Jarosław Różański OMI: nie ma bardziej okrutnych żołnierzy jak dzieci – żołnierze [ROZMOWA]
Wojny oznaczają dla dzieci głód, narażenie na przemoc i różnego rodzaju wykorzystywanie ze strony dorosłych, ale są też werbowane do armii jako żołnierze.
O dzieciach – ofiarach wojny, dialogu z muzułmanami, sytuacji polskiej misjologii opowiada o. prof. Jarosław Różański OMI. Jest on misjologiem-afrykanistą, kierownikiem Katedry Misjologii UKSW, członkiem Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Religiami Pozachrześcijańskimi.
>>> Generał oblatów: całe Zgromadzenie patrzy z dumą na oblatów w Ukrainie
Ojcze Profesorze, skąd wzięło się zamiłowanie do tematyki misyjnej?
Jarosław Różański OMI: – Jeśli chodzi o zamiłowanie do misji to przede wszystkim jestem ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, które ma profil zdecydowanie misyjny. Z tego względu, że ukończyłem filologię polską to byłem przygotowany do pracy redakcyjnej związanej z wydawaniem czasopisma „Misyjne Drogi”. Potem odbyłem staż misyjny w północnym Kamerunie i to zapoczątkowało moje zainteresowanie rejonem Afryki. Później to zainteresowanie poszerzało się, jeśli chodzi o ten wymiar geograficzny, kulturowy i z czasem po otrzymaniu propozycji pracy na uniwersytecie rozpocząłem pracę nad tym obszarem kulturowym między Saharą a lasami w tzw. klasyce Bilad as-Sudan (Między przeszłością a teraźniejszością). Zacząłem spoglądać na wiele aspektów ludzkiego życia miejscowych kultur już w sposób taki bardziej usystematyzowany, naukowy współpracując ze specjalistami z różnych dyscyplin naukowych, głównie antropologii naukowej.
Zatem przebywał Ojciec na misjach w Afryce…
– Tak. Jeśli chodzi o mój staż misyjny to był północny Kamerun, a konkretnie grupa etniczna Gidar. To jest jedna z wielu grup etnicznych, z ponad 50 zamieszkujących na terenie północnego Kamerunu. Przez ostatnie 20 lat jestem związany z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i co roku organizowane są staże badawcze w Afryce. Są one związane z badaniami, projektami, a zatem ten kontakt z Afryką jest bardzo bliski.
Jak przedstawia się polska misjologia na tle innych krajów?
– To jest z pewnością problem złożony, ale dzisiaj misjologia rozwija się przede wszystkim poza Europą, czyli w Ameryce Łacińskiej, Afryce i Azji. Jeśli chodzi o polską misjologię to najprężniejszym ośrodkiem jest Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i mówię tak nie dlatego, że reprezentuję ten ośrodek, ale ma on już ponad 50-letnią tradycję kształcenia misjologicznego. W 1969 roku rozpoczęto tutaj kształcenie misjologiczne, tzn. naukową refleksję nad działalnością misyjną Kościoła. To bardzo złożona refleksja, gdyż oprócz refleksji teologicznej jest bardzo bliski związek z historią Kościoła czy historią powszechną, antropologią kulturową. Jest to związane z tzw. promocją ludzką, tutaj można wyróżnić szereg aspektów począwszy od pomocy ekonomicznej. Bardzo mocnym filarem tej promocji ludzkiej jest wyzwolenie, w praktyce chodzi głównie o prawa człowieka, a to wszystko po to, żeby szanowana była godność człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. Zatem już z samego faktu urodzenia, stworzenia człowiek jest powołany do życia godnego.
Proszę powiedzieć, jak wygląda przygotowanie do pracy na misjach?
– Przygotowanie do pracy na misjach jest bardzo skromne. W Polsce istnieje Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Jest to instytucja założona przez Komisję Episkopatu Polski ds. Misji jeszcze w latach 80. XX wieku. To Centrum przygotowuje głównie misjonarzy diecezjalnych, ale też zakonnych, siostry zakonne i świeckich do pracy misyjnej, na pierwszym miejscu kładąc nacisk na przygotowanie językowe, czyli w praktyce jest to nauka języków europejskich, które są używane jako języki urzędowe w krajach Afryki, Ameryki Południowej, czy Azji. Jest też bardzo skromne przygotowanie teoretyczne, czyli misjologiczne, antropologiczne z elementami medycyny tropikalnej, ale to wszystko jest tylko zarysem. Jednak nie wszyscy, którzy udają się na misję, odbywają taki kurs w Centrum Formacji Misyjnej. Bardzo wielu misjonarzy nie posiada żadnego przygotowania związanego z działalnością misyjną. Kończą tylko kursy językowe w Polce czy w zachodniej Europie i bezpośrednio udają się do pracy misyjnej. Uważam, że nie jest to dobra droga, bo przygotowanie do pracy misyjnej powinno odbywać się tak przed wyjazdem, jak i po przyjeździe do kraju misyjnego. Niestety, tylko w niektórych krajach są takie ośrodki przygotowawcze, które przede wszystkim wprowadzają w miejscową kulturę, w miejscowe realia.
Kilkanaście lat temu pod redakcją Ojca ukazała się publikacja „Dzieci — ofiary wojny”. Proszę powiedzieć, jak ta sytuacja przedstawia się dzisiaj.
– Widzimy jak straszną rzeczywistością jest wojna, chociażby patrząc na wojnę po sąsiedzku – na Ukrainie. Pozwoli Pani, że skoncentruję się przede wszystkim na Afryce, chociaż można z pewnością wymieniać szereg innych regionów świata, gdzie wojna dotyka w sposób bardzo okrutny, zwłaszcza dzieci. Dziecko, które może być symbolem bezbronności, podczas wojny staje się najbardziej podatne na różnorodne formy przemocy. W walkach zbrojnych giną głównie kobiety i dzieci. Wojny oznaczają dla dzieci także sieroctwo, bezdomność, głód, narażenie na przemoc i różnego rodzaju wykorzystywanie ze strony dorosłych. To są bardzo często rany zadane na całe życie.
Chciałbym zwrócić uwagę na dzieci – żołnierzy. To jest proceder, który jest bardzo znany w Afryce. U dzieci, które są werbowane i przygotowywane do walki jako dzieci – żołnierze stwierdzono, że ich psychika ulega potężnej degradacji. Nie ma bardziej okrutnych żołnierzy jak dzieci – żołnierze. Niektóre z tych dzieci udaje się wyrwać z tego dramatycznego położenia, ale często ich rehabilitacja okazuje się bardzo trudna. W walkach zbrojnych biorą udział dzieci w wieku 12, 13 czy 14 lat, a zdarzają się obszary, gdzie żołnierze nie mają jeszcze 12 lat. To nie jest młodzież, to są dzieci i te procedery stosowane są niestety w wielu armiach afrykańskich, ale także azjatyckich, czyli na obszarach, gdzie toczone są wojny. Chrześcijanie, a w szczególności misjonarze nie mogą pozostawać obojętni wobec sytuacji dzieci – ofiar wojny w świecie. Jezus kochał dzieci, cenił ich prostotę, radość życia, ich spontaniczność i pełną zachwytu wiarę, dlatego chce, aby wspólnota chrześcijańska otwierała przed nimi ramiona i serce jak przed Nim samym: „A kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18,5).
Jest Ojciec członkiem Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Religiami Pozachrześcijańskimi. Na czym polega ta działalność?
– Jest to komitet, który jest utworzony przy Komisji Episkopatu Polski w celu prowadzenia dialogu z religiami pozachrześcijańskimi. Chodzi głównie o dialog z grupami muzułmanów, którzy są obecni w Polsce. Myślę tutaj o grupie muzułmanów polskich, czyli Polaków pochodzenia tatarskiego, jak i też o różnych grupach wyznawców islamu, ale rekrutujących się z różnych obszarów Bliskiego Wschodu czy Turcji. To są różne grupy i one niekoniecznie ze sobą współpracują. Ten nasz dialog to przede wszystkim spotkania, podczas których poznajemy nawzajem swoje tradycje, także tradycje religijne, czasami są to sympozja, kiedy staramy się spojrzeć z perspektywy islamu, chrześcijaństwa, katolicyzmu na różne problemy świata, np. człowiek a stworzenie, czyli cały problem ekologii. Głównie koncentrujemy się na wspólnym celebrowaniu Dnia Islamu w Kościele katolickim. Pojawiły się też inicjatywy ze strony muzułmanów, w niektórych meczetach obchodzony jest Dzień Chrześcijański czy Katolicki. Są też spotkania mniej formalne jak np. z okazji Ramadanu, czyli postu muzułmańskiego. Są to takie wieczerze, które tradycyjnie spożywa się w rodzinie czy w grupie przyjaciół. Zatem Komitet Episkopatu Polski ds. Dialogu z Religiami Pozachrześcijańskimi ma duży wkład we wzajemne poznanie się i porozumienie z przedstawicielami innych religii.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |