Chrześcijanie pierwszych wieków oczekiwali rychłego końca świata i nadejścia Chrystusa w chwale. Dzieje pierwotnego chrześcijaństwa pokazują, że nie zamknęło się w sobie, ale przeciwnie, było niezwykle misyjne.
Jak się wydaje, dla pierwotnej dynamiki Kościoła decydującym był Jezusowy nakaz nauczania wszystkich narodów i towarzysząca moc duchowa. Chrześcijanie wiedzieli, że nadchodzący Pan chce ich zastać przy wytężonej pracy, aby zanim nastąpi paruzja, zanieśli „zbawienie aż po krańce ziemi” (Dz 13, 47). Ewangelia bowiem „będzie głoszona po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom. I wtedy nadejdzie koniec” (Mt 24, 14).
Apostołowie na krańcach świata?
Z jednej strony samo działanie cechował pośpiech, by zanieść prawdę wszystkim poganom. Z drugiej strony również w interpretacji tego działania starano się usilnie wykazać, że rzeczywiście misjonarze dotarli na krańce świata. Na początku IV w. Euzebiusz z Cezarei pisał w „Historii Kościelnej” o dokonaniach Apostołów: „Tomasz, jak mówi podanie, z woli Bożej dostał w udziale Partię, Andrzej Skitję, Jan Azję, gdzie też przebywał i w Efezie życia dokonał. Piotr, jak się zdaje, głosił Ewangelię Żydom żyjącym na obczyźnie w Poncie, Galacji, Bitynii, Kappadocji i w Azji, wreszcie przybył do Rzymu…”. „Partia”, „Scytia” – były nazwami dość pojemnymi. Istnieje tradycja donosząca o działalności św. Tomasza w Indiach. Kościół wschodni upatruje w św. Andrzeju swego założyciela, gdyż miał dotrzeć aż w regiony dzisiejszej Ukrainy. Paweł z kolei dotarł na kraniec przeciwny świata rzymskiego, do Hiszpanii. Tryumf chrześcijaństwa w IV w. kazał interpretować dokonania misyjne Apostołów w I w. i dostrzegać ich obecność niemalże wszędzie – jeśli nawet nie bezpośrednią, to pośrednią, przez ich uczniów. Mnożą się więc apokryfy, podania i legendy o początkach chrześcijaństwa w danym mieście, regionie, koniecznie związanych z jakimś uczniem apostolskim. Na przykład przypisuje się założenie chrześcijaństwa w Rawennie św. Apolinaremu, któremu św. Piotr Apostoł miał bezpośrednio zlecić głoszenie wiary, podczas gdy naprawdę misjonarz ten działał później, w II w. Jedną z przyczyn tak kształtującej się interpretacji początków chrześcijaństwa była chęć uzupełnienia luk w wiedzy historycznej, opartej na skąpych źródłach. Po drugie pochodzenie Kościoła lokalnego od jakiegoś ucznia Jezusa nadawało temu chrześcijaństwu większy autorytet. Po trzecie, chciano pokazać, że Ewangelię od początku głoszono wszędzie, zgodnie z zaleceniem Jezusa.
Świat w ciasnych granicach
Z pewnością chrześcijanie byli jakoś warunkowani pojęciami swego środowiska. Do pojęć tych należała „ekumena” oznaczająca świat zamieszkiwany przez ludzi w kręgu śródziemnomorskim. Ludy nie podbite, mieszkające poza granicą Imperium, nie mieściły się w tej kategorii, na ogół nie wzbudzały większego zainteresowania, z wyjątkiem żeglarzy czy nielicznych podróżników. Dla Lukana, poety rzymskiego z I w., Libia stanowiła kraniec świata („extremum mundi”). Afryka rzymska nie przekraczała południowych granic dzisiejszej Tunezji. Legendy donoszące o monstrach żyjących w głębi kontynentu i wieść o trudnym do zniesienia klimacie odstraszały chętnych do eksploracji tych ziem. Świat sięgał dalej, o tym wiedziano, ale nie przyciągał większej uwagi. Czy takie myślenie wpływało na poczynania misjonarzy pierwszych wieków? Czy nie ograniczało ich perspektyw misyjnych? Pierwotne chrześcijaństwo rozwijało się powoli, potrzebowało wieków, aby uformować się wewnętrznie, stawić czoła prześladowaniom i zdobyć świat śródziemnomorski. Nie istniał zatem jeszcze problem ekspansji w nieznane, odległe kraje. Gdy dokonała się chrystianizacja „ekumeny”, Kościół stanął przed nowym egzaminem ze swojej misyjności. Cesarstwo rzymskie zaczęło się rozpadać, nastąpiła inwazja plemion germańskich. Gdy przybyły na ziemie rzymskie, Kościół zajął się ich chrystianizacją. Ale to nie wystarczyło. Kiedy władza ludów germańskich okrzepła i ukształtowały się organizmy państwowe, nadszedł czas, aby udać się na ich terytoria.
Rozbłysły krańce ziemi…
Moment misyjny wyjścia poza granice świata rzymskiego wyczuł papież Grzegorz Wielki (+ 604). Posłał wyprawę do Anglów na czele św. Augustyna, przyszłego biskupa Canterbury. Ten lud germański, razem z Jutami i Saksonami, zdobył Brytanię, dokonując eksterminacji celtyckich Brytów. Kiedyś na wyspie stacjonowały legiony rzymskie, ale po ich odejściu Celtowie doznali inwazji germańskiej. W Boże Narodzenie 597 r. dziesięć tysięcy Anglów przyjęło chrzest. Na wieść o tym zdarzeniu papieża ogarnia radość, której wyraz daje w pisanym właśnie komentarzu do Księgi Hioba, nawiązując do obrazu burzy (Hi 36, 30). Błyskawice przenikają chmury, sprowadzając deszcz na ziemię i rozświetlając ją aż po horyzont. Tak święci misjonarze przynoszą ziemi zamieszkiwanej przez Anglów deszcz słowa i przez znaki towarzyszące słowom budzą moc światła. Jak błysk sięga aż po horyzont, odsłaniając krańce morza, tak misjonarze „w Bożej miłości nawracają krańce świata”. Św. Grzegorz jest przekonany, że w jego czasach wypełnia się historia, bo Bóg dokonuje rzeczy niezwykłej: „przeniknął już serca prawie wszystkich narodów; oto połączył w jednej wierze granice Wschodu i Zachodu”.
Uciekający horyzont
Historia pokaże, że nawrócenie Anglii było jednym z wielu etapów owej misyjnej wędrówki „na krańce ziemi”. Misjonarze nestoriańscy w VII i VIII w. będą chrystianizować dalekie Chiny, a nawet dotrą do Japonii. Odkrycie Ameryki każe głosicielom Ewangelii wyprawić się za Atlantyk. W XIX/XX w. rozpocznie się „biała epopeja” w arktycznej Kanadzie. Jeszcze wiele razy misjonarze odniosą wrażenie, że dotknęli krańców ziemi. Za każdym jednak razem krańce te, niczym horyzont, kiedy będzie się już wydawać, że został osiągnięty, odsuną się od wędrowca, przypominając, że jest jeszcze wiele do zdobycia, a koniec przepowiadania pozostaje tajemnicą Boga. Zresztą, gdzie znajduje się ten najodleglejszy kraniec, skoro świat jest kręgiem?