
fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi/misyjne.pl
Jak przekazać dzieciom wiarę? Rozmowa o roli kobiet w katechezie rodzinnej
Dbajcie o swoją relację z Bogiem, kochającym, przebaczającym Ojcem, i takiego Boga pokazujcie dzieciom przykładem i słowem. Nie skupiajcie się za bardzo na trudnych zachowaniach dzieci, przyprowadzajcie je do kościoła, bo jest tu miejsce dla każdego – zachęca Magdalena Urlich, mama oraz autorka książki „Eucharystia w opowieściach. 33 historie do rodzinnej katechezy”, dzieli się swoimi refleksjami na temat roli kobiet w przekazywaniu wiary dzieciom.
W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną opowiedziała, jak wygląda to w jej rodzinie oraz zachęciła do lektury swojej książki, która może być pomocnym narzędziem w rodzinnej katechezie.
Anna Rasińska (KAI): Jaką rolę odgrywają kobiety – matki, babcie – w przekazywaniu wiary dzieciom?
Magdalena Urlich: – Kiedy o tym myślę, przypomina mi się obraz Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego”. Gdy mu się przypatrzeć, widać, że ojciec przygarniający syna ma dwie różne ręce. Jedna ręka jest szczupła, delikatna, najwyraźniej kobieca, a druga szeroka, silna – męska. Co miało to wyrażać? Że Bóg kocha jak ojciec i jak matka. Zresztą w Piśmie świętym, gdy Bóg mówi o swojej miłości, często porównuje ją do miłości wyrażanej przez kobiety. Jednym z takich obrazów jest na przykład matka podnosząca z czułością do swego policzka niemowlę.

Tak więc te cechy rozumiane jako kobiece same w sobie mają moc przekazywania wiary, bo przez doświadczenie czułości, troski rodziców – a na tym najwcześniejszym etapie zwłaszcza mamy – dziecko buduje w sobie doświadczenie bycia kochanym. A to ma ogromny wpływ na jego obraz Boga jako kochającego Stwórcy.
Natomiast jeśli chodzi o wprowadzanie do modlitwy czy zabieranie do kościoła, dużo osób z mojego pokolenia zawdzięcza to swoim babciom. To babcie często chodziły z dziećmi na majówki czy uczyły pierwszych formułek modlitw. To był przekaz tradycyjnej wiary i nawet jeśli on w późniejszych latach nie wystarczył, żeby ktoś stał się praktykującym katolikiem, to zostawił ślad i punkt wyjścia do własnych poszukiwań.
Jakie są Pani doświadczenia w tym temacie?
– Moje osobiste doświadczenia są inne, ale także w mojej drodze wiary istotną rolę odegrały kobiety. Najważniejszą – moja przyjaciółka z liceum, która zauważyła, że jestem w dołku, i odważyła się zaprosić mnie na rekolekcje. Byłam zbuntowaną nastolatką, nie chodziłam do kościoła, byłam w kiepskim stanie psychicznym. Dwa dni wcześniej przeżyłam załamanie. I w takiej już zupełnej rozpaczy i bezsilności, pomodliłam się: Boże, jeśli jesteś, to Ty coś zrób. Kiedy dostałam to zaproszenie, poczułam, że On odpowiedział. Nie mogłam nie pojechać.
To były rekolekcje sióstr westiarek Jezusa i moje pierwsze świadome nawrócenie. I chociaż słowo głosił ksiądz Piotr Pawlukiewicz, nie wiedziałam, że jest taki znany, ale świetnie się go słuchało, to właśnie siostry tworzyły atmosferę tego domu, w którym każdy czuł się na miejscu, a jednocześnie wszystko wskazywało na Boga jako źródło dobra.
To moje pierwsze, decydujące doświadczenie, ale ponieważ jestem kobietą, to w całej mojej drodze świadectwo wiary innych kobiet było dla mnie bardzo ważne.
Na pewno przełomem był moment kiedy została Pani mamą.
– Tak, moje pierwsze doświadczenia były bardzo trudne, miałam komplikacje w ciąży i przy porodzie, pierwsze dwa tygodnie spędziliśmy z synem w szpitalu, a kolejny rok na rehabilitacji. Tak mi się życie odwróciło do góry nogami, że prawie zatraciłam siebie w tym macierzyństwie. I wtedy bardzo pomogło mi świadectwo innych mam. Zobaczyłam, jak można siebie na nowo odnaleźć, że można robić coś razem dla innych i dla Pana Boga. I że Bóg jest mocno obecny w moim doświadczeniu, bo bycie mamą to najważniejsza rola, nie do zastąpienia. Tego uczyły mnie kobiety, które były kilka kroków przede mną na tej drodze, między innymi z grupy dla mam z małymi dziećmi „Macierzanka” w Krakowie i z Domowego Kościoła.
Czy właśnie z takich doświadczeń powstała Pani najnowsza książka „Eucharystia w opowieściach. 33 historie do rodzinnej katechezy”?
– W pewnym sensie tak, ale jeszcze większe znaczenie miało to, że przyszedł czas, kiedy to ja zaczęłam przekazywać wiarę swoim dzieciom. Widziałam rozdźwięk między tym, jak ważna dla mnie jest Msza święta, a jak trudno dobrze przygotować do niej dzieci. Moje dzieci, które uwielbiały czytać ze mną książki, w kościele absolutnie nie potrafiły się skupić. Wymyślaliśmy z mężem różne sposoby, żeby je angażować i tłumaczyć, co dzieje się w czasie Mszy świętej.

Przy tym wszystkim staraliśmy się też wyłapywać u nich tzw. momenty wrażliwe na rozwój religijny. To zaowocowało dwoma wczesnymi pierwszymi Komuniami. I to te doświadczenia były bardzo istotne. Widziałam potrzebę napisania książki, która przybliżałaby dzieciom Eucharystię w tym wyjątkowym czasie przygotowań do Pierwszej Komunii.
Nie mogłam jednak wymyślić formy, w jakiej to zrobić. Msza święta to ogromne bogactwo symboli, a przy tym to, co dzieje się tu i teraz, uobecnia najważniejsze chwile historii zbawienia! Jak to wszystko przekazać dzieciom, gdy my dorośli nieraz mamy problem, żeby to pojąć?
Wreszcie przyszło mi na myśl, żeby posłużyć się opowieściami. Rozbić tę przebogatą całość na drobinki, i te drobinki zamienić w opowieść. Tak, by te historie pracowały w czytelniku, gdy znów będzie na Mszy świętej, by poszerzały jego zrozumienie, by zachwycały i pociągały do samodzielnego zgłębiania tajemnicy Eucharystii.
Jak można wykorzystać książkę do domowej katechezy? Co w niej znajdziemy?
– Książka jest zaprojektowana jako gotowe narzędzie do pracy z dziećmi. Jest pięknie wydana, tak żeby dzieci chciały po nią sięgać. Opowieści są na tyle zróżnicowane, że zaangażują i starsze, i młodsze dzieci. Można zgromadzić całą rodzinę przy stole albo na kanapie i czytać, rozmawiać i modlić się – bo pytania do rozmowy i propozycje modlitwy także są tu zawarte. To świetna okazja, żeby rodzice opowiedzieli dzieciom o swoim przeżywaniu Mszy świętej. Czasem trudno naturalnie zacząć taką rozmowę, a dzieci natychmiast wyłapują sztuczność i się wyłączają. Ta książka pomoże rozpocząć autentyczną rozmowę na temat wiary.
Co jeszcze można zrobić, by przekazać wiarę dziecku, ale niczego nie narzucać, a raczej zachęcić dzieci do praktyk religijnych?
– Zaczęłabym od początku – od budowania z dzieckiem relacji, w której będzie się czuło bezpiecznie, a jego potrzeby będą zaspokojone. Takie dziecko ma w sobie więcej przestrzeni na współpracę z rodzicem, na to, co rodzic chce mu zaproponować. To jest podstawa. Wiadomo jednak, że praktyki religijne dla małego dziecka mogą być wymagające i nużące. Myślę, że tu trzeba brać pod uwagę indywidualność dzieci. Są takie, które dadzą radę siedzieć blisko godzinę w kościele. Większość nie, i to jest naturalne w rozwoju małych dzieci, że są ruchliwe, ciekawe i szybko się nudzą. Znając swoje dziecko, możemy poszukać sposobów, by te praktyki religijne ułatwić.
Zachęca oczywiście rozmowa i własny przykład, ale czasem może być też potrzebne jasne sformułowanie zasady: to dla nas, rodziców, ważne, byśmy w niedzielę wspólnie uczestniczyli w Mszy świętej. Chcemy, żebyście byli z nami. Możemy poszukać sposobu, żeby wam to ułatwić. I rzeczywiście warto się nad tym zastanowić. Można np. znaleźć książeczkę z przebiegiem Mszy, w której dziecko może śledzić, ile czasu zostało do końca, zamiast ciągle o to pytać. Albo religijne kolorowanki, które w ciszy pomogą dziecku czymś się zająć, a jednocześnie słuchać i uczestniczyć. Starsze dziecko może zaangażować się w scholę czy służbę liturgiczną. A może potrzebna jest zgoda na to, że spacerujemy po kościele i zwiedzamy, kiedy trudno wytrzymać w ławce.
Ważny też jest szacunek do możliwości dzieci i do ich wolności, żeby nie przeładować ich religijnymi bodźcami. U nas w domu nie dyskutujemy o pójściu dzieci do kościoła w niedzielę, natomiast w święta nieobowiązkowe czy inne dodatkowe okazje starsze dzieci same decydują i szanujemy ich odmowę.
Jakie według Pani są największe wyzwania, przed którymi stoją dziś matki chcące przekazać dzieciom wiarę?
– To, co w dzisiejszych czasach jest trudne i dotyka wszystkich, także mamy – to tempo życia. Łatwo w nim zgubić cenny czas na rozwijanie własnej relacji z Jezusem, a także czas z dzieckiem. Zdarza się, że mama sama jest w chaosie, nie dba o swoją duchowość czy przytłaczają ją wymagania, jakie przed nią stoją. Wtedy trudno jej nie tylko dzielić się wiarą, ale w ogóle dostrzec, jaką wyjątkową rolę ma do odegrania. Dlatego myślę, że najważniejsze jest, żeby mama poukładała własną hierarchię wartości i do niej dostosowała to, na co przeznacza swój czas. A gdy sama będzie czerpać z relacji z Bogiem, to jej dzielenie się wiarą z dziećmi będzie przychodziło dużo bardziej naturalnie.
Można tu oczywiście mówić o trudnościach wychowawczych w związku z dostępem do technologii – to oczywiście też jest wyzwanie. Ale jeśli na tym pierwszym poziomie – relacji – jest w miarę dobrze, to z wszystkimi innymi wyzwaniami można sobie poradzić.
Jakie praktyki w rodzinie mogą pomóc dzieciom lepiej rozumieć i przeżywać Mszę Świętą?
– W naszej rodzinie mamy kilka patentów. Jednym z nich są oczywiście książki, w tym „Eucharystia w opowieściach”, która m.in. na moich dzieciach była testowana. Poza tym rozmowy, w których poruszamy tematy relacji z Jezusem Eucharystycznym. Staramy się, żeby dzieci rozumiały, że jest to spotkanie z żywą Osobą, która je kocha, troszczy się, której można wszystko powierzyć. Przypominamy też dzieciom, by idąc na Mszę świętą, wybierały sobie jakąś intencję. Bardzo dobrą praktyką, którą gorąco polecam, jest też rodzinne czytanie niedzielnej Ewangelii, wspólne wyjaśnianie jej i modlitwa. Dzieci po takim przygotowaniu uważniej słuchają Słowa Bożego, a później też homilii, bo są ciekawe, czy ksiądz poruszy te same tematy co my w domu.
Jakie przesłanie, czy rady chciałaby Pani zostawić rodzicom, którzy pragną wychować dzieci w wierze, ale nie zawsze wiedzą, jak to zrobić?
– Przede wszystkim dbajcie o swoją relację z Bogiem, kochającym, przebaczającym Ojcem, i takiego Boga pokazujcie dzieciom przykładem i słowem. Nie skupiajcie się za bardzo na trudnych zachowaniach dzieci, przyprowadzajcie je do kościoła, bo jest tu miejsce dla każdego. Nie oznacza to zgody na wszystkie zachowania w kościele – tego dzieci cierpliwie uczymy. Pamiętajcie jednak, że za trudnymi zachowaniami jest dziecko, które mimo wszystko chłonie to, co się dzieje.
Czy planuje Pani kolejne książki o podobnej tematyce?
– Tak, mam pomysły na kolejne książki przybliżające dzieciom sakramenty. Mam nadzieję, że będę mogła je zrealizować. Póki co zachęcam do wsparcia zbiórki na stronie internetowe. Pomoże ona uzbierać mi kwotę potrzebną na zwiększenie nakładu, by dotrzeć z książką „Eucharystia w opowieściach. 33 historie do rodzinnej katechezy” do jak najszerszego grona odbiorców.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |