fot. Anna Gorzelana

Jakub Tomalak: moja posługa muzyczna w Kościele wypływa z życia rodzinnego [ROZMOWA] 

Szczególnie rozpoznawalne jest jego wykonanie pieśni maryjnej „Ty, co nie zwątpiłaś nigdy”. O tym, co jest najtrudniejsze w posłudze wielbieniowej, o św. Józefie, którego muzyk wcale nie wybierał, o Maryi jako wzorze dla mężczyzny i o rodzinie, bez której żadne dzieła, które się dzieją, nie miałyby miejsca z Jakubem Tomalakiem rozmawia Anna Gorzelana. 

fot. Anna Gorzelana

Anna Gorzelana: Jak się zaczęło granie na cześć Boga, uwielbianie Go muzyką? 

Jakub Tomalak: – Regularną posługę w Kościele zacząłem w 1997 r., gdy byłem jeszcze młodym chłopakiem. Zdobywałem warsztat muzyczny w bardzo różnych środowiskach. Klimaty te nie zawsze były kościelne, ale ostatecznie kierunek studiów i moje doświadczenie zawodowe sprawiły, że robię to, co robię. W 99% moje życie zawodowe poświęcone jest posłudze w Kościele. 

I to jest posługa muzyczna. Prowadzi Pan warsztaty, ale nie tylko. 

– Aktualnie dużo czasu zajmuje mi projekcja muzyczna, głównie dla projektu Boże Granie, dla społeczności Teobańkologia (na czele z ks. Teodorem) – to moje główne przestrzenie, gdzie prowadzę i aranżuję muzykę. Ale też różne warsztaty, np. Zielonogórskie Warsztaty liturgiczno-muzyczne czy Warsztaty Muzyki Liturgicznej w Kaliszu. Ważna jest też posługa podczas np. jubileuszu 50-lecia charyzmatu Światło-Życie w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, czyli wielbienia. Śpiewam tam z moim zespołem, z którym od lat działam, czyli Kocha Wierny Uwielbia (KWU). 

>>> Od pół wieku chodzą w Świetle, które daje Życie. Jubileusz Oazy na Ziemi Lubuskiej [RELACJA]

Czas prowadzenia wielbień jest zarówno pracą, jak i modlitwą. Pewnie wiąże się to z dużym wysiłkiem. Ale gdy np. duchowo jest trudniejszy czas, to pewnie trudno jednocześnie dziękować, wielbić Pana modlitwą. 

– Podczas samego wielbienia Bóg daje łaskę, że to już płynie. Bardzo trudny jest zawsze okres organizacyjny przed, próby dźwięku, często też jesteśmy w sytuacjach, gdy jest mało czasu, bo np. w kościele, w którym mamy grać, odbywają się nabożeństwa, więc nie mamy tyle przestrzeni na przygotowanie, ile faktycznie potrzebujemy. Trudne są też plenery i cała machina organizacyjna. Zawsze przyjeżdżamy zespołem na kilka samochodów, jest nas do piętnastu osób, a nawet więcej, gdy pojawia się orkiestra smyczkowa. Rider techniczny zwykle psuje mi dużo nerwów, a gdy już koncert ruszy, to jest naprawdę przyjemność. Wszystko wtedy już płynie. Ludzie się włączają w śpiew, nie ma nic fajniejszego! 

fot. Anna Gorzelana

Czy widzi Pan owoce swojej pracy, które umacniają w tym, żeby ją dalej wykonywać? 

– Tak, najczęściej to się dzieje po koncercie. Ludzie chętnie piszą, dzielą się – publicznie na portalach czy też odzywają się bezpośrednio do mnie. Cieszą też mnie bardzo świadectwa, że ktoś słucha non stop muzyki z danej płyty, a ja – wiedząc, w jakich trudach to powstaje – dzięki temu jestem pewny, że warto to robić. 

Byłam na Pana koncercie, na którym śpiewane były pieśni uwielbieniowe. Z kolei wiele pieśni, np. na płycie „Opowieść o miłości”, jest bardzo delikatnych, wręcz wytwarzają nastrój modlitewnej intymności. Ta różnorodność skojarzyła mi się z psałterzem, w którym również odnajdujemy różne zawołania do Boga. 

– Ja nigdy nie byłem osadzony w żadnej formie. Muzycznie w prawie każdym gatunku czuję się dobrze i prawie każdy gatunek muzyczny, poza jazzem, już próbowałem, bądź choćby się o niego otarłem. Muzykę traktuję jak narzędzie – tak mocno skupiam się na treści, że forma nie ma znaczenia. Może to być rock, może być jazz, może być przy fortepianie, przy gitarze, muzyka liturgiczna, chorał gregoriański, muzyka prawosławna… Dla mnie jest to bez znaczenia. Nawet trudno mi powiedzieć, co jest mi najbliższe. Słuchając jednak tego, czego Kościół chce ode mnie, to najczęściej potrzebna jest muzyka wielbieniowa, więc ją tworzę. 

>>> Uwielbienie za miasto Poznań. Wspólnoty archidiecezji poznańskiej we wspólnej inicjatywie

fot. Anna Gorzelana

Szczególnie dużo odniesień w Pana twórczości jest do Maryi oraz do św. Józefa. Myślę, że nie jest to przypadkowe. 

– Ja świętego Józefa w ogóle nie planowałem! Tak się niesamowicie złożyło, że moje dzieła: utwór „Akatyst do św. Józefa” oraz płyty: „Psalmy Józefa” i „Nowa Pieśń”, a także czwarta płyta, którą aktualnie tworzę dla karmelitanek w Gnieźnie, są związane z tym świętym. Ja tego nigdy nie wybierałem. Myślę, że Józef jednak mi wskazywał i podpowiadał przez intuicję, zdolności i myśli, bym się tym zajął. Obecność w Kaliszu, bliskość sanktuarium narodowego, wymusza pewne rzeczy – ktoś potem dzwoni, prosi o konkretną twórczość. Wiem, że jestem nieumyślnie kojarzony ze św. Józefem, choć to nie było wcale planowane. 

Co do Maryi, to z kolei wybór serca. Jest to zdecydowanie pewna droga w Kościele. Czytając Ewangelie, właściwie nic więcej nie trzeba – Maryja prowadząca pod krzyż, Maryja z ogromnym charyzmatem miłości, a niekoniecznie „wielkimi darami” uzdrawiania i czynienia namacalnych cudów.  

Tym bardziej cieszę się, że możemy się spotkać przy sanktuarium maryjnym w Rokitnie. 

– Maryja to jest bardzo dobry wzór dla mężczyzny. I to, czego nie da się wyrazić słowami, ale  co człowiek czuje w sercu – jest to dla mnie prawdziwa towarzyszka w wierze. 

fot. Anna Gorzelana/misyjne.pl

Myślę, że nieprzypadkowo towarzyszy Panu święty Józef, patron rodziny – wszak Pan jest mężem i ojcem, a jednocześnie muzykiem. Trudno łączyć tak odpowiedzialną funkcję z tą pracą? 

– Inaczej sobie wyobrażałem moje życie zawodowe – ja sobie takiego życia naprawdę nie zaplanowałem. Ale jestem bardzo szczęśliwy, że to właśnie tak wygląda. Do końca nie wiem, jak to się stało, że moja praca to jest posługa w Kościele – czy to warsztaty muzyczne, czy wielbienia. I to jest naturalne, że wypływa to z życia rodzinnego. Że moja żona mi błogosławi, dzieci też często są na wielbieniach. Nawet mi pomagają – dwójka moich dzieci od dłuższego czasu gra ze mną regularnie na wielbieniach. Bez tego świadectwa życia, bez tej modlitwy rodzinnej, nie miałbym co powiedzieć. Nie umiałbym tego robić. Dlatego jestem bardzo wdzięczny mojej rodzinie, przede wszystkim mojej żonie. 

Jakie ma Pan najbliższe plany muzyczne? 

– Kończymy trzecią płytę z projektu Boże Granie. To będzie wielkie wydawnictwo ze wspaniałymi wokalistami – bardzo kolorowa płyta, szeroka i bogata. Do tego kolejne produkcje związane z Teobańkologią. Mam też swoje utwory, które przyszły w tym roku, ale na razie nie ma jeszcze na horyzoncie przestrzeni, by się tym zająć, m.in. psalmy i fragmenty proroków – Izajasza, Jeremiasza. 

fot. Anna Gorzelana
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze