Dominika Chylewska: Adwent to jedna czekoladka dziennie [ROZMOWA]

 W cyklu naszych adwentowych rozmów zapraszamy dziś na spotkanie z Dominiką Chylewską. Nasza gościni związana jest z projektem Caritas Laudato si’. Opowie o tym, czym dla niej jest Adwent i jak połączyć ten czas z ekologią. 

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Co dla Ciebie osobiście oznacza Adwent? 

Dominika Chylewska: Gdy słyszę Adwent, to od razu myślę: czas oczekiwania. Często zastanawiam się nad tym, co dla mnie oznacza ten „czas oczekiwania”. Pomyślałam, że jak czekamy na coś, co ma się wydarzyć – to wcześniej pojawia się takie przyjemne, można powiedzieć, napięcie. I Adwent jest dla mnie  czasem oczekiwania na to, że ma się wydarzyć coś radosnego i ważnego. Daje poczucie, że ja się muszę na to przygotować. Nie mogę sobie po prostu z marszu przeżywać Bożego Narodzenia. Mam cztery tygodnie na to, żeby się przygotować, wyciszyć, zastanowić nad swoim życiem. To dla mnie czas radosnej, ale spokojnej refleksji. Bardzo mi się ten czas kojarzy z kalendarzem adwentowym. 

Mi też! Nadal codziennie otwieram okienko z kolejną czekoladką. 

Kalendarze adwentowe robią się coraz bardziej popularne, ale mam wrażenie, że ta moda idzie niekoniecznie w dobrą stronę. Dla mnie taki kalendarz był zawsze przypomnieniem, że sobie czegoś odmawiam. Jako dzieci odmawialiśmy sobie słodyczy. Wtedy ta jedna czekoladka z kalendarza była przypomnieniem, że tylko tyle słodyczy mogę w danym dniu zjeść. Odmawiam sobie czegoś, żeby bardziej docenić to, na co czekam. Mam wrażenie, że kalendarzy jest bardzo dużo, że ta idea się świetnie przyjęła – ale coraz częściej widzimy, że ten kalendarz wcale nie jest o tym, żeby sobie czegoś odmawiać. Kalendarze potrafią teraz kosztować kilkaset złotych i każdego dnia oferują nam prezenty. Nie czekamy na prezenty 24 grudnia, tylko mamy cały miesiąc prezentów. Myślę, że nie do końca o to w Adwencie chodzi. 

Czyli Twój kalendarz adwentowy to właśnie jedna prosta czekoladka dziennie? 

Tak, podtrzymuję tę tradycję. Uważam, że jest potrzebna i przypomina nam o tym, że jakiś rodzaj minimalizmu jest w naszym życiu od czasu do czasu potrzebny. To pomaga nam docenić święta, ich obfitość – i w wymiarze duchowym, i w tym materialnym – prezentów, jedzenia, bycia z bliskimi, rozmów z nimi. Żeby tę obfitość docenić, warto sobie na chwilę czegoś odmówić. Dobrze jest trzymać taką równowagę w życiu, bo jeśli jej nie ma – to w którymś momencie wszystko przestaje nas cieszyć. Nic nas wtedy nie cieszy – bo przecież wszystko mamy. W tym sensie Adwent w naszej chrześcijańskiej tradycji to bardzo mądry czas. Dla mnie to jest jakiś rodzaj szukania, zastanawiania się nad tym, jak mądrze to swoje życie ułożyć.  

Jedna czekoladka dziennie pomaga złapać równowagę – to cenna myśl. 

Bardzo mnie cieszą też charytatywne kalendarze adwentowe, których jest coraz więcej. Caritas Poznań co roku proponuje właśnie taki kalendarz z czekoladkami, dochód jest przeznaczony na pomaganie. Ale widziałam też np. kalendarze, które oferują zadania na każdy dzień – podpowiadają, komu możesz dzisiaj pomóc. Tego rodzaju wyzwania są bardzo sensowne. My zrobiliśmy kiedyś ekologiczny kalendarz adwentowy, który zachęcał właśnie do ekologicznych wyzwań. Każde okienko przynosiło nowy pomysł na zrobienie czegoś dobrego. 

Jesteś mocno związana z projektem Caritas Laudato si’. To projekt ekologiczny, mocno oparty o papieską encyklikę Laudato si’. Masz jakieś wskazówki, jak połączyć Adwent z ekologią?  

Warto spojrzeć na ekologię nie tylko jak na zadanie – że mam być eko, mam żyć w bardziej świadomy sposób. Warto zastanowić się nad głębszym sensem ekologii, minimalizmu i tego, że nasze mądre wybory są w stanie zmienić czyjeś życie – choć często trudno nam w to uwierzyć. Mądre, ekologiczne przeżywanie życia sprawia, że bardziej szanujemy zasoby, mądrzej wybieramy to, co kupujemy i z jakich źródeł to kupujemy. W tym roku miałam okazję być w Etiopii. I zapytałam tamtejszych mieszkańców o to, co sądzą o tym, że w Polsce marnujemy 1/3 żywności.  

fot. materiały Caritas

Te dane niby są mi znane, ale za każdym razem mnie szokują. 

Możemy się „śmiać” z tego, że nasze wyrzucanie jedzenia i tak nie pomoże tym ludziom w Afryce. Ale możemy też zastanowić się nad tym, z jaką łatwością przychodzi nam wyrzucanie jedzenia do kosza – a za to w wielu innych krajach świata tego pożywienia zwyczajnie fizycznie brakuje. Byłam w jednej z etiopskich restauracji. Siedzimy przy stole, wszyscy już najedzeni, i nagle kelner przynosi nam danie, o którym wcześniej zapomniał. A my nie byliśmy już w stanie zjeść tego dania. Siedziałam i zastanawiałam się nad tym, co teraz mamy zrobić z tym jedzeniem. Przecież nie wyrzucimy w Etiopii jedzenia… A oni na mnie spojrzeli i mówią: „Ale tu się nic nie zmarnuje. Tu jest na ulicy tyle ludzi, że żaden gram jedzenia nie zostanie zmarnowany”. W takich chwilach przypominają mi się te polskie historie – gdy np. piekarz nie mógł podarować potrzebującym chleba. I przypomina mi się, ile my w domach marnujemy żywności… Czy w Polsce jest nam łatwiej coś wyrzucać, tylko dlatego że nas na to stać? Mam wrażenie, że Adwent może być czasem zastanowienia się nad swoimi codziennymi wyborami. Może być czasem zadania sobie pytań: dlaczego wrzucam to jedzenie do kosza i czy na pewno muszę to zrobić? Czy nie lepiej byłoby kupić mniej? Czy święta Bożego Narodzenia mają być jednym z najbardziej konsumpcjonistycznych okresów w roku? 

Kupujemy za dużo – to bardzo powszechne podejście. 

Gnamy do pracy po to, by zarobić na to jedzenie. A potem je wyrzucamy. To wszystko nie ma sensu. W Adwencie warto zwolnić i zastanowić się nad tym, na ile jesteśmy w pędzie mało sensownych wyborów, bo jest nam tak po prostu wygodnie, przyzwyczailiśmy się. I tutaj możemy myśleć i o nas samych, i o innych ludziach. Bo czas przedświąteczny to w dużej mierze czas pomagania. 

Przy kupowaniu prezentów, tak myślę, też można kierować się ekologią. 

Absolutnie! Czytam z zainteresowaniem, właśnie w kontekście ekologii, że my ten sezon świąteczny zaczynamy coraz szybciej. Znane są oczywiście wyścigi na to, kto pierwszy puści piosenkę „Last Christmas”, ale faktycznie z roku na rok sezon świąteczny jest wydłużany – po to, żebyśmy więcej kupowali. Mam wrażenie, że mądre podejście do prezentów polega na tym, że potrafimy je docenić, a nie na tym, by wydać na nie całą swoją wypłatę. Nie o to chodzi w prezentach.  

PAP/Artur Reszko

Co roku słyszymy o tym, że na prezenty wydajemy coraz więcej pieniędzy… 

Bardzo zachęcam do tego, żeby np. znaleźć prezent, który niekoniecznie będzie materialny, ale będzie jakąś atrakcją, wspólnie przeżywanym czasem, wyjściem do teatru, kina, dokądkolwiek. Warto, żeby uwaga była położona bardziej na wspólnie spędzony czas – a nie na materialny prezent. Zachęcam też do prezentów secondhandowych – „z drugiej ręki”. To nie są modne prezenty, bo wydaje się, że powinniśmy dać komuś coś nowego. Ale warto przemyśleć swoje podejście, przegadać tę sprawę w rodzinie. Osobiście bardzo doceniam prezenty vintage czy „z drugiej ręki”. Dostałam kiedyś na urodziny książkę od przyjaciela, który po prostu zdjął ja ze swojej półki i powiedział: „Przeczytałem, jest świetna. Chciałbym, żebyś też ją przeczytała”. I dla mnie to był świetny prezent, choć wiem, że ta książka była używana. Naprawdę, są sposoby na to, by nie wydać na prezenty aż tak wiele pieniędzy. Nie nakręcajmy tak bardzo konsumpcji. To pozwoli nam też nie utonąć w rzeczach, których często nie potrafimy docenić. A szczególnie nie potrafią docenić tego dzieci, które, gdy dostaną za dużo prezentów, to nie mogą się połapać w tym, o co w tych świętach chodzi. 

Możemy też sami zrobić prezenty. 

Tak i one poruszają najbardziej. Wtedy dajemy komuś coś więcej niż tylko szybki zakup – dajemy swój czas. To oczywiście wymaga kreatywności, znajomości drugiej osoby. Sama ze wzruszeniem wspominam takie prezenty DIY (do it yourself – zrób to sam), handmade. Różnego rodzaju rzeczy wyszywane, dziergane, malowane, tworzone, składane… – to są bardzo przyjemne podarunki.  

Jeśli odpowiednio podejdziemy do ekologii, to ona może być pomocna też w takim duchowym przeżywaniu Adwentu – które oczywiście jest najważniejsze. 

Zazwyczaj, myśląc o ekologii, myślimy o naszej relacji ze światem – jak traktujemy świat, który jest wokół nas. Jak traktujemy przyrodę, naturę, środowisko? W projekcie Caritas Laudato si’ mówimy za to o ekologii integralnej. Chodzi w niej nie tylko o relację ze światem, ale też o relacje z drugim człowiekiem, z samym sobą i z Bogiem. Dopiero taki czworokąt daje nam pełny obraz tego, jaki wymiar ma ta ekologia integralna. Jeżeli dokonujemy dobrych wyborów, jeżeli zaczynamy szanować dane nam zasoby – jedzenie, wodę, jeżeli zaczynamy szanować to co kupujemy i skąd kupujemy – to naprawdę mamy realny wpływ na rzeczywistość.  

Ekologia ma więc i wymiar teologiczny. 

Powtarzamy nieraz, np. że gdzieś w dalekiej Azji dzieci produkują ubrania, które kupujemy w sieciówkach, a potem chorują przez fatalne warunki, w jakich pracują. I mam wrażenie, że to taka anegdota, którą z lekkością powtarzamy – że tak jest i że nic się w tej sprawie nie zmieni. Obejrzałam kiedyś film dokumentalny, reportaż o tym, jak wygląda rynek produkcji odzieży. I jak zobaczyłam, że to nie jest tylko anegdota – ale ludzie rzeczywiście chorują, ponieważ muszą przetwarzać bawełnę, pracować w bardzo nieprzyjaznych warunkach, często w bezpośrednim kontakcie z trującą chemią. Zdałam sobie sprawę, że mój wybór tego, gdzie pójdę na zakupy też ma znaczenie. Ekologia jest w stanie sprawić, że nie będziemy przyczyniali się do krzywdy drugiego człowieka – a to już coś bardzo konkretnego! W tym sensie Adwent jest w stanie wpływać nie tylko na świat, ale i na innych ludzi, na nas samych. Wyciszenie, minimalizm, zastanowienie się nad własnym życiem – to może nam pomóc w lepszym poukładaniu sobie tego życia. I ostatecznie najważniejsza jest ta relacja z Panem Bogiem – w Adwencie warto więc skupić się na tym, by docenić Boga jako Stwórcę. Ekologia przypomina nam o tym, że wszystko, co mamy, dostaliśmy. Nic nie jest stworzone przez nas, wszystko jest darem – więc powinniśmy to szanować.   

fot. unsplash

To jeszcze zadajmy sobie jedno praktyczne pytanie – ważne w kontekście Adwentu i ekologii. Jak choinka – to żywa czy sztuczna? 

Odwieczny spór! Bardzo zachęcam do żywych choinek – pachnących, dających nam w domu namiastkę natury. Są nawet miejsca, z których można wziąć przed świętami choinkę, a potem ją oddać – i drzewko na nowo wsadzane jest do ziemi. Nie zachęcam do tego, by zwiększać ilość plastiku. Oczywiście, pojawiają się głosy, że sztuczna choinka będzie nam służyła przez wiele lat. Jeżeli faktycznie będzie tak trwała – to może i z takiej opcji można skorzystać. To już każdy musi sam podjąć decyzję. Mi jest po prostu trudno odmówić sobie zapachu świątecznego drzewka, taka zawsze jest w moim domu rodzinnym. Jak choinka – to zawsze żywa! 

Jakie masz oczekiwania względem świąt, które zaraz nadejdą? 

Najważniejsze są dla mnie spotkania z rodziną i duchowe przeżycie tego czasu. Bardzo zależy mi na podtrzymywaniu świątecznych tradycji. Chcę znaleźć chwilę na wyciszenie w kościele, na modlitwę. Chcę pośpiewać kolędy. To jest dla mnie zawsze bardzo wyjątkowy czas. Ale w swojej wyjątkowości ten czas może być bardzo zwyczajny. Nie szukam tu fajerwerków, nowości. Zależy mi bardziej na tym, żeby odłożyć telefon, więcej rozmawiać z rodziną, spotkać się z bliskimi. Często po tym jesiennym, bardzo aktywnym czasie, brakuje spokoju i spotkań. Święta są więc chwilą takiego zatrzymania się i właśnie spotykania się z ludźmi. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze