fot. freepik/oatawa

Jak odkryć fake newsa? Przydatne narzędzia i informacje  

Fake news. Jeszcze jakiś czas ta nazwa dla większości osób brzmiała zupełnie obco. Na popularności zyskała jednak wraz z rozwojem internetu, gdzie fake newsy można spotkać każdego dnia. A w jaki sposób je rozpoznać? 

Fake news to nic innego jak fałszywa wiadomość. Wszystkie podane w niej informację mogą być nieprawdziwe lub też tylko niektóre z nich. Dlatego tym bardziej warto weryfikować to, co czytamy czy też o czym słyszymy. 

Pierwsze i podstawowe kroki 

Podstawowy podział fake newsów wyróżnia całkowitą nieprawdę (informacje są sfabrykowane, sprzeczne, nieprawdziwe), sporną nieprawdę (wprowadzanie odbiorcy w błąd poprzez przedstawienie selektywnych faktów) oraz manipulację cytatem (wykorzystanie danej wypowiedzi w odpowiednim kontekście lub też usunięcie jej fragmentów). W takim przypadku oczywiście najłatwiej sięgnąć do innego źródła, a najlepiej jeszcze do źródła pierwotnego. Trudniej jednak jest w przypadku, kiedy innego źródła możemy szukać na próżno. Czy wówczas wierzyć takiej informacji?  

W takiej sytuacji przede wszystkim warto przeanalizować stronę lub profil, na którym została podana wiadomość. Następnie należy skupić się na źródłach, na które powołał się autor, a później przeczytać treść ponownie i upewnić się, że aby na pewno zostały w niej oddzielone fakty od opinii. Dobrze byłoby również przyjrzeć się poprzednim newsom udostępnianym przez to samo źródło.  

Warto też być na bieżąco z oficjalnymi rządowymi kanałami w mediach społecznościowych. W miniony poniedziałek chociażby Ministerstwo Obrony Narodowej podało alert dezinformacyjny dotyczący fałszywych sms-ów, w sprawie nastychmiastowego pojawienia się w siedzibach Wojskowych Komend Uzupełnień. Innym wiarygodnym miejscem w świeci jest chociażby Demagog, który od wybuchu wojny zajmuje się przede wszystkim sprawdzaniem informacji będących proputinowską narracją. Dzięki temu udało się m.in. zweryfikować wiadomość o pakietach pomocowych dla uchodźców w Polsce. Ale w rozpoznaniu fake newsów pomoże też Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) czy też Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.  

>>> Jak być partyzantem nawet we własnym domu [FELIETON]

(Nie)lokalne wiadomości 

O dezinformacji za sprawą trwającej wojny słyszy się dziś coraz częściej. Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych zaledwie kilka dni temu poinformował o wzmożonej liczbie prób manipulacji w sieci. Dziennie to nawet 120 tysięcy takich przypadków. Stoją za tym prorosyjskie konta w mediach społecznościowych, które na pozór wyglądają naprawdę zwyczajnie. W rzeczywistości jednak udostępniane przez nie informacje zdecydowanie mijają się z prawdą. A wszystko to w jednym celu – wywołania paniki.  

Wiele z tych profili ma w nazwie chociażby polskie miasta i kilkadziesiąt tysięcy obserwujących. Nie trudno więc dojść do wniosku, że to źródło, z którego na co dzień można czerpać lokalne wiadomości. Naszą czujność powinna jednak wzbudzić prowadzona przez nie narracja, która nagle z regionalnej zmieniła się na tę dotyczącą wojny i skierowaną przeciwko Ukrainie. Celem takich kont nie jest po prostu informowanie, a przede wszystkim zmniejszenie pomocy, którą niesiemy naszym sąsiadom i przekonanie nas, żeby w tym konflikcie stanąć jednak po stronie Rosji.  

Innym przypadkiem jest również rozpowszechnianie informacji o działaniach wojsk rosyjskich na granicy Polski z Ukrainą czy też o ataku rakietowym na Polskę ze strony Rosji. Wspomniany instytut informuje też o fake newsach dotyczących uchodźców, które mogą wywołać chaos oraz panikę. Udało się to chociażby w przypadku, kiedy w mediach społecznościowych pojawiły się informacje o braku paliwa na polskich stacjach benzynowych. Kolejki przez kilka dni były nie tylko w większych miastach, lecz także w mniejszych miejscowościach. I owszem, mogło się zdarzyć, że paliwa zabrakło. Ale tylko na chwilę i tylko dlatego, że trzeba było poczekać za dostawą, która i tak była zaplanowana wcześniej. Sama jestem w jednej z lokalnych grup na Facebooku i jakież było moje zdziwienie, kiedy wstając o piątej na dyżur, zauważyłam, że ktoś jadąc już wtedy do pracy wstawił zdjęcie cysterny z paliwem na stacji. A już kilka minut później pojawiła się informacja, że do tankowania znów ludzie ustawiają się w długich kolejkach. Jak jednak wiadomo – nie było to konieczne. A ta sytuacja jest klasycznym przykładem dezinformacji, która spełniła zamierzony cel. 

fot. EPA/STEPHANIE LECOCQ

Cel ten chcą z pewnością osiągnąć też profile, które można coraz częściej spotkać na Instagramie. Wyglądają, a i owszem, jak zwyczajne konta zwyczajnych influencerek. Z tym, że każda z nich jest Rosjanką. Ma kilka zdjęć, wiele obserwujących, a wśród tych, których sama obserwuje –  około sześćdziesiąt profili znanych osób z Polski. To m.in. Robert Lewandowski, Anna Starmach, Zofia Zborowska czy mamaginekolog. Jak działa takie „niewinne” konto? Zajmuje się przede wszystkim pisaniem pod postami celebrytów komentarzy, które mają wywołać panikę lub też przekonać, że to Ukraina stoi za wszelkimi zbrodniami wojennymi. Co więcej, „zawieść” może nawet tłumaczenie na Instagramie. Bo pod jednym ze zdjęć opublikowanych przez prezydenta Ukrainy w tłumaczeniu na język polski zostały dodane hasła takie jak „Świetnie się tutaj bawimy”, mimo że nie było ich w pierwotnej wersji. Warto więc być czujnym w każdym miejscu w sieci, a jeśli mamy taką możliwość, to słuchać lub czytać niektóre źródła w oryginale. 

Dla zaawansowanych 

W pierwszej części tego tekstu wspomniałam, w jaki sposób samemu spróbować rozpoznać fake newsa za pomocą łatwo dostępnych metod. Są jednak też takie metody, które poznałam na studiach dziennikarskich, a którymi również warto się podzielić. Wymagają nieco więcej pracy, ale pomagają, gdy zwykłe wyszukiwanie zawodzi, a wymienione powyżej strony jeszcze nie zdążyły sprawdzić danej wiadomości.  

>>> Papież Franciszek apeluje o walkę z fake newsami

Na jednych z zajęć analizowaliśmy chociażby, czym jest deepfake. To technika obróbki obrazów polegająca na łączeniu ich przy użyciu sztucznej inteligencji. Dzięki temu możemy wcale nie tak trudno stworzyć wideo, w którym ktoś mówi słowa, które nigdy nie padły z jego ust. Warto więc wiedzieć, że zmanipulować można nie tylko informację pisaną, ale też wideo, a w internecie powszechnie dostępny jest deepfake generator, z którego skorzystać może każdy z nas. Z jednego z nich prawdopodobnie skorzystali Rosjanie, którzy mieli zamiar wmówić Ukraińcom, że ich prezydent ogłosił kapitulację. Głowa Zełeńskiego okazała się jednak zbyt duża niż reszta ciała, dzięki czemu łatwo zorientować się, że nagranie jest fikcyjne. Nie zawsze jednak jest to możliwe, dlatego dobrze po prostu zdawać sobie sprawę, że i w taki sposób można być manipulowanym.  

Istnieje również strona internetowa służącą do generowania fałszywych newsów na Twitterze. Wystarczy dodać zdjęcie, nazwę, a w treści Tweeta wpisać, co tylko się chce. Później wystarczy na przykład zrobić screena i wysłać go w świat. Dlatego zanim bezmyślnie udostępni się coś z mediów społecznościowych, nawet w takim przypadku dobrze jest przejrzeć profil danej osoby. 

Innym narzędziem, tym razem już nieco bardziej zaawansowanym, jest strona TinEye. Umożliwia ona wrzucenie zdjęcia w specjalną wyszukiwarkę, która pokazuje jego inne źródła oraz datę, kiedy zostało wykonane. Dzięki temu można więc „zdemaskować” fotografię przerobioną w Photoshopie i zobaczyć jak wyglądała w oryginalnej wersji, na przykład przed wykadrowaniem. Nie mniej istotna jest jej data wykonania. Często bowiem zdarza się, że udostępnione dziś zdjęcie zostało zrobione kilka lat wcześniej. Dobrze więc upewnić się, że i w tym przypadku ktoś nie chce nas oszukać. 

>>> Dziennikarstwo w czasach postprawdy

Łatwo też powiedzieć, że w jakimś miejscu odbyła się demonstracja, na której pojawiło się o wiele więcej osób, niż w ogóle mogłoby się w danym miejscu zmieścić. Przecież nikt tego nie liczył, więc jeśli „przypadkiem” do publicznej wiadomości poda się zawyżoną liczbę, to nikt również tego nie odkryje. Nic bardziej mylnego! Istnieją bowiem strony, dzięki którym można sprawdzić, ile osób może maksymalnie znaleźć się na danym obszarze w tym samym momencie.

Dzięki przedstawionym narzędziom można więc nie tylko na własną rękę odkryć dezinformację, lecz także poinformować o tym innych. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze