Jakub Pankowiak

fot. Antoni Jezierski

Jakub Pankowiak po decyzji Episkopatu: czuję się rozczarowany i oszukany

„Czuję się rozczarowany i oszukany” – mówi Jakub Pankowiak, uczestnik ubiegłorocznego spotkania biskupów z osobami skrzywdzonymi przemocą seksualną. W rozmowie z KAI komentuje decyzję o zakończeniu prac zespołu powołanego przez prymasa Polski i powołaniu nowego zespołu pod przewodnictwem bp. Sławomira Odera. Opowiada o nadziejach, jakie wiązał z powstaniem niezależnej komisji, o rozczarowaniu działaniami Konferencji Episkopatu Polski oraz emocjach, jakie towarzyszą dziś osobom skrzywdzonym.

Dawid Gospodarek (KAI): W listopadzie ubiegłego roku, razem z innymi osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej ze strony duchownych, uczestniczyłeś w historycznym – jak mówiono – spotkaniu z biskupami. Z czym wychodziłeś z tego spotkania?

Jakub Pankowiak: – Przede wszystkim z dużą nadzieją. Z przekonaniem, że biskupi coraz lepiej rozumieją sytuację osób skrzywdzonych i że wielu z nich rzeczywiście chce nas wspierać. Liczyłem, że postulaty, które im przedstawiliśmy, nie będą tylko głosem jednej strony, lecz wspólnym stanowiskiem – ważnym zarówno dla osób skrzywdzonych, jak i dla biskupów. Miałem wtedy wrażenie, że zaczynamy mówić jednym językiem i że jest szansa na poprawę sytuacji osób skrzywdzonych, a jednocześnie na odbudowę wiarygodności Kościoła. Bo przecież wszystkie te działania służą nie tylko dobru osób pokrzywdzonych, ale też dobru wspólnemu.

Rzeczywiście, widzimy chociażby na przykładzie Francji, że poważne zajęcie się tą kwestią – m. in. powołanie niezależnej komisji, zadośćuczynienie – pomogły Kościołowi odzyskać wiarygodność. W efekcie odnotowano choćby rekordową liczbę chrztów dorosłych w tym roku. Śledziłeś zapewne prace nad niezależną komisją, którą polscy biskupi zapowiedzieli już w 2023 roku…

– Miałem nadzieję, że komisja nie tylko powstanie, ale rzeczywiście będzie niezależna i powołana z udziałem cenionych ekspertów. Że nie będzie to kolejna biskupia komisja, której celem jest raczej niczego nie wyjaśnić, ale ciało, które rzetelnie opisze przypadki wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych i wyciągnie sensowne wnioski. Jej zadaniem miało być nie tylko ukazanie skali przestępstw, ale także stworzenie na tej podstawie realnych rekomendacji i usprawnień w reagowaniu na ten problem. Ważne było dla mnie też po prostu oddanie sprawiedliwości osobom skrzywdzonym. To była moja główna nadzieja.

>>> Jakub Pankowiak: walczę o Kościół, a nie z Kościołem [PODKAST]

Jakie refleksje towarzyszyły ci podczas obserwowania procesu powoływania tej komisji?

– Od początku miałem poczucie, że po stronie biskupów jest sporo strachu. Choć ksiądz Prymas zgromadził wokół siebie grupę naprawdę kompetentnych i pracowitych osób: prawników, specjalistów pracujących z osobami skrzywdzonymi. Wydawało się, że ten zespół może stworzyć coś wartościowego. Jednak widać było obawy, które przejawiały się choćby brakiem transparentności – przygotowywane dokumenty nie były w żaden sposób udostępniane opinii publicznej. Było też odczuwalne napięcie i rywalizacja frakcji w ramach Konferencji Episkopatu Polski. Liczyłem, że powstanie komisji i temat wykorzystywania seksualnego nieletnich nie zostanie wciągnięty w polityczne i ideologiczne spory, trwające w Polsce od dawna, lecz że stanie się sprawą, przy której wszyscy będą mogli współpracować i działać odpowiedzialnie. Dziś widzę, że moje oczekiwania były zbyt naiwne i może po prostu brakowało mi jeszcze doświadczenia.

Wczoraj podczas konferencji prasowej bp Oder wspominał o „dialektycznym dialogu” w episkopacie. Jakie masz przemyślenia po decyzji biskupów o zakończeniu prac zespołu prymasa – bez ujawnienia efektów jego pracy – i powołaniu nowego zespołu z bp. Oderem na czele?

– Decyzje biskupów tylko potwierdzają moje wcześniejsze obawy. Widać, że to wszystko zostało wciągnięte w ideologiczną walkę. Są dwie frakcje – jedna z nich chciała zablokować działania księdza Prymasa, bo uznała, że jego zespół stanowi zagrożenie dla instytucji Kościoła. Część biskupów boi się odszkodowań, część boi się ujawnienia dokumentów kościelnych, które mogłyby zawierać nie tylko informacje o przestępstwach seksualnych, ale też o innych sprawach. Wszystko wskazuje na to, że komisja w pierwotnym kształcie po prostu nie powstanie. Czuję się bardzo rozczarowany, wręcz oszukany. Liczyłem na większe zrozumienie ze strony biskupów. I nie było to tylko moje wrażenie – takie sygnały płynęły także od nich. Dało się odczuć, że idziemy razem do przodu. Wczorajsze wydarzenia sprawią, że – przynajmniej z mojej strony – współpraca z Konferencją Episkopatu Polski w tej sprawie dobiega końca. Nie będę dalej firmował swoim nazwiskiem ich działań. Już wcześniej trudno było usprawiedliwiać wiele ich decyzji, a często musiałem się tłumaczyć przed osobami skrzywdzonymi, dlaczego tak łagodnie oceniam niektóre postawy biskupów. Teraz nie mam już ku temu żadnych powodów. Moim zdaniem temat tej komisji jest zamknięty – nawet jeśli nowy zespół powstanie, to nie będzie to już ta komisja, o którą prosiliśmy. Nie wiem, dlaczego po dwóch latach pracy zespołu księdza Prymasa nagle powołuje się kolejny zespół, który ma przygotowywać jakieś dokumenty. Przecież, jak wiemy, dokumenty już są gotowe. Te komunikaty płynące ze strony biskupów nie brzmią niestety wiarygodnie, są niespójne.

Jesteś w kontakcie z innymi osobami skrzywdzonymi, które śledzą te wydarzenia. Jakie emocje im towarzyszą?

– Wśród osób, z którymi rozmawiałem, dominuje poczucie, że zostaliśmy oszukani i wykorzystani. Że wszystko, co zrobiliśmy – my jako osoby skrzywdzone, a także Prymas i jego zespół – było na nic. Bo gdy przyszło do realnych decyzji, okazało się, że Konferencja Episkopatu Polski po prostu nie ma woli działania.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze