
Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl
Dzieło Pomocy św. Ojca Pio. „Wychodzenie z bezdomności to proces. Ważnym krokiem jest to, że człowiek zaczyn …
Niedaleko Franciszkańskiej 3 w Krakowie, na ulicy Smoleńsk, kolejka chętnych czeka, by odebrać posiłek. Inni wchodzą i wychodzą ze środka. Tam swój dom ma Dzieło Pomocy św. Ojca Pio. Miejsce z niezwykłą historią i klimatem.
Czekam w recepcji może minutę. W tym czasie przychodzi starsza pani i pyta, czy może tutaj oddać leki, bo są w terminie, ale zostały jej po zmarłym mężu i może komuś się przydadzą. Pracownicy chętnie je przyjmują. Można wrzucić je do specjalnej skrzynki, z której później są wyjmowane i przekazywane lekarzom ze Stowarzyszenia Lekarzy Nadziei, pomagającym przy Dziele Pomocy św. Ojca Pio. Za wspomnianą kobietą wchodzi kolejna i mówi, że chciałaby się „zapisać na pralnię”. Cały czas ktoś się kręci. Życie wre.
Codziennie na pomoc podstawową, czyli na posiłek czy po kanapki, przychodzi około 200 osób. Dzieło utrzymuje się z darowizn, z 1,5% podatku dochodowego, a także z dotacji.

Zaczęło się od dwóch baraków
To, co można zobaczyć dzisiaj w niczym nie przypomina dwóch baraków. Nie przypomina zewnętrznie, bo przecież oddanie i zaangażowanie jest takie samo, jeśli nie większe.
Magdalena Szydełko opowiada o początkach Dzieła, które bracia kapucyni stworzyli po prostu z chęci pomocy potrzebującym. Zaczęło się od dwóch baraków w podwórzu, gdzie po prostu wydawano posiłki. Później wybudowano pierwsze centrum pomocy w ogrodzie braci kapucynów przy ulicy Loretańskiej. Tam obecnie znajduje się dział socjalny i poradnia psychiatryczo-psychologiczna. Z biegiem czasu pojawiali się ludzie, którzy służyli swoimi kompetencjami i dzięki temu Dzieło Pomocy św. Ojca Pio ma dziś w Krakowie dwa centra pomocy, w tym jedno trzypiętrowe, a w zasadzie czteropiętrowe – jeśli policzyć piwnicę, która także jest użytkowana – przy ulicy Smoleńsk.
Rozrastanie się Dzieła wynikało i nadal wynika z potrzeb, które zgłaszają osoby pojawiające się przy ulicy Smoleńsk. Jedni potrzebują rozmowy z psychologiem, inni skorzystania z pralni, a jeszcze inni chcą skorzystać z pomocy medycznej.
>>> „Modlitwa ubogiego dociera do Boga”. 19. Ogólnopolska Pielgrzymka Osób w Kryzysie Bezdomności

Od podstaw
W piwnicach można skorzystać z łaźni. W inne dni mają możliwość skorzystania z nich panie, a w inne panowie. Można zapisać się do fryzjera czy do pralni, a także dostać świeże ubranie z magazynu. – Odzież dostajemy w darach. Wolontariusze te rzeczy segregują według kategorii i rozmiaru. Wówczas są układane na półkach, wieszakach, a państwo mogą przyjść i poprosić o konkretne rzeczy – mówi Magdalena Szydełko. Prowadzony jest także rejestr wydawanych rzeczy – aby ta sama osoba nie pobierała z magazynu zbyt często podobnych rzeczy.





Piętro wyżej znajduje się świetlica, w której można pograć w szachy, poczytać książki, porozmawiać. Przychodzą tam także pracownicy czy bracia kapucyni, by po prostu pobyć z przychodzącymi. Na parterze znajduje się także recepcja, w której można załatwić rozmaite rzeczy dotyczące funkcjonowania Dzieła – m.in. zapisać się na pranie czy na warsztaty.


Na pierwszym piętrze przychodnię prowadzi Stowarzyszenie Lekarze Nadziei. Tam można zapisać się na wizytę lekarską do rozmaitych specjalistów. Pomagają oni w ramach wolontariatu, przyjmują więc także tych, którzy nie mają ubezpieczenia zdrowotnego.
Szlifowanie diamentów
Natomiast na drugim piętrze znajduje się dział aktywizacji zawodowej, gdzie odbywają się konsultacje, w ramach których można poprosić o pomoc w znalezieniu pracy, w zadzwonieniu, by móc odpowiedzieć na ofertę. – Mamy także pracownię komputerową, gdzie można skorzystać z internetu, uzyskać pomoc w napisaniu CV czy w wyszukiwaniu ofert pracy – mówi Magdalena Szydełko. Prowadzone są tam również zajęcia, podczas których można nauczyć się podstawowej obsługi komputera, np. tego samodzielnie wysłać maila czy jak edytować plik.

W ramach aktywizacji zawodowej prowadzone jest Centrum Integracji Społecznej, którego uczestnicy przychodzą do Dzieła na 6 godzin dziennie i wykonują różne prace, głównie po to, by na nowo wdrożyć się w systematyczność i obowiązkowość. – Pod okiem trenerów zawodu można popracować nad tym, by łatwiej było wdrożyć się w zasady obowiązujące w zakładach pracy. W ramach swojej pracy wykonują na przykład drewniane podstawki, budki dla owadów. Mogą także korzystać z maszyn czy narzędzi stolarskich. Uczą się także naprawy i konserwacji rowerów. Głównie panie korzystają z możliwości nauki szycia. I trzeba powiedzieć, że wychodzą naprawdę piękne rzeczy. Różni darczyńcy przekazują nam resztki materiałów i to także wykorzystujemy, żeby tworzyć torby, plecaki i wiele innych rzeczy. A później, żeby praca nie poszła na marne, sprzedajemy to na przykład na kiermaszach – opowiada pani Magdalena.
Warsztaty to nie tylko wdrażanie się do samego systemu pracy, ale także okazja do odświeżania, czy wręcz odkrywania w sobie umiejętności i talentów. Przychodzący do Dzieła je posiadają, ale przez rozmaite okoliczności życia zostały one zakopane.













Z ulicy… na własną kanapę
– W tej chwili Dzieło prowadzi 12 mieszkań. Dostajemy je od miasta, ale czasami zdarzają się także darczyńcy, którzy udostępniają nam takie mieszkanie na jakiś czas. Było też tak, że darczyńca kupił dla nas takie mieszkanie – opowiada Magdalena Szydełko z Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
Mieszkania są różne. W kawalerkach prowadzony jest program „Najpierw Mieszkanie”, który polega na tym, że osoby potrzebujące dostają możliwość zamieszkania już na samym początku procesu usamodzielniania. Natomiast w pozostałych kilkupokojowych mieszkaniach mogą przebywać osoby, które są już na jakimś etapie usamodzielniania się, a więc w jakiś sposób są zatrudnione, czy też uczestniczą w terapii. – Aby móc zamieszkać w takim mieszkaniu grupowym, stawiane są większe wymagania, ponieważ chodzi o to, by się nawzajem motywować, a nie demotywować – mówi pani Magdalena.
Program „Najpierw Mieszkanie” jest stosunkowo nowy, ale już teraz widać, że obie formy wsparcia „działają”. Nie ma jeszcze osoby, która zupełnie by się usamodzielniła, ale widać już progres w osobach, które zostały do projektu zakwalifikowane i w ten sposób mieszkają. Zdarzały się także przypadki, że któraś z osób nie przestrzegała regulaminu i musiała wyprowadzić się, ale nigdy droga powrotu nie jest zamknięta. Zdarzyło się także, że osoby na nowo podejmowały drogę, by móc wrócić do mieszkania. Generalnie jednak trzeba powiedzieć, że ten program się sprawdza. – Trzeba powiedzieć, że wychodzenie z bezdomności to cos więcej niż danie komuś mieszkania. Panie i panowie, którzy przez jakiś czas żyli na ulicy, tak naprawdę muszą na nowo przyzwyczaić się do mieszkania w domu, do zagospodarowania sobie dnia. A do tego zmagają się z presją, z poczuciem, że teraz już „musi im się udać”. Kiedyś stracili pracę, stracili mieszkanie, a teraz bardzo chcą, żeby im wyszło i okazuje się, że jest to dla nich bardzo obciążające psychicznie – mówi Magdalena Szydełko.
W nowym życiu chodzi o nauczenie się na nowo, że człowiek ma do czego wracać, że ma szafę, w której może ułożyć ubrania, że może prać, gotować.

Walka o córkę i o nowe życie
– Jeden z panów najpierw stracił pracę. Później, na skutek nie do końca uczciwych zabiegów swojej byłej partnerki trafił do więzienia. Kiedy tam przebywał, tej kobiecie odebrano prawo do opieki nad dzieckiem i ich córka trafiła do placówki opiekuńczej. Kiedy wyszedł z zakładu karnego, starał się odzyskać dziewczynkę. Udało mu się to, ale wtedy ona zachorowała. I w związku z tym on nie mógł dalej pracować – nie mógł pogodzić pracy z opieką nad dzieckiem. W ten sposób trafili do schroniska i wkrótce do Dzieła. Daliśmy im możliwość zamieszkania w jednym z naszych mieszkań. W trakcie pobytu w mieszkaniu szukał pracy, która dawałaby mu pewną elastyczność, by zarabiać i jednocześnie opiekować się córką. Niedawno spotkałam go w kuchni, prowadzonej przez siostry felicjanki przy Dziele Pomocy św. Ojca Pio. Wyglądał zupełnie normlanie, był zadowolony, córka była razem z nim. Po prostu byli na obiedzie. Udało im się „wyjść na prostą”. Nie korzystają już ze wsparcia w postaci mieszkania „dziełowego”, utrzymują się już samodzielnie. Można powiedzieć, że udało mu się stanąć na nogi. Na pewno motywacją dla niego była córka – opowiada Magdalena Szydełko.
Ta historia pokazuje także, że nie zawsze przyczyną bezdomności jest alkohol czy narkotyki. – Podstawową przyczyną nie są używki, ale brak relacji. Splot różnych życiowych wydarzeń może prowadzić do tego, że człowiek się załamuje, poddaje i traci wszystko – opowiada pani Magdalena.
Inna pracowniczka Dzieła opowiada, że jedna z pań w kryzysie bezdomności mówiła, że piją, by zagłuszyć wstyd, który czują. To zagłuszanie pomaga podchodzić do innych osób i prosić o pieniądze czy jedzenie.
Oczywiście nie wszystkim osobom udaje się „pójść na swoje” i ten proces wychodzenia z bezdomności w ich wypadku przebiega wolniej. Ale każdą osobę trzeba oceniać bardzo indywidualnie. W przypadku niektórych progresem jest już to, że osoba zadba o regularne mycie się. – Wychodzenie z bezdomności to długi proces. Czasami pierwszym i ważnym krokiem jest to, że człowiek zaczyna widzieć swoją godność. I to właśnie poczucie godności „leczy” i pozwala robić dalsze kroki – opowiada Magdalena Szydełko.
Galeria (5 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |