Ghana: afrykańska prymuska demokracji wybiera prezydenta
Gdyby nie niedawny cud w maleńkiej Gambii, gdzie w wyniku wolnej elekcji władzę niespodziewanie stracił panujący od prawie ćwierć wieku tyran Yahya Jammeh, za tegoroczny triumf demokracji w Afryce uznano by pewnie znowu środowe wybory prezydenckie w Ghanie.
Dwudziestopięciomilionowa Ghana od początku istnienia chciała być dla Afryki wzorem. Jako pierwsza, w 1957 r., zdobyła niepodległość i jako pierwsza, pod rządami zauroczonego socjalizmem prezydenta wizjonera Kwame Nkrumaha, wzywała, by wymazać postkolonialne granice i zjednoczyć Afrykę w jedno państwo, na wzór Stanów Zjednoczonych.
Kres utopijnym eksperymentom i coraz bardziej dyktatorskim rządom Nkrumaha położył w 1966 r. przewrót, który zapoczątkował epokę wojskowych dyktatur, puczów i gospodarczego upadku. Ostatni wojskowy dyktator Jerry J. Rawlings (1979-80 i 1981-92) okazał się jednak zbawcą Ghany. Jako władca bezwzględny i absolutny przeprowadził w Ghanie zalecane przez Zachód radykalne reformy gospodarcze, uporządkował finanse, ukrócił korupcję, a pod koniec lat 80. zgodził się przywrócić w kraju działalność partii politycznych i w 1992 r. zorganizował wybory prezydenckie. Odtąd wszystkie elekcje w Ghanie uważane są za wzorowe i stawiane reszcie kontynentu za wzór.
Pierwsze dwie wygrał sam Rawlings, który ściągnął wojskowy mundur i startował w nich jako cywilny polityk, przywódca Narodowego Kongresu Demokratycznego (NDC). Po dwóch kadencjach, zgodnie z osobiście zredagowaną konstytucją, ustąpił z urzędu i nie zmienił zdania, nawet gdy kolejne wybory, w 2000 r., wygrała opozycyjna Nowa Partia Patriotyczna (NPP), a jej przywódca John Kufour został nowym prezydentem kraju.
Pokojowe wymienianie się władzą między partią rządzącą i opozycją, będące wciąż rzadkością w Afryce, w Ghanie stało się czymś zwykłym. W 2008 r. NPP przegrało kolejne wybory i do władzy wrócił NDC, który sprawuje ją do dziś.
Przed środowymi wyborami miejscowi dziennikarze odkryli, że ekipy rządzące w Akrze zmieniają się ostatnio podobnie do gospodarzy w waszyngtońskim Białym Domu. Jeśli w Ameryce w wyborach prezydenckich wygrywają Demokraci, w Akrze rządy przejmował centrolewicowy NDC. Kiedy do Białego Domu wprowadzali się Republikanie, w Ghanie wygrywała centroprawicowa NPP.
Dobrze to wróży obecnemu przywódcy NPP 72-letniemu Nanie Addo Dankwie Akufo-Addo, znakomicie wykształconemu w Wielkiej Brytanii prawnikowi i dyplomacie. Środowe wybory będą jego trzecią i zapewne ostatnią próbą wywalczenia prezydentury. Poprzednie dwie, w 2008 r. i 2012 r., minimalnie przegrał – o ok. 1 proc. głosów. O przegranej przed czterema laty rozstrzygnął Sąd Najwyższy, o którego werdykt po niezwykle wyrównanych wyborach poprosiła wówczas opozycja i uznała go, choć był dla niej niekorzystny. Jeśli w środę znów przegra, wycofa się zapewne z polityki.
Szanse na wygraną za trzecim podejściem Akufo-Addo ma jednak większe niż kiedykolwiek. Oparta na uprawie kakao (drugi, największy na świecie eksporter), wydobyciu złota, a także odkrytej w 2007 r. ropy naftowej gospodarka Ghany, która za panowania NPP w latach 2000-2008 zaczęła się rozwijać i stała jedną z najdynamiczniejszych w Afryce, od kilku lat znów przeżywa kłopoty, a opozycja odpowiedzialnością za nie obarcza rządzących. Tempo wzrostu gospodarczego, które na początku wieku sięgało kilkunastu procent rocznie teraz spadło do 3-4 proc. Wzrosło za to bezrobocie, które dotyka głównie młodzież (prawie połowa młodych ma kłopoty ze znalezieniem pracy), inflacja (ponad 17 proc.), korupcja oraz zadłużenie wewnętrzne i zewnętrzne (spłaty pożyczek i odsetek pochłaniają dwie trzecie dochodów państwa). Przyczyniła się do tego fatalna dla Ghany koniunktura (m.in. spadki cen złota i ropy naftowej), ale opozycja, na której rządy przypadły lata rozwoju (2000-2008) zarzuca obecnym władzom niekompetencję, a przede wszystkim populizm i rozrzutność mającą zapewnić im utrzymanie się u władzy. Akufo-Addo oskarża obecnego prezydenta Johna Dramaniego Mahamę, że aby zapewnić sobie wygraną w wyborach, zastawił przyszłość Ghany, która wydostawszy się na początku wieku z długów, wiosną 2015 r. znów zapożyczyła się na prawie miliard dolarów w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, żeby pospłacać choć część bieżących należności. Sondaże dowodzą, że ponad dwie trzecie mieszkańców uważa, iż sprawy w ich kraju idą źle, a prawie połowa wini za ten stan rządzących.
58-letni urzędujący prezydent Mahama przyznaje, że gospodarka przeżywa kryzys, ale obwinia o to sytuację międzynarodową i zapewnia rodaków, że potrafi zaradzić wszystkiemu, jeśli tylko dadzą mu na to szansę i cztery kolejne lata rządów.
Środowe wybory zapowiadają się na kolejne wyjątkowo wyrównane. Jeśli żadnemu z siedmiu pretendentów (liczą się tylko Mahama i Akufo-Addo) nie uda się już w środę zdobyć ponad połowy głosów, konieczne będzie przeprowadzenie za miesiąc dogrywki między dwoma najlepszymi na wyborczej mecie. Mahama może liczyć na głosy (ok. 40 proc.) rodzinnej północy kraju i wyborców znad jeziora Wolta. Polityczną twierdzą opozycji i Akufo-Addo jest kraina Aszantów i regiony na wschodzie kraju, dające również ok. 40 proc. wyborczych głosów. O wyniku elekcji rozstrzygną więc wyborcy z Akry i zachodu kraju. Poza prezydentem Ghana wybierze w środę także 275 posłów, a do elekcji staną 24 partie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |