Idźmy drogami Tischnera [ROZMOWA]
O tym jaki był ks. Józef Tischner i dlaczego cieszył się na krytykę z jego bratem, Kazimierzem Tischnerem, rozmawia Michał Jóźwiak
Jaki był ks. Józef Tischner? Znamy go przede wszystkim jako księdza, myśliciela, filozofa. Ale relacje ze spotkań z nim pokazują, że był też duszą towarzystwa.
Przede wszystkim był otwarty na każdego człowieka: robotnika, inteligenta, górala. Status społeczny nie miał dla niego żadnego znaczenia, a jego obecność zawsze wprowadzała do atmosfery spotkania serdeczność. W każdej sytuacji potrafił się odnaleźć i znaleźć z ludźmi wspólny język nawet jeśli z kimś się nie zgadzał, bo miał przecież także i wrogów. Zawsze jednak błyskawicznie łapał przyjazny i pełen szacunku kontakt.
Szczególnie cenił sobie górali. Z nimi miał szczególne relacje.
Zgadza się. To środowisko szczególnie go ceni także po jego odejściu. Czasem śmieję się, że im dalej od śmierci mojego brata, tym jest go więcej. Jest obecny w ludzkiej pamięci, świadomości. Sam też staram się uobecniać to, co on zapoczątkował. Cieszy fakt, że nadal jest doceniany. Właśnie wróciłem z Paryża, gdzie u pallotynów było otwarcie sali nazwanej jego imieniem. Można powiedzieć, że zbieram owoce jego zasiewu.
Wspominał Pan o wrogach. Nie wszyscy w polskim Kościele lubili ks. Tischnera. Przejmował się krytyką?
Cieszył się, że nawet wrogowie go czytają (śmiech). Chętnie wchodził w polemikę, ale problem polegał na tym, że to jego oponenci unikali dyskusji. Nie zawsze wymiana argumentów była więc możliwa. Najtrudniejszy był moment, kiedy choroba na tyle postępowała, że nie mógł mówić ani pisać i inni wykorzystywali ten moment, żeby w niego uderzyć. Warto tu jednak podkreślić, że mój brat był wielkim przyjacielem Jana Pawła II, więc każdy, kto atakował poglądy Józka, podważał również autorytet papieża. Oczywiście nie we wszystkim się zgadzali, ale Ojciec Święty bardzo cenił sposób myślenia mojego brata.
Jak wyglądała ta relacja z Janem Pawłem II?
Akurat w tym temacie Józiu był tajemniczy. W izbie pamięci mamy ich korespondencję. Papież powiedział mu kiedyś: Józiu, latałem helikopterem nad twoją bacówką, ale już nie zdążyłem cię odwiedzić. Łączyła ich serdeczna relacja. Ojciec Święty zawsze czekał na spotkania z moim bratem, relacje z Polski, góralskie dowcipy. Józek podczas pielgrzymek papieża do Polski nigdy nie wciskał się do pierwszych rzędów, a mimo tego Jan Paweł II zawsze go znajdował, podchodził do niego i zagadywał. Kiedy spotkali się podczas wizyty w 1999 r., Józef śmiał się, że jeden z nich korzysta z papamobile, a drugi z tischnermobile. Był już na tyle słaby, że poruszał się na wózku.
Jakiego Kościoła chciał ks. Tischner?
Trudno mi powiedzieć. Zawsze powtarzam, że nie jestem specjalistą od jego myśli filozoficznej. Nie znam się na tym za bardzo. Wiem jednak, że chciał Kościoła otwartego i myślącego. W czasie stanu wojennego w jednym z kazań powiedział, że księża są stworzeni do głoszenia Dobrej Nowiny, a nie do polityki. Często zwracał też uwagę, że Kościół musi się rozwijać, podążać za człowiekiem, a nie stać w miejscu, bo takie „zostanie w tyle” za ludźmi może sprawić, że kościoły opustoszeją.
Czuł się w Polsce słuchany i rozumiany?
Skoro po jego śmierci trzydzieści dziewięć szkół przyjęło jego imię, skoro odbywa się mnóstwo spotkań w związku z rozpowszechnianiem jego przesłania i skoro za życia miał zapełniony kalendarz, a sale na jego wykładach były wypełnione po brzegi, to chyba to mówi samo za siebie.
W ostatnich miesiącach życia bardzo cierpiał. Jest jakiś moment z tego czasu, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?
Pamiętam taką sytuację, kiedy karetka zabierała go z domu w Łopusznej na badania do Krakowa. Widziałem jego spojrzenie na dom, który kochał. Utkwiło mi to w pamięci, bo zrozumiałem, że Józek zdaje sobie sprawę, że na dobre żegna się z tym miejscem. To było wzruszające.
Zostawił Panu też szczególne zadanie.
Kiedy już nie mógł mówić, na kartce napisał mi prośbę, abym kontynuował to, co robił przez całe życie. Dlatego powstało stowarzyszenie. Robię wszystko, żeby Tischnera w debatach i głowach ludzi było jak najwięcej. Powtarzał mi, że jeśli uważam, że robię coś dobrze, to mam robić to dalej. Myślę, że wychodzi mi całkiem dobrze, bo zainteresowanie jego życiem jest coraz większe. Chcę wypełnić w ten sposób jego testament. Cieszy mnie, że ludzie są chętni, żeby chodzić drogami Tischnera.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |