Felicjanki od 150 lat prowadzą w Krakowie Kuchnię Siostry Samueli i pomagają najuboższym [REPORTAŻ]
Zupa za pięć złotych, kotlet schabowy za trzynaście złotych, a gołąbek z mięsem i sosem pomidorowym za sześć złotych. Nieco zaskakujące, prawda? I to jeszcze prawie w centrum Krakowa. To jednak nie żart. Takie ceny tylko w Kuchni Siostry Samueli prowadzonej przez felicjanki.
W 1865 r. w Krakowie zamieszkały siostry felicjanki, które na oficjalne założenie w tym mieście swojego domu otrzymały pozwolenie od rządu austriackiego. Już na początku lat 70. XIX wieku dzieliły się przy furcie posiłkami z osobami ubogimi. W 1872 r. jedna z młodych sióstr – Samuela Piksa – wydając żywność zauważyła, że wśród osób, które po nie przyszły, znajduje się czterech studentów. Po zgłoszeniu tego faktu przełożonej wygospodarowano jeden pokoik przy furcie klasztornej, w którym krakowscy żacy otrzymywali od tego czasu obiady. Z biegiem lat studentów przybywało, a pomocą im zajęła się siostra Samuela. Oprócz posiłków często zapewniała im też odzież i obuwie oraz dbała o ich sferę duchową.
Miłosierdzie w Krakowie
Z powodu wojen oraz trudnej sytuacji w kraju bywały sytuacje, że Kuchnia nieco modyfikowała swoje działania, zawsze jednak służyła osobom ubogim i samotnym. Pod koniec lat 40. XX w. sytuacja Kuchni jeszcze bardziej się pogorszyła, a liczba osób, które do tej pory wspomagały jej funkcjonowanie, spadła do zera.
Siostra M. Bernadetta Słowik zaczynała swoją posługę w Kuchni w 2004 r., w starym budynku. Wtedy jednak miejsce to nie było dostosowane do unijnych warunków, dlatego konieczne stało się przeprowadzanie remontów. Po kilku latach siostry doszły do wniosku, że nie da się wszystkiego wyremontować i postanowiły współpracować z braćmi kapucynami, którzy mieli fundusze z przekazywania im 1% podatku dochodowego, a zgromadzenie felicjanek było z kolei właścicielem działki. Wspólnie postawili budynek, który dzisiaj służy osobom w kryzysie bezdomności. Mogą oni otrzymać tutaj kompleksową pomoc. Oprócz Kuchni w budynku przy ulicy Smoleńsk 4 w Krakowie działa również Dzieło Pomocy św. Ojca Pio i Stowarzyszenie Lekarze Nadziei.
W 2016 r., który został ogłoszony przez papieża Franciszka Rokiem Miłosierdzia, siostry wpadły na pomysł stworzenia bonów na posiłki, aby jeszcze bardziej wyjść naprzeciw tym, których nie stać na zakup obiadu. Bloczki te są kupowane przez parafie, zakony oraz osoby prywatne i po okazaniu ich, potrzebujący otrzymuje obiad, nie musząc za niego płacić. W tym samym roku w Krakowie odbyły się Światowe Dni Młodzieży, które sprawiły, że Kuchnia Siostry Samueli zaczęła cieszyć się dużym zainteresowaniem ludzi młodych.
Kolejnym ważnym etapem w historii jej istnienia była pandemia koronawirusa. Wówczas,
aby nie rezygnować z pomocy, zdecydowano o dowożeniu posiłków osobom w kryzysie bezdomności. Akcja ta trwała aż do maja 2020 r.
Następnym trudnym momentem stał się wybuch wojny w Ukrainie. Siostry zaangażowały się w tym czasie w pomoc osobom w kryzysie uchodźczym. Na miejscu żywiły ich częściowo bezpłatnie. Przygotowywały gorące zupy w termosach, które przekazywane były do Ośrodka Interwencji Kryzysowej dla Uchodźców znajdującego się w Krakowie przy ulicy Radziwiłłowskiej.
>>> „Siłę mamy od Boga”. Ania i Dawid siedem razy stracili dziecko. Dziś są rodzicami Meli [ROZMOWA]
Żaden zaszczyt
Dzień siostry Bernadetty rozpoczyna się bardzo wcześnie modlitwą w gronie sióstr swojej wspólnoty. O godzinie dziewiątej rozpoczyna się czas pracy, która kończy się dopiero około dwudziestej. W międzyczasie siostra pojawia się w klasztorze na modlitwę i wspólny posiłek. Takie sytuacje nie są regułą, gdyż z powodu ogromu pracy siostra musi pozostać w kuchni. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy zabraknie pracowników i wolontariuszy, a posiłki muszą być przygotowane na czas. Wówczas siostra Bernadetta i wspomagająca ją w pracy siostra Bogumiła podejmują zadania w wakujących miejscach, zostawiając swoje zakonne obowiązki na później. Siostra Bernadetta jest odpowiedzialna za całą dokumentację Kuchni. Trzeba zaznaczyć, że obecnie Kuchnia funkcjonuje jako działalność gospodarcza bez zysku. Siostra Bernadetta ma wykształcenie pedagogiczne, jednak z satysfakcją podkreśla: „jestem też z wykształcenia księgową”. I dalej dodaje: „obiad każdego dnia musi być gotowy na godzinę trzynastą i nie ma opcji, że będzie o innej porze, bo już przed trzynastą czekają na niego ludzie. W takiej sytuacji w biurze pojawiam się tylko wieczorami. Poza tym, gdy tylko zaczynam pracę, to akceptuję menu na dany dzień lub też sugeruję, aby zrobić coś innego. Kiedyś pracowałam też w dziale żywienia, chociaż nie mam wykształcenia gastronomicznego, to pomaga mi w tym wieloletnie doświadczenie” – zauważa moja rozmówczyni.
Kuchnia, oprócz tego, że spełnia swoją podstawową rolę, jest też miejscem spotkań. Wielu ludzi przychodzi do niej już od lat każdego dnia. Często jednak pojawia się też ktoś nowy. Są to głównie osoby starsze i samotne. Zdarza się też, że ktoś dzwoni bezpośrednio do Kuchni, opowiada o swojej sytuacji i prosi o spotkanie.
Dużym atutem tego miejsca jest również fakt, że każdy może wybrać sobie konkretne danie spośród kilku dostępnych danego dnia. Ta różnorodność jest szczególnie ważna. W innych kuchniach dla osób w kryzysie bezdomności wszyscy otrzymują zazwyczaj jeden posiłek.
– Kiedy zaczynałam tutaj pracę, również mieliśmy w menu tylko jedną zupę i jedno drugie danie. Doszłyśmy jednak do wniosku, że ważna jest kwestia wyboru. Zawsze mamy także dania wegetariańskie, nie tylko takie z mięsem lub z rybą. Wychodzimy ludziom naprzeciw, choć nie zawsze uda się im dogodzić. Prawdą jest tez fakt, że przez te dwadzieścia lat zauważyłam, jak bardzo ludzie stali się roszczeniowi.
Czasami zdarza się też, że przychodzący do Kuchni są agresywni. Oczywiście osoby pod wpływem alkoholu nie mają wstępu do budynku przy ulicy Smoleńsk 4. Jednak, kiedy akurat nie ma nikogo na recepcji (najczęściej w weekendy), zdarza się, że ktoś pijany wejdzie do stołówki. W takiej sytuacji nie trzeba wiele, aby między osobami będącymi w kryzysie bezdomności wywiązała się kłótnia.
>>> By wrócić do źródeł – tak wygląda życie w zakonie klauzurowym [REPORTAŻ]
Siostry Nadziei
Na szczęście tego typu sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Zdecydowanie więcej jest tych pozytywnych. Wiele osób przychodzących do Kuchni jest spragnionych wysłuchania i rozmowy, o którą zazwyczaj proszą siostrę Bernadettę.
– Jedna z osób, niestety już nieżyjąca, bo zmarła niedawno na raka płuc, przychodziła do mnie wiele razy porozmawiać. Mówiła, że przypominam jej mamę. Teraz mam też jedną zaległą rozmowę z osobą potrzebującą pomocy, z którą jestem w stałym kontakcie. Na szczęście wszystkie lata prowadzenia Kuchni i pomagania ubogim sprawiły, że wiem już dokąd pokierować potrzebujących, by uzyskali pomoc, jakiej potrzebują. Z niektórymi osobami, jeśli tego chcą utrzymujemy kontakt. Dzięki temu możemy im pomóc na miarę naszych możliwości. Przykładem może być pewien mężczyzna, który po rozwodzie z żoną znalazł się na ulicy. Za moją radą zdecydował się podjąć pracę i mija już trzeci rok, odkąd pracuje w Lidlu, gdzie przez ten czas już awansował. Jest z nami w stałym kontakcie i często dzieli się swoimi przeżyciami, bo wysłuchanie ich jest dla nich najważniejsze. Oprócz tego staramy się przychodzącym do nas czasem polecić jakieś książki, które nie tylko są dla nich wsparciem, lecz także sprawiają, że dzięki nim zbliżają się do Boga. I choć wśród Lekarzy Nadziei, przyjmujących w tym samym budynku i w Dziele św. Ojca Pio, w którym znajduje się nasza Kuchnia, są także psychologowie i psychiatrzy, to wiele osób chce rozmawiać o swoim życiu właśnie z nami – z siostrami zakonnymi – uśmiecha się siostra M. Bernadetta Słowik.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |