Studio Raban

Kasia Szlonzak i Michał Bukowski, Studio Raban. fot. Estera Kukier

Kiedy nic nie działa, działa… Pan Bóg [MISYJNE DROGI]

O graniu z biskupem w gry komputerowe oraz o byciu przekonującym dla młodych z Kasią Szlonzak i Michałem Bukowskim, prowadzącymi Studio Raban, rozmawia Michał Jóźwiak.

Michał Jóźwiak: Robicie program dla młodych i sami jesteście młodzi. Czym jest dzisiaj Kościół dla młodych ludzi? Jest jeszcze atrakcyjny? Przekonujący? Jakie macie doświadczenia i obserwacje w tym temacie?

Kasia Szlonzak: – Kościół jest dla młodych atrakcyjny pod warunkiem, że znajdą w nim swoje konkretne miejsce, na przykład wspólnotę lub duszpasterstwo. Natomiast nie ma się co oszukiwać – ksiądz dla dzisiejszych licealistów czy studentów nie jest już autorytetem. Dlatego im bardziej życie grup przy Kościele opiera się na samych duchownych, tym mniejsze szanse, że będą wśród młodych popularne. Tutaj dochodzimy do roli osób świeckich. Musimy pamiętać, że gramy z księżmi do jednej bramki i razem powinniśmy wychodzić z inicjatywami. To może być przekonujące.

Michale, Ty dużo jeździsz po Polsce, spotykasz się z uczniami i studentami. Jakie jest ich spojrzenia na Kościół? I spojrzenie na Pana Boga?

Michał Bukowski: – Młodzi są bardzo krytyczni wobec księży. Nie chcą słuchać kogoś, kto po szkole poszedł do seminarium i tam uczył się nie ciężkiej pracy, a tego, jak pouczać innych. Tak to wygląda z ich punktu widzenia. To dla nich bariera. Ostatnio byłem na przygotowaniach do bierzmowania w jednej z warszawskich parafii. Zapytałem, kto z nich uważa, że jest osobą wierzącą realnie doświadczającą obecności Pana Boga. Z pięćdziesięciorga młodych osób nie zgłosił się nikt. Nikt.

>>> Bp Piotr Jarecki: jeśli ktoś w Kościele czuje się odrzucony, to mamy poważny problem [ROZMOWA]

To smutne, ale chyba nie powinno szokować tych, którzy dobrze wiedzą, jak wygląda rzeczywistość na poziomie naszych parafii.

Michał Bukowski: – Dokładnie. Dla mnie to był na początku szok, ale jak przypomniałem sobie swoją własną świadomość, kiedy miałem kilkanaście lat, to nabrałem więcej zrozumienia. Ja w ich wieku tak samo nie interesowałem się Kościołem i nie miałem doświadczenia relacji z Bogiem.

Z drugiej strony, są też księża, a nawet biskupi, którzy potrafią docierać do młodzieży.

Michał Bukowski: – Jak najbardziej. I im należy się wielki szacunek. Biskupi Suchodolski, Solarczyk czy Bab to są mistrzowie świata w komunikacji z młodymi. Z biskupem Solarczykiem robiłem pompki na Stadionie Narodowym. Z biskupem Babem graliśmy w zbijaka, tarzał się po ziemi z młodymi, a z biskupem Suchodolskim grałem w fifę. To są ludzie, którzy nie są odrealnieni. Dzięki temu mają autorytet i przyciągają do Kościoła. Powinniśmy więc z jednej strony troszczyć się o tych, którzy już są we wspólnocie, ale też ciągle wychodzić na zewnątrz i towarzyszyć człowiekowi – niezależnie od tego, czy jest to osoba wierząca czy niewierząca, gej, lesbijka czy ktokolwiek inny.

fot. Estera Kukier

Mówiliście o tym, że ciężar świadczenia o Panu Bogu coraz częściej spoczywa na barkach osób świeckich. Czy Wy, jako prowadzący Studio Raban, czujecie się ambasadorami Kościoła albo misjonarzami nowych przestrzeni misyjnych?

Kasia Szlonzak: – Ładnie to nazwałeś (śmiech). Oczywiście czujemy się odpowiedzialni za Kościół, ale nie tylko dlatego, że prowadzimy program religijny w telewizji. Każdy jest w tę misję włączony jako katolik. Po prostu. Każdy, kto doświadczył Boga, chce się tym doświadczeniem dzielić. Zaczyna się od rodziny, od znajomych. Moi bliscy widzą, jak żyję i to działa zdecydowanie lepiej niż wymądrzanie się. Bardziej skuteczne jest słuchanie, bycie z ludźmi, którzy chcą się wygadać albo się poradzić. To dla mnie bardzo ważna przestrzeń. Na bazie relacji można ludzi prowadzić do Pana Boga. Czasem ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z Kościołem po jakichś rozmowach, po zbudowaniu zaufania, proszą, żebym się za nich pomodliła. Czasem dochodzą do takiego momentu w swoim życiu, że już nic nie działa. I wtedy okazuje się, że działa… Pan Bóg.

Bo ewangelizować nie można na siłę.

Kasia Szlonzak: – Czasem najlepsze, co można zrobić, to żyć tak, żeby być światłem dla innych. Nie zmuszać do niczego, tylko dawać świadectwo. Wszyscy o tym mówią, ale to naprawdę działa. Nasze „katolickie zachowania” prowokują pytania naszego otoczenia. I to jest ten moment, kiedy możemy mówić o Jezusie albo o swoich zasadach.

>>> Sensus Fidei #1 – Kościół powinien słuchać wiernych, ale musi ich też prowadzić

Kościół, jako instytucja, spotyka się dzisiaj też z silną krytyką. Jak reagujecie na to w dyskusjach?

Kasia Szlonzak: – Szczerze o tym rozmawiam, bo też wielu rzeczy nie rozumiem. Niektóre sprawy, jak na przykład brak transparentności, mnie irytują. Ale zawsze podkreślam, ile dobra znalazłam w Kościele i na to też trzeba zwracać uwagę. Pokazuję ludziom Kościół, jaki ja znam, chociaż otwarcie mówię o tym, że nie zgadzam się na skandale, na nadużycia. Warto pokazywać, że jako katolicy jesteśmy wierni Bogu, ale nie jesteśmy bezkrytyczni wobec funkcjonowania instytucji. Świeccy, skoro są współodpowiedzialni za Kościół, mają też prawo współdecydować i to pole decyzyjne dla osób świeckich musi być powiększane.

Michał Bukowski: – Ja jeszcze dodałbym jedną ważną sprawę, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wizerunek Kościoła. Duchowni, dziennikarze, zwykli wierni. Wyniosłem ze swojej wspólnoty bardzo ważną lekcję. Kiedy jestem kojarzony z Kościołem, to nie mogę sobie pozwolić na to, żeby być pijanym gdzieś na imprezie, bo będę uważany za hipokrytę. I słusznie. Jasne, że ciągle nad sobą pracujemy i popełniamy błędy, ale trzeba się trzymać w ryzach, żeby inni nie wytykali nam, że z jednej strony chodzimy do kościoła i nosimy medalik, a z drugiej dajemy antyświadectwo sobie i Wspólnocie. Pamiętam, jak kiedyś na uczelni miałem bluzę z Jezusem, a rozmawiając ze znajomymi używałem całej masy wulgaryzmów. Jedna z koleżanek, zresztą niewierząca, pozwoliła mi dokończyć, ale na koniec zapytała, patrząc na moją bluzę: „Myślisz, że Jezus też mówiłby takim językiem?”. Płonąłem ze wstydu. Przez to, jak ludzie patrzą na mnie, tak postrzegają Kościół.

fot. Estera Kukier

Świat opiera się dzisiaj w dużej mierze na mediach społecznościowych, a tam łatwo wpaść w bańki informacyjne. Niełatwo dzisiaj włączać krytyczne myślenie. Przebijanie baniek jest też konieczne, żeby docierać do ludzi z Ewangelią. Macie na to jakieś sposoby?

Michał Bukowski: – Bańkę można przebić bardzo prosto – wystarczy dużo kasy (śmiech).

Kasia Szlonzak: – Niestety świat jest tak skonstruowany, a w tym także i media społecznościowe, że widzimy to, co chcemy widzieć. Z tym, że algorytmy, to jedno, ale w przypadku baniek wychodzi najzwyczajniej w świecie nasze lenistwo. Kiedy coś się dzieje, pojawia się w mediach news, to nie chce nam się go weryfikować i sprawdzać. Opieramy się na jednym źródle i często jesteśmy bezkrytyczni. To od nas zależy, czy chcemy poznać tę inną perspektywę. Media społecznościowe mogą nam proponować konkretne treści, ale musimy mieć swój rozum i szukać głębiej.

Co do docierania z katolickim przekazem do osób niewierzących masz niestety rację. Trudno się przebić, trzeba ciągle szukać przestrzeni, w których o Bogu się nie mówi. I chociaż dzisiaj właściwie nic temu nie sprzyja, to trzeba próbować, choćby przez akcje niekoniecznie związane z Kościołem, ale takie, które przyciągną uwagę – może później będzie z tego coś więcej.

Michał Bukowski: – Sam doświadczyłem tego, jak to jest być ofiarą fake newsa i tego, że ludzie poruszają się w swoich bańkach i nie weryfikują informacji. Mówię o wydarzeniu z Łodzi, gdzie podczas Areny Młodych abp Grzegorz Ryś rzekomo sprofanował mszę świętą. Mi dostało się rykoszetem. Jeden z jutuberów, pan Mysior, podawał nieprawdziwe informacje, że podczas mszy tańczyłem na scenie technotaniec. I tak poszedł fake news, który był później wielokrotnie powielany przez innych. To, co się naprawdę wydarzyło w Łodzi, a to, co było komunikowane w mediach, to był kompletny rozjazd. Ale oczywiście nikt się nie pofatygował, żeby mnie zapytać o zdanie. Teraz, kiedy jeżdżę po Polsce, muszę sam prostować informacje na mój temat i pokazywać, jak było naprawdę, bez wyciągania scen z kontekstu i podciągania pod tezę. Niestety nie docieramy dzisiaj do źródła, żeby wyrobić sobie opinię. Bazujemy na opiniach innych. I to bardzo często jest zgubne.

>>> Kościół potrzebuje syntezy wierności i dynamizmu

Ta interpretacja brała się z tego, że abp Grzegorz Ryś zmienił dość mocno, i jak się też później okazało, chyba zbyt pochopnie, formę sprawowania mszy św. Przeprosił za niedotrzymanie przepisów liturgicznych.

Michał Bukowski: – To swoją drogą. Ale kluczowe jest to, że pan Dawid Mysior wyciągnął sceny sprzed rozpoczęcia spotkania i ogłosił, że miały one miejsce podczas samej mszy św.  To jest problem, że katolicy z Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X i w ogóle związani z mszą trydencką traktują wszystko, co dzieje się poza nimi jako zło wcielone. Nie wchodzę w kwestie liturgiczne, bo to kompetencje arcybiskupa Rysia. Nie brakuje niestety osób, które właśnie będąc w swojej bańce chcą nakręcać się skandalami o tym, że ktoś proponuje nie taką duchowość, jaka zgadza się z ich oczekiwaniami. Tezy Dawida Mysiora powielał między innymi ks. Szymon Bańka z Bractwa. A do mnie osobiście nie odezwał się nikt. Nikt nie zapytał, jak było. Ja z kolei napisałem do pana Mysiora, zaprosiłem go na kawę i rozmowę. Przypomniałem mu, że jeśli trzymać się Ewangelii, to powinien najpierw upomnieć mnie w cztery oczy, a nie nagrywać o mnie filmik na YouTubie. Niestety, nie doczekałem się odpowiedzi.

Ta sytuacja to chyba też sygnał dla Kościoła, że młodzi szukają różnych form duchowości. Nie każdy potrzebuje tańca, energii. Część młodych katolików szuka w Kościele… ciszy.

Kasia Szlonzak: – Zdecydowanie. Widać to już po formie modlitwy. Każdy z nas potrzebuje czegoś innego. Każdy woła do Boga tak, jak potrafi. Jedni lubią katolickie eventy, a inni jeżdżą na rekolekcje w ciszy. Kościół powinien być różnorodny i chyba taki właśnie jest. Dużo teraz mówi się o uważności, o tym, żeby dostrzegać niuanse w naszym życiu. Bliskie jest mi odnoszenie tego do Pana Boga, żeby zauważać małe cuda, które dzieją się na co dzień.

Michał Bukowski: – Jestem przyzwyczajony do różnic, bo moja żona jest protestantką (śmiech). Mamy bardzo różne sposoby przeżywania wiary, ale Jezus jest dla nas w centrum życia i to jest najważniejsze. Dobrze jest odkrywać to, że Kościół ma bardzo szeroką „ofertę”. Ja sam byłem raz na mszy św. trydenckiej, ale wyszedłem po dziesięciu minutach. To nie dla mnie. Nie rozumiałem, co się dzieje, więc poszedłem do dominikanów i czuję, że to moja duchowość. Jest dbałość o liturgię, ale w takiej formie, jaka do mnie przemawia. Każdy powinien znaleźć swoje miejsce w Kościele. Dosłownie i w przenośni.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze