Indie: klęska urodzaju
W Indiach trwają protesty rolników przeciw zbyt niskim cenom warzyw i mleka. W demonstracjach zginęło pięciu protestujących, a w mieście Mandsaur wprowadzono godzinę policyjną. Rolnicy niszczą zbiory w kraju, gdzie wciąż są ludzie chronicznie niedożywieni.
„Serce boli, kiedy człowiek wylewa mleko na ulicę” – mówi PAP Suresh Yadav, 45-letni rolnik z okolic Aurangabadu w centralnych Indiach. „Ale wszyscy rolnicy wyrzucają, co mają, teraz najczęściej cebulę i ziemniaki. I za to się do nas strzela!” – dodaje, nie mogąc ukryć gniewu.
Yadav tłumaczy, że rolnicy zwożą swoje produkty na główne ulice miasteczek, tam gdzie są dobrze widoczni. Dzwonią do mediów i blokują drogę. „Potem cały asfalt jest w gorącym mleku” – opisuje. Przez region przechodzi właśnie fala upałów.
„Kiedy wyrzucamy cebulę, to jeszcze rozjeżdżamy wszystko ciężarówkami dla lepszego efektu” – mówi PAP Ashok Kumar Singh, 50-letni rolnik z okolic Indore w stanie Madhja Pradeś.
Yadav i Singh stoją razem z grupą studentów i rolników ze związku All India Kisan Sabha przed reprezentacyjnym budynkiem stanu Madhja Pradeś w centralnym Delhi. Protestują przeciw brutalnej akcji policji podczas demonstracji rolników w Mandsaur. Na obrzeżach miasta we wtorek policja użyła broni przeciw demonstrantom. Zginęło pięć osób. Rolnicy podpalili ciężarówki i autobusy. Władze ogłosiły godzinę policyjną i zablokowano wjazd do miasta.
„W całych Indiach chyba nie ma bardziej zdesperowanych ludzi niż rolnicy. Wszyscy nas ignorują” – skarży się Singh. Tłumaczy, że w tym roku plony są wyjątkowo obfite i potrzebna jest znacznie wyższa cena minimalna na warzywa. „Rolnicy sprzedają teraz cebulę za 1,5 rupii (9 groszy – PAP)!” – podkreśla.
Tymczasem koszt produkcji kilograma cebuli to około 4-5 rupii. Władze stanu Madhja Pradeś miały zacząć skupować warzywo po 8 rupii. Tyle lub niewiele więcej kosztuje cebula w warzywniaku, lecz rolnicy nie mają prawa sami sprzedawać swoich produktów bezpośrednio do sklepów. Muszą korzystać z sieci pośredników, którzy przez lata lobbowali za takim rozwiązaniem. Zdaniem Singha skup mógł być dobrym rozwiązaniem, gdyby tylko nie był jednorazowy i mocno ograniczony.
„Rolnicy wpadają w długi. Nie mają z czego spłacać kredytów i popełniają samobójstwa” – tłumaczy Suresh Yadav. W ciągu ostatnich dwóch dekad niemal 320 tys. rolników zdecydowało się odebrać sobie życie.
Protestujący rolnicy oprócz wyższej ceny skupu domagają się również darowania długów rolnikom dotkniętych niskimi cenami. „W końcu to rząd zachęcał nas do uprawiania cebuli” – zauważa Ashok Kumar Singh.
Fala samobójstw najbardziej dotknęła stan Maharasztra i Madhja Pradeś w centralnych Indiach. „Tutaj w każdej wiosce jest rodzina, gdzie ktoś się zabił za długi” – mówi PAP Vandana Pandilwar z wioski Bhamani w okolicach miasta Nagpur w Maharasztrze.
Wioska jest typowa dla tego regionu. „Wszyscy pracujemy na roli. Nie ma tu innej pracy. Jeśli jest susza, to ciężko przeżyć. Wtedy trzeba jeść raz na dzień i człowiek cały czas chodzi głodny” – tłumaczy Pandilwar.
Indyjskie ministerstwo zdrowia szacuje, że aż 38 proc. dzieci poniżej 5. roku życia ma poważne opóźnienia w rozwoju.
„Niedożywienie to wciąż duży problem w Indiach. Ludzie, którzy z pokolenia na pokolenie nie dojadają, są gorzej zbudowani, niscy i już na starcie bardziej podatni na choroby” – tłumaczy w rozmowie z PAP Yogesh Kalkonde, lekarz pracujący w okolicach wioski Bhamani. „Jest też drugi rodzaj niedożywienia, kiedy dieta jest mało wartościowa” – podkreśla.
Indyjski ekonomista Amartya Sen, który zdobył Nagrodę Nobla, badał problem głodu w Indiach. Jego zdaniem głód i niedożywienie pojawiają się również w regionach, gdzie jedzenia jest w bród. Jednak cena żywności może być sztucznie zawyżona i pozostaje wtedy tylko interwencja rządu, by obniżyć ceny.
„Oczywiście podczas demonstracji nie wyrzucamy całego jedzenia, ale część zabierają bardzo biedni ludzie” – zaręcza Ashok Kumar Singh, jeden z protestujących rolników. „Z drugiej strony jest wiele programów żywnościowych w Indiach, gdzie ktoś kupuje ryż za ledwie kilka rupii” – podkreśla.
Sytuacja rolników mocno różni się w zależności od regionu. „U nas na południu Indii, w Tamilnadu, mamy największą suszę od ponad stu lat” – tłumaczy 69-letni P. Ayyakannu, prawnik i rolnik, który został liderem rolników z Tamilnadu protestujących w Delhi. „Ale rząd nie chce nas słuchać” – dodaje.
Jego grupa tygodniami bezskutecznie próbowała zainteresować media i rząd suszą w tym regionie. Dopiero gdy rolnicy zaczęli publicznie jeść szczury, rozbierać się do naga naprzeciwko siedziby premiera i grozić samobójstwami, trzymając czaszki innych samobójców-rolników, trafili na pierwsze strony gazet.
Grupa, oddając hołd zabitym rolnikom z Mandsaur, ponownie ogłosiła bezterminowe protesty.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |