Fot. Olia Danilevich/Pexels

Hubert Piechocki: Chrystus Król na pracy zdalnej 

Niedziela Chrystusa Króla, koniec roku liturgicznego. Do czego dziś szczególnie jesteśmy zaproszeni? Mam jedną intuicję, która zresztą nie dotyczy tylko tej niedzieli. Jesteśmy zaproszeni do nawrócenia. A konkretnie – do tego, by na nowo być blisko Chrystusa. 

Pandemia. Czas, w którym wielu z nas pracuje zdalnie. Żeby nie robić wielkiego tłumu, żeby nie przenosić wirusa, żeby nie zwiększać zagrożenia zakażeniem w miejscu pracy – siedzimy we własnych domach przy laptopach i robimy swoje (ten tekst też powstaje w czasie pracy zdalnej). Ma to swoje plusy i minusy, ale na pewno jest to w dobie koronawirusa rozsądne rozwiązanie stosowane przez pracodawców. Odnoszę wrażenie, że często nasza postawa duchowa przypomina właśnie pracę zdalną. Konkretnie – zachowujemy się tak, jak byśmy wysłali samego Chrystusa na pracę zdalną. I, o ile pandemicznie praca zdalna ma sens i jest dobrym rozwiązaniem, o tyle to duchowe „wysłanie Chrystusa na pracę zdalną” nie jest dobrym rozwiązaniem… 

>>> Premier podał datę otwarcia placówek handlowych oraz szkół 

EPA/Alba Vigaray

On tego nie zobaczy? 

Przyznajmy jedno – dla Chrystusa każdy z nas jest bardzo bliski, jesteśmy w Jego Sercu. I On oczekuje, że nasza postawa będzie podobna – że też będziemy chcieli być blisko Niego. Tymczasem, gdy tylko nam coś nie pasuje, staramy się odsuwać Chrystusa, udawać, że Go obok nie ma. To właśnie nazywam wysyłaniem Chrystusa – Króla – na pracę zdalną. Bo przecież praca zdalna polega właśnie na dystansie, na tym, że pracuje się na odległość. Niby chcemy, żeby Chrystus miał wpływ na nasze życie. Ale niech lepiej nie ma tego wpływu na nasze doraźne decyzje, na to, co akurat w tym momencie robimy, gdzie jesteśmy i z kim się spotykamy. Myślimy, że jak weźmiemy Chrystusa w nawias, to On się nie będzie nami interesował. Przecież pracodawca podczas pracy zdalnej też nie wie, czy siedzimy przy biurku czy też pracujemy z łóżka; czy ubraliśmy się jak „do pracy” czy też naszym dzisiejszym dress codem jest wieczna piżama. I tak samo z Chrystusem – myślimy, że biorąc go w nawias On nie zobaczy, że w naszym łóżku jest dziewczyna lub chłopak, choć ślub planujemy dopiero za parę lat. Że nie zobaczy tych wyjść na miasto, podczas których zdarzyło nam się przeholować z alkoholem albo i z innymi substancjami. Że nie zobaczy, jak soczyście obgadujemy nielubianą osobę, jak ściągamy na egzaminie, jak oszukujemy na podatkach czy jak marnujemy całe dnie na oglądaniu seriali. Wydaje nam się, że On tego nie zobaczy. 

Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

Bóg nie zagląda pod kołdrę? 

Oczywiście, że Jezus to widzi. I pewnie czujemy z tego powodu dyskomfort, żeby nie powiedzieć – wstyd. To słuszna reakcja. Ale to nie znaczy, że mamy od razu chować głowę w piasek. Trochę odwróciliśmy sytuację i to my „wysyłamy na pracę zdalną” Jezusa. A to przecież pracodawca, nasz szef, wysyła nas na taką pracę. Trochę próbujemy robić z siebie pracodawców Pana Boga – a przecież jest odwrotnie. To On jest jakby naszym szefem. A jednocześnie nie jest szefem, bo On nie chce mieć z nami relacji szef – pracownik. To nie jest typ relacji Boga z człowiekiem. Dlatego ten budowany przez nas dystans nic nam nie da. Bo Bóg i tak wciąż ma pełny wgląd w nasze życie. Widzi nie tylko nasze łóżko (sic!), ale i resztę przestrzeni, w której żyjemy. I, choć zabrzmi to rewolucyjne, to w pewnym stopniu nie obchodzi Go, co dzieje się pod naszą kołdrą. Nie obchodzi w tym sensie, że – choć nam może się tak wydawać – te sprawy (grzechy) nie determinują Jego podejścia do nas. On nas kocha nie z powodu naszych niedoskonałości, ale pomimo nich. My tak często bierzemy Boga w nawias – tymczasem Chrystus przy podejściu do nas w nawias bierze nasze grzechy. Dla Niego jesteś przede wszystkim Ty. 

>>> Kim naprawdę jest Chrystus Król? 

On nas uleczy 

Jezus chce być dla nas lekarzem. Ale znowu – nie patrzmy na to przez pryzmat pandemii, w której dominującym kontaktem lekarza z pacjentem są teleporady (zresztą, wiem to po sobie, to bardzo skuteczna metoda). Jezus nie chce być naszym lekarzem na odległość – On chce nasze rany leczyć z bliska, działać bezpośrednio na nasze serca. Nazwa dzisiejszej uroczystości brzmi bardzo patetycznie – wszak ma w sobie słowo król. Ono buduje w nas pewien dystans, tymczasem to jest święto o bliskości. Święto o tym, że Bóg nie jest daleko od Ciebie, ale że jest obok Ciebie. Kroczy z Tobą nie tylko podczas tych dobrych wydarzeń, ale i podczas tych złych. A może przede wszystkim podczas tych złych. Błędne decyzje, złe wybory, pójście na skróty – a w tym wszystkim obok jest Jezus, który czeka. Który chce nas uleczyć i zadziałać bezpośrednio na nasze serce. Bóg nie chce dać Ci teleporady i nie każe czekać w kolejce na połączenie z rejestracją. On jest tu i teraz. Obok. 

fot. cathopic

Co w takim razie mamy zrobić? Mamy się po prostu nawracać. Ale to nie znaczy tylko, że nie mamy grzeszyć. Zresztą, grzeszyć w tej ziemskiej części życia z mniejszą lub większą częstotliwością będziemy zawsze. Jesteśmy powołani do świętości, ale na drodze do niej grzeszymy. To ludzkie i – co zaskakujące – dla nas to bardzo naturalne. Ale mamy się nawracać zwłaszcza z bliskości – mamy przywrócić Chrystusa Króla z pracy zdalnej do pracy z nami. On i tak jest obok, ale to my mamy się na Niego otworzyć. Przestać dystansować się do Niego. Mamy zrozumieć, że On i tak wszystko widzi – i On nas akceptuje. Nawet, jeśli siedzimy z Nim w duchowej piżamie. On wie, że w końcu przyjdzie czas i na to, byśmy założyli normalne ubranie. On czeka i jest. Taki jest Chrystus Król. Przyjaciel. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze