fot. Leonst/wikimedia

Iwan Marczuk – wybitny ukraiński artysta w Watykanie: życie dla sztuki i wolności

„Motto całej mojej kariery artystycznej brzmiało: „Ludzie, pospieszcie się i czyńcie dobro!””. Tymi słowami 88-letni ukraiński artysta Iwan Marczuk opisuje swoją życiową drogę. Jest on jednym z najbardziej znanych współczesnych malarzy w Ukrainie i na świecie. Obecnie wystawia swoje prace w Rzymie. Pomimo zaawansowanego wieku, 10 lutego, osobiście przybył na otwarcie swojej wystawy w Palazzo della Cancelleria, zorganizowanej przez Ambasadę Ukrainy przy Stolicy Apostolskiej. Wystawę składającą się z około sześćdziesięciu prac można oglądać do 24 lutego.

Od skromnych początków do międzynarodowego uznania

Marczuk urodził się w 1936 roku w Moskalówce, w regionie Tarnopola na zachodniej Ukrainie. Pasję do malarstwa rozwinął już jako dziecko. Jego rodzina była biedna, więc musiał samodzielnie dawać sobie radę. Bez papieru, ołówków i farb zaczął malować sokiem z kwiatów. Już jako nastolatek był pewien, że chce zostać artystą. Po studiach w latach 60.  na Wydziale Rysunku Dekoracyjnego we Lwowskiej Szkole Sztuki Użytkowej im. Iwana Trusza, później — na Wydziale Ceramiki Lwowskiego Instytutu Sztuki Stosowanej przeniósł się do Kijowa. Tam pracował w różnych instytucjach artystycznych, ale jego prace nie pasowały do wymaganego przez państwo socrealizmu.

>>> Jubileusz Artystów i Świata Kultury: dzielić się nadzieją

Walka z cenzurą artystyczną

W Związku Sowieckim wszystko, co niefiguratywne lub abstrakcyjne, było uważane za ideologicznie niebezpieczne. Sztuka Marczuka nie była akceptowana i nie mogła być wystawiana. „Stopniowo zacząłem pracować w różnych warsztatach, zacząłem wystawiać swoje obrazy na korytarzach w Stowarzyszeniu Pisarzy, w Stowarzyszeniu Kompozytorów, w Klinice Amosowa, w Bibliotece Medycznej, ponieważ nie pozwolono mi wystawiać moich obrazów gdzie indziej. Moje były uważane za sztukę amatorską, ale zawsze pod kontrolą czujnych oczu” – wyznaje.

Przez prawie dwadzieścia lat władze sowieckie pragnęły zniszczyć go jako artystę — nie tylko poprzez ignorowanie i zamilczanie, ale i bezpośrednimi naciskami i groźbami ze strony służb bezpieczeństwa KGB. Generalnie twórczość artysty była zakazana. Jak sam wyznał przez 18 lat był „poza burtą”. Od 1975. roku marzył, jak „wyrwać się z tego piekła”. To było piekło. Że ja, zrozumcie, że z tego powodu, że przyjechałem do Kijowa ze Lwowa, to już byłem nacjonalistą. A najgorsze jest to, że porwałem się na świętą świętość — socrealizm — i zacząłem go niszczyć. W całej swojej twórczości” – wyznał.

fot. PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

Ucieczka do wolności i światowej sławy

Dopiero pierestrojka w 1989 r. dała mu możliwość opuszczenia kraju. Od tego czasu zdążył pomieszkać w Australii, Kanadzie i USA, skąd ostatecznie wrócił do Ukrainy w 2011 r. „Chciałem być wolny i pracować” – mówi. Z zaledwie dziesięcioma obrazami w bagażu wyjechał do Sydney w Australii i rozpoczął międzynarodową karierę. Jego prace były prezentowane na ponad 200 wystawach na całym świecie. W 2007 roku brytyjska gazeta „The Daily Telegraph” umieściła go na liście „100 największych geniuszy naszych czasów”.

Pojawienie się unikalnej techniki

Marczuk wypracował zupełnie nowy styl malarstwa, który nazwał „plątanizmem” – od ukraińskiego słowa oznaczającego „tkanie”. Inspiracja przyszła do niego w 1972 roku, jesienią w lesie w Sedniwie w regionie Czernihowa: „Nagie drzewa były jak cud. Powiedziałem sobie: „Będę malował tak samo, ale jeszcze lepiej”. Tego samego dnia wiedziałem, jak to zrealizować”. Plątanizm, z drobno przeplatającymi się liniami i grą światła, stał się jego znakiem rozpoznawczym i przyniósł mu światową sławę.

>>> Watykan: pięć tysięcy osób modliło się w bazylice św. Piotra o zdrowie dla papieża

Sztuka jako dzieło życia

Marczuk jest znany ze swojej wielkiej samodyscypliny. Jego rada dla młodych artystów brzmi: „Mam przepis dla artystów: weź kalendarz i zmień wszystkie czerwone dni na czarne i żyj jak ja, według czarnego kalendarza. W ten sposób mówię, że nie mam wolnych dni, nie mam świąt. Na przykład nigdy nie obchodziłem swoich urodzin”. Całe to poświęcenie i wytrwałość są nagradzane, gdy Marczuk widzi emocje w oczach ludzi, gdy patrzą na jego pracę. „Czynienie dobra to przyjemność. Czynienie zła… Nie wiem, jak ludziom się to udaje. Czynienie zła wymaga niewiele. Czynienie dobra, mówiąc w przenośni, jest bardzo kosztowne. Ale zło to tylko zabawa. Zabijanie ludzi, jak to się dzieje dzisiaj, to tylko zabawa” – ubolewa.

Koniec z wojennymi obrazami

Iwan Marczuk wrócił do Ukrainy w 2011 roku, ale na początku 2022 roku wojna na pełną skalę zmusiła go do ponownej emigracji. Pomimo swojego wieku i żalu z powodu losu swojego narodu, natychmiast zabrał się do pracy. „Miałem obraz i nadal go mam. Nazywa się `I zobaczyłem ziemię pokrytą rybami`. Namalowałem go po katastrofie w Czarnobylu. A potem miałem na myśli tę wojnę, ponieważ żyję z pierwszej ręki, i namalowałem mały obraz `I zobaczyłem ziemię pokrytą ciałami`. Cała podłoga jest pokryta ludźmi leżącymi na ziemi… To jest rzeczywistość. Potem zapytano mnie o moje prace z czasów wojny i powiedziałem: `Nigdy więcej. Nigdy więcej obrazów o wojnie`. Ponieważ ludzie widzą wojnę w rzeczywistości, szaleją z bólu, tracą życie. Jak można to wszystko narysować i nadal im to pokazywać? Oni widzą wszystko w rzeczywistości. `A ty, człowieku, nie byłeś na froncie, nie widziałeś tego, wymyślasz te obrazy`. Powiedziałem: `Ludzi trzeba pocieszać, trzeba ich trochę oderwać od wojny, od tych strasznych myśli. Żyję w poświęceniu”, podsumowuje Marczuk, myśląc o swojej długiej artystycznej drodze życia i dodaje: „Ale to, co zrobiłem, jak mówią, usprawiedliwia wszystkie te poświęcenia. Jestem naprawdę szczęśliwy z tego, co zrobiłem”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze