Fot. Yanapi Senaud/unsplash

Garść wypoczynku – bierz z niej jak najczęściej [FELIETON] 

Złoty środek – warto tę zasadę stosować w różnych przestrzeniach życia. Bardzo ważne jest jej stosowanie na linii praca – odpoczynek. Anie wieczne pracowanie, ani chroniczne leniuchowanie nie są bowiem zdrowe dla ducha, ciała i psychiki. 

Biblijni autorzy, poza głęboką teologią, zostawiają nam też wiele rad na to, jak prowadzić dobre i zdrowe życie. Przypominają nam nieraz o tym, że ważne są w życiu różne przestrzenie – także wypoczynek. Na to zwraca uwagę choćby Kohelet, który w swojej księdze przypomina o potrzebie wypoczynku. Pisze: „Głupiec zakłada ręce i tak zjada własne ciało. Lepsza jednak garść wypoczynku, niż obie dłonie pełne trudu i gonitwa za wiatrem” (Koh 4,6). 

>>> Dotknij, zobacz, doświadcz. W tym miejscu nauka może zainteresować każdego [+ GALERIA] 

O leniuchowaniu 

Kohelet zestawia ze sobą dwie rzeczywistości. Z jednej strony lenistwo i nicnierobienie, z drugiej zaś przepracowanie. Na różnych etapach naszego życia zdarza nam się wpadać i w jedno, i w drugie. Gdy słyszymy słowo „leń” – to jakby od razu przypomina nam się dziecięcy wierszyk Jana Brzechwy, zaczynający się od charakterystycznych słów: „Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień”. I do tego pewnie mamy też w głowie obrazek Ferdynanda Kiepskiego, głównego bohatera „Świata według Kiepskich”. Nie oszukujmy się – lenistwo nie jest niczym dobrym, nieprzypadkowo trafiło na listę siedmiu grzechów głównych. Choć myślę, że warto sobie rozdzielić lenistwo od lenistwa. Bo grzech, który w jakiś sposób wyśmiewa w swoim tekście Brzechwa, to takie lenistwo patologiczne – takie marnowanie czasu, życia, swojego potencjału. To nie tylko nie-pracowanie, ale to takie totalnie nicnierobienie. Życie na koszt innych. Tymczasem jest też coś, co nazwałbym „pozytywnym lenistwem” – albo może raczej „słodkim leniuchowaniem”. To takie typowe odpoczywanie, które potrzebne jest czasem każdemu z nas i które pomaga „doładować akumulatory”. I takie lenistwo oznacza oczywiście nie-pracowanie, ale niekoniecznie wiąże się z nicnierobieniem. Bo możemy leniuchować  i czytać dobrą książkę, słuchać muzyki, obejrzeć fajny film, wyskoczyć na spacer, pójść na spotkanie z przyjaciółmi itd. Albo nawet dłużej poleżeć w weekend w łóżku – bo cały tydzień pracy za nami i mamy ochotę „słodko poleniuchować”. I takie odpoczywanie w granicach rozsądku – to właśnie owa garść wypoczynku, która – jak pisze Kohelet – lepsza jest od tej postawy stereotypowego lenia. 

fot. unsplash / Katie Barrett

I o pracowaniu 

Spójrzmy teraz na druga stronę. Zasadniczo praca kojarzona jest społecznie z czymś bardzo dobrym. Dzięki niej nie marnujemy czasu, robimy coś pożytecznego dla siebie i społeczeństwa, zarabiamy pieniądze, rozwijamy się, jesteśmy wśród ludzi itd. To wszystko to bezsprzecznie pozytywy płynące z pracy. Gdzie zatem tkwi „ale”? Otóż, z pracą, jak ze wszystkim, nie możemy przesadzić. A wielu z nas ma tendencję do przepracowywania się. Siedzimy w pracy do późna, robimy nadgodziny, harujemy, a potem okazuje się jeszcze, że teoretycznie wolny wieczór spędzamy na firmowej korespondencji i nadrabianiu tego, czego nie zdążyliśmy zrobić w pracy. Robi się z nas powoli pokolenie pracoholików. A może i nie powoli… Tymczasem – nie tędy droga. Nie możemy być w pracy przez 24 h na dobę, bo zwyczajnie w pewnym momencie nagle „odetnie nam prąd” i stracimy wszelki zapał do pracy. Dojdzie do nas, że mamy swojego miejsca pracy i związanych z nim ludzi dość. Musimy zacząć stawiać rozsądne granice – nie brać wszystkich zleceń, nie robić wszystkiego na 200%. Przecież „lepsza (…) garść wypoczynku, niż obie dłonie pełne trudu i gonitwa za wiatrem”. Musimy wyjść z mentalności pogoni – i zacząć być bardziej tu i teraz. Musimy bardziej zauważać swoje potrzeby, słuchać swojego organizmu – to właśnie może mieć największy wpływ na nasze podejście do pracy. 

>>> Modlitwa – odpoczynek, który ciągle odkrywam [FELIETON] 

Wyśrodkuj 

Już starożytnym nieobca była zasada aurea mediocritas – złotego środka. Zresztą, te intuicję potwierdza m.in. przywoływany już kilkukrotnie Kohelet. W naszym wypadku chodzi o złoty środek pomiędzy pracą a nicnierobieniem, totalnym lenistwem. Wiadomo, że nie mamy zupełnie rezygnować z pracy i skupić się tylko na swoich przyjemnościach – i ostatecznie dzień po dniu spędzać na kanapie z pilotem i napojem z procentami w ręce. Ale tak samo nie mamy siedzieć od rana do wieczora w pracy i wciąż być na zawołanie kadry kierowniczej. Obie sytuacje są skrajne. Trzeba nam znaleźć aurea mediocritas – a więc rozsądnie i z umiarem pracować i w ten sam sposób odpoczywać. Chodzi o to, by garść wypoczynku coś nam dawała, miała na nas realny wpływ – żeby nie była wyłącznie egzystowaniem, ale żeby była życiem. Im szybciej to zrozumiemy i zaczniemy wcielać w życie – tym lepiej dla naszego zdrowia psychicznego, fizycznego, ale i też tego duchowego. Bo dbając o higienę pracy i odpoczynku – dbamy też o rozwój swojej wiary. Nieprzypadkowo do złotego środka zachęca nas autor biblijny! Nie dajmy się zapracować (to chyba tendencja dominująca w tych czasach) i pozwólmy sobie czasem słodko poleniuchować. To jest nam zwyczajnie potrzebne. Już Jan Kochanowski zapraszał: „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie”. Poszukajmy jakiejś lipy i w jej cieniu nacieszmy się garścią wypoczynku. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze