Dowódca kompanii spod Bachmutu: tego miasta już nie ma, są tylko stosy ciał i ruiny bloków
Bachmutu już nie ma; są tam tylko stosy ciał, ruiny bloków i płaski horyzont zniszczeń – mówi PAP 50-letni „Kłusownik”, dowódca kompanii walczącej pod tym położonym na wschodzie Ukrainy miastem. Zapytany o to, czym on sam i podlegli mu żołnierze zajmują się teraz na froncie, odpowiada krótko: „przetrwaniem”.
„Jestem patriotą; niektórzy pokazują to, niosąc flagi czy mówiąc po ukraińsku, ja swój patriotyzm wyrażam na froncie” – tłumaczy w Kijowie żołnierz, krótko po powrocie z frontu. Dodaje, że droga ta od zawsze wydawała mu się naturalną, ponieważ w jego rodzinie za Ukrainę od pokoleń walczono z bronią w ręku. Opowiadając o sytuacji na odcinku bachmuckim, zwraca uwagę na impas pozycji wojsk ukraińskich i rosyjskich. „Sytuacja jest – mówiąc żargonem wojskowym – chu*owa. Kilka tygodni czy miesięcy walczymy o jeden kawałem terenu, jedną ulicę czy skrzyżowanie. Piętrzą się stosy ciał i od miesięcy nie można się do nich nawet zbliżyć. To, co było kiedyś miastem, jest teraz płaskim horyzontem ruin – żadnych budynków, żadnych drzew, tylko zniszczenie” – opowiada „Kłusownik”, który na wschodzie Ukrainy walczy nieprzerwanie od 2014 roku. „Wielu ludzi się po prostu boi, nie są w stanie walczyć. Z grupy idącej do bitwy po raz pierwszy odpada ok. 70 proc. chłopaków – nie giną, ale psychicznie się blokują. Trudno utrzymać spokój i motywację, gdy przelatujący obok ciebie pocisk pozbawia głowy kolegę. Widok rozerwanego ciała towarzysza poważnie demoralizuje” – tłumaczy rozmówca PAP. „Dobry żołnierz musi być przede wszystkim zdrowy fizycznie i wytrzymały psychicznie” – wyjaśnia dowódca ukraińskiego oddziału piechoty. „Na początku, w lutym 2022 roku, agresji przeciwstawili się ci, którzy walczyli już od lat. W tamtym momencie było na Ukrainie ok. 300 tys. osób, które przeszły ATO (Antyterrorystyczną Operację na wschodzie Ukrainy – działania wojenne prowadzone od 2014 rok – PAP). Dzisiaj brakuje nam ludzi naprawdę wyszkolonych. Nawet z żołnierzy, którzy uczą się za granicą, nie ma aż tak wielkich korzyści” – opowiada. Przyznaje, że jedną z jego głównych motywacji pozwalających mu na ciągłą służbę jest chęć nauczenia młodych żołnierzy sztuki prowadzenia wojny i jej przeżycia. „Chcę nauczyć czegoś młodych chłopaków, którzy z minimalnym doświadczeniem trafiają do tego piekła. Oni naprawdę nie wiedzą, co robić, jak się zachować, brakuje im pewnych odruchów; ja staram się zrobić wszystko, by umierali jak najrzadziej” – dodaje. Pytany, czy znajduje czas na zajęcia pozwalające mu utrzymać równowagę i – jeśli tylko jest to w takich warunkach możliwe – zdrowie psychiczne, mówi: „Kiedy nie walczysz, śpisz. Potem się budzisz i znów walczysz; tak wygląda codzienność na ukraińskim froncie”. Mówiąc o znajdujących się po drugiej stronie frontu żołnierzach, odwołuje się do historii Rosji, jej kultury oraz problemów gospodarczych i społecznych. „Polacy czy Ukraińcy cenią wolność, dobrobyt i chcą się rozwijać; walczący tu Rosjanie nie mają innej alternatywy niż armia, to ludzie biedni i pozbawieni perspektyw” – zauważa. „Przyszli tu, żeby kraść, żeby jakoś poprawić swój standard życia” – dodaje. „Naprawdę bardzo trudno walczyć z kimś, kto nie szanuje życia swoich żołnierzy – rosyjscy dowódcy faszerują ich narkotykami i rzucają falami na nasze karabiny” – mówi „Kłusownik”. „Polacy doskonale przecież pamiętają, jak wyglądał przemarsz Armii Czerwonej przez ich kraj. Zero poszanowania dla życia czy mienia, niecywilizowana nawałnica, która burzy i zabija wszystko na swojej drodze” – przekonuje 50-latek.„Jeśli chcecie w Polsce zrozumieć, jak dziś wygląda rosyjska agresja i okupacja na Ukrainie, czytajcie książki historyczne lub rozmawiajcie z babciami czy dziadkami. Mamy teraz tutaj do czynienia z tymi samymi ludźmi i tymi samymi metodami, co wy 80 lat temu” – zaznacza rozmówca PAP.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |