Fot. EPA/ALISA YAKUBOVYCH

Duszpasterz młodzieży na Ukrainie: błogosławię młodych idących na front. Nie widzę strachu w ich oczach

To zaskakujące, ale w oczach żołnierzy, którzy przychodzą do mnie po błogosławieństwo przed wyjazdem na wojnę, w ogóle nie widzę strachu, niepewności. Oni wiedzą, że jadą „robić swoją robotę”. A ja z każdym z nich umawiam się na spotkanie, kiedy wróci – mówi w rozmowie z KAI ks. Rostyslav Pendiuk, odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieży greckokatolickiej na Ukrainie.

KAI: Dochodzi północ, z soboty na niedzielę. Gdzie Ksiądz w tej chwili się znajduje?

Ks. Rostyslav Pendiuk: Jestem w mojej parafii, na przedmieściach Lwowa. Działamy tutaj, jak możemy. Przede wszystkim cały czas modlimy się. Są Msze święte, nabożeństwa, przez cały dzień nasz kościół jest otwarty, cały czas jest tam ksiądz, bo ludzie przychodzą, potrzebują modlitwy, rozmowy, spowiedzi. Często przychodzą nasi żołnierze, którzy jadą na wojnę. Przychodzą po błogosławieństwo przed wyjazdem, czasem na rozmowę. Widzę, że to jest bardzo ważne i z każdym z nich umawiam się na spotkanie po jego powrocie.

>>> Solidarni z sąsiadami. Rusza pomoc dla Ukrainy

Cały świat zachwyca się ich odwagą i walecznością.

– Podczas spotkań z żołnierzami nie napotkałem w nich strachu. W ogóle. I to jest bardzo zadziwiające. Kiedy przychodzą, proszą o błogosławieństwo, podświadomie myślę, że zobaczę w ich oczach strach, niepewność. Ale w ogóle tego nie widzę. To jest szok! Może to dziwnie zabrzmi, ale oni wiedzą, że idą „robić swoją robotę” i, że nie mogą inaczej. Ogłoszono u nas mobilizację i chętnych nie trzeba szukać. Ludzie stoją w kolejkach by się zgłosić do wojska i chcą iść bronić swój kraj.

A jak wygląda życie tych, którzy zostają?

– Życie się u nas zatrzymało. Ludzie nie wiedzą, czego się uchwycić, siedzą przed komputerami, telewizją. Ale to absolutnie nie znaczy, że są bezczynni. Przeciwnie! Organizujemy inicjatywy pomocy uchodźcom, którzy do nas przyjeżdżają. A na nasze tereny Lwowa i zachodniej Ukrainy przyjeżdża bardzo, bardzo dużo uchodźców z Kijowa i innych regionów. Działamy, żeby rozmieścić ich w domach naszych parafian, jeśli nie ma miejsc, to w szkołach i podobnych pomieszczeniach. A tam, potrzebują wielu różnych rzeczy, żeby mogli normalnie funkcjonować.

>>> Bp Radosław Zmitrowicz OMI (Kamieniec Podolski): Byśmy umieli się zachować jak trzeba [ROZMOWA]

Skąd te rzeczy bierzecie?

– Prosimy parafian, żeby przynosili. Robimy spisy tego, co potrzeba i ludzie się dzielą. Czasem dają pieniądze i kupujemy co potrzeba. Na razie, dzięki Bogu sklepy i supermarkety funkcjonują.

fot. PAP/Wojtek Jargiło

Oprócz pracy parafialnej, w Kościele greckokatolickim na Ukrainie odpowiada Ksiądz za duszpasterstwo młodzieży. Gdzie są dziś młodzi ludzie?

– Działają. Bardzo wielu młodych ludzi jest w wolontariatach. Pomagają uchodźcom. Wielu chłopców idzie na wojnę. U nas jest i armia i grupy, które po polsku nazwalibyśmy chyba samoobroną, które działają w każdym mieście. To nie jest regularne wojsko, ale są zorganizowani, mają swoje struktury, przywódców, broń i działają na terytorium każdego miasta. We Lwowie, dzięki Bogu, nie mamy w tym momencie starć wojennych, ale te grupy są. A dalej, na wschodzie, nasi młodzi ludzie walczą i bardzo pomagają wojsku.

>>> Franciszek apeluje o post i modlitwę w intencji pokoju

Walczą osoby pełnoletnie?

– Tak, tak! Czasem w mediach społecznościowych można przeczytać historię kogoś, kto ma 15-16 lat i zgłasza się, prosząc o przyjęcie go do wojska, ale nic z tego, oczywiście. Ci młodzi ludzie wracają do domów i szukają innych zajęć, by pomóc. Młodzi ludzie są bardzo zmobilizowani i starają się robić, co mogą.

>>> Polscy biskupi: otwórzmy nasze hotele, domy, parafie uchodźcom z Ukrainy

To bardzo ciekawe, widzę, że sprawdza się opis psychologiczny, który gdzieś napotkałem: że pierwszego dnia ludzie są zszokowani, drugiego źli, a trzeciego: zaczynają działać. I tak to widzę. W sobotę pojawiło się bardzo dużo zorganizowanych działań. To bardzo dobre!

Boicie się nalotów we Lwowie? Kilka alarmów już było.

– Jakby ktoś powiedział, że się nie boi, to myślę, że by skłamał. Każdy trochę się boi. Ale paniki nie widzę. W bloku, w którym mieszkam, kiedy są alarmy, np. ok. godz. 6.00 rano, bo tak jest od dwóch dni, to ludzie normalnie: wychodzą, biorą, nie wiem, swoje pieski, kotki i idą do podziemi pod budynkiem. Tam się spotykamy, rozmawiamy, ale jest „normalnie”.

Bierze Ksiądz pod uwagę, że będzie zmuszony do wyjazdu?

– Ja sobie tego nie wyobrażam. Jestem proboszczem na parafii. Jak mógłbym zostawić parafię, moich wiernych i gdzieś się udać! Nie, to nie jest opcja, którą biorę pod uwagę.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze