszych rzeczy to często nie żadna wolność od rzeczy materialnych, lecz zwykłe dziadostwo i skąpstwo. Dodatkowo takie przedmioty nierzadko pochodzą z przedsiębiorstw, które mają niskie standardy produkcji i wykorzystują pracowników niemal niewolniczo. Tak samo jest z samochodami. Jeśli ktoś ma możliwość, to nie będzie kupował rozpadającego się samochodu, lecz kupi nowe auto, które dowiezie szybko i bezpiecznie. To są narzędzia, które mają służyć jakiemuś celowi. Rodzina wielodzietna chciałaby mieć duży samochód, który jest bezpieczny i nie zepsuje się w drodze do szkoły czy na wakacje. Firmy zapewniają swoim pracownikom służbowe pojazdy, które są mało awaryjne, mają wyposażenie pomocne w wypełnianiu zawodowych obowiązków. Wszystko po to, by praca była skuteczna i wydajna.

Dojechać z sakramentami

Podobnie dla księży samochód samochód powinien być narzędziem, nie celem samym w sobie czy obiektem szpanu. Może się czasem zdarzyć, że to właśnie taki rozpadający się wrak stanie się dla duchownego powodem próżności. Jaki to skromny i pobożny ksiądz, który nie zwraca uwagi na rzeczy materialne! Jeśli tak jest w rzeczywistości, to owszem, duży plus dla tego kapłana. W wielu wypadkach warto jednak, by samochód księdza był wystarczająco sprawny, by dojechać na czas na rekolekcje czy z sakramentami do chorych. Nie chciałbym, by do kogoś bliskiego umierającego, pragnącego przyjąć ostatni raz Komunię świętą, nie dotarł ksiądz, bo stary opel odmówił mu posłuszeństwa. Warto też, by miał wiele innych ułatwień i elementów wyposażenia, które pomogą mu w pracy duszpasterskiej. Na misjach przydają się także samochody z odpowiednim napędem i dużym bakiem. Sam miałem okazję tego doświadczyć, jeżdżąc z misjonarzami po wyjątkowo trudnym terenie.

Wśród plemion w lesie deszczowym w Gwatemali/fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Owszem, jeśli ksiądz kupowałby jakieś luksusowe limuzyny czy sportowe kabriolety (które same w sobie nie są ani złe, ani dobre), to rzeczywiście należałoby się zastanowić nad jego stanem duchowym i motywacjami, ale my mówimy o sytuacjach normalnych.

Na koniec chcę jednak rozwiać pewne wątpliwości. Tak, to prawda, łaska Boża poradzi sobie i bez sprawnych narzędzi w dziele ewangelizacji. Ksiądz może nawet nie posiadać samochodu, a ewangelizować z mocą i skutecznie. Narzędzia są tylko narzędziami. Chrystus i bez nich da sobie radę, jeśli tylko pozwolimy Mu działać. Z drugiej strony, te ludzkie i materialne narzędzia są po to, by nam pomagały także w dziełach apostolskich. I jeśli możemy z nich korzystać, to nie widzę powodu, by tego nie robić w imię jakiegoś fałszywie rozumianego oderwania od rzeczy materialnych. Także i dobry samochód może być darem Boga.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze