Dron. Nad klasztorem
„Po co światu mnich?” to tytuł zbioru rozmów z o. Michałem Zioło, trapistą, które przeprowadzili Katarzyna Kolska i o. Roman Bielecki, dominikanin.
Notre Dame d’Aiguebelle to opactwo, w którym mieszka o. Michał Zioło OCSO, jedyny polski trapista. Klasztor położony jest w regionie Owernia-Rodan-Alpy, w departamencie Drôme, we Francji, nieopodal miejscowości Montjoyer. Bracia prowadzą tam życie, które z pozoru może wydawać się oderwane od rzeczywistości XXI w., w którym żyjemy. Chyba nikogo z nas nie dziwią już np. drony latające nad naszymi miastami, wsiami czy polami. Wpisały się na stałe w krajobraz. Tymczasem jeszcze kilkanaście miesięcy temu opat z Aiuguebelle informował swoich współbraci, żeby nie bali się drona, który pojawi się nad klasztorem podczas procesji 2 listopada. Gdy czyta się takie zdania, automatycznie rodzi się w nas pytanie: po co światu mnich?
Przekopałem cały ogród w klasztorze w Fezie, odnowiłem też okiennice i naprawiałem elektryczność, kompletnie się na niej nie znając. To wyrobiło mi klasztorną markę „złotej rączki”, człowieka od wszystkiego.
To pytanie musiało też zrodzić się w Katarzynie Kolskiej i w o. Romanie Bieleckim OP. Na co dzień zajmują się pracą w redakcji miesięcznika „W drodze”. Udało im się jednak na tydzień wyjechać do Francji i obserwować mnisze życie – zwłaszcza to, które prowadzi o. Michał Zioło. Owocem tego czasu jest zbiór szesnastu rozmów z polskim trapistą, które przybliżają nam mniszą rzeczywistość i pokazują, jak inne, a zarazem jak ciekawe może być życie mnicha. Nikt nie ma pewnie wątpliwości, że to dość skrajne powołanie. Niełatwo o nowe osoby wstępujące do zakonu trapistów, czyli do jednej z wspólnot o najbardziej surowej regule zakonnej. O. Zioło w jednej z rozmów podkreśla, że w Aiguebelle nie było nowego powołania od 12 lat. Ale wciąż tam i w wielu innych miejscach na świecie są bracia, którzy żyją tą regułą. A to znaczy, że Kościół ich potrzebuje.
(…) w każdym z nas tkwi oczywiście pierwiastek kobiecy, co się objawia w bardzo wzruszający sposób, kiedy mnisi próbują być albo gościnni, albo mili. Wtedy stawiają na stołach małe bukieciki, które wyglądają jak psu z gardła wyciągnięte. Mężczyzna, a tym bardziej mnich, nie ma naturalnej, chciałoby się powiedzieć, zdolności aranżowania przestrzeni.
Szesnaście rozmów i szesnaście różnych tematów. Pewnie w wielu dziedzinach życia macie sporo pytań, które chcielibyście komuś zadać, a trochę się wstydzicie. Czasem też nie macie komu ich zadać. Książka redaktorów „W drodze” wychodzi naprzeciw takim pragnieniom. Dziennikarze pytają o. Zioło o przeróżne zagadnienia związane z życiem mniszym, żeby to życie choć trochę przybliżyć, żeby zobaczyć je od kuchni (także tej dosłownej – bo i o klasztornym menu jest mowa). Próbują zgłębić codzienność trapisty. A o. Michał szczerze i chętnie im opowiada o tym, co dzieje się za murami klasztoru.
Dowiadujemy się, że na przyjaźń nie ma tam miejsca. Obserwujemy celę o. Zioło – ale z zewnątrz, bo do celi mnicha nikt nie może wejść. Odkrywamy, że raz w tygodniu mnisi spotykają się w kuchni na wielkim krojeniu warzyw. Wcześniej kucharz zostawia im „wzorcowe” produkty. Mają pokroić pozostałe w ten sam sposób.
(…) życie monastyczne jest niebezpieczne i zarazem fascynujące. To nie my przez własną ascezę decydujemy, kiedy Pan Bóg nas nawiedzi, tylko On decyduje, kiedy to zrobi.
To opowieść o ciszy. Bo rzeczywiście ciszy w życiu mnichów nie brakuje, milczą nawet podczas wspomnianego krojenia warzyw. Dlatego tę książkę powinien przeczytać każdy, który ma dość otaczającego nas hałasu i chaosu. Żyjąc w globalnej wiosce, zapomnieliśmy o ciszy. Czasem nawet trudno nam się w niej odnaleźć. Tymczasem człowiek naprawdę jej potrzebuje. Żeby ją odkryć, niekoniecznie musi od razu wstępować do zakonu o surowej regule, ale poznanie zasad panujących w tej wspólnocie, odkrycie jej piękna na pewno pomoże w znalezieniu sposobu na ciszę we własnym życiu. Myślę, że o. Michał podaje nam sporo takich refleksji, które możemy potraktować jak rady. Przede wszystkim odbieram tę książkę jak zachętę do prostego życia, do tego, żeby sobie na siłę życia nie komplikować. Bo wtedy naprawdę nie przeszkadzamy innym, ale szkodzimy samym sobie. Ta prostota to choćby wspomniana klasztorna kuchnia. W środy i piątki bracia prawie zawsze jedzą to samo. Makaron z krążkami marchewki. Ktoś by zapytał: po co taka monotonia i umartwianie się? Ja to odczytuję jako zachętę do braku skupiania się na doczesności. Mamy kierować nasze myśli i wzrok ku Bogu.
Styl zastawy dość toporny: metalowe miseczki na fatalną kawę, blaszane talerze i porcelanowe miski, z których pijemy Wino Trzech. To taki gatunek wina, które przy spożywaniu wymaga trzech mężczyzn: jeden pije, a dwóch pozostałych wiesza się na jego ramionach, żeby nie uciekł. Jest niedobre.
Wreszcie, poza opowieścią o mnichach i ich życiu (i śmierci – bo jest też rozmowa, w której zaglądamy na przyklasztorny cmentarz), jest to opowieść o samym o. Michale. To nietuzinkowa postać, jego historia jest bardzo bogata. Przed trapistami w jego życiu byli dominikanie. Został wyświęcony, zajmował się prowadzeniem bardzo aktywnego, dominikańskiego życia. Duszpasterzował i był w tym naprawdę dobry. I nagle postanawia to zmienić. Ciekawe są te rozmowy, w których o. Michał opowiada o dzieciństwie, o dominikanach, o powołaniu do trapistów, ale też o swoich zamiłowaniach. Do teraz pozostało mu pewne hobby związane z okrętami… Nie zabrakło też wątku literackiego, bo o. Michał kocha czytać i pisze! W tych wszystkich rozmowach jest też lekkość i nie brakuje poczucia humoru. Po co światu mnich? Przeczytajcie tę książkę i znajdźcie odpowiedź. Każdy własną.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |