fot. ks. Edward Pleń

Kapelan olimpijczyków: w wiosce olimpijskiej nie można było odprawiać mszy [ROZMOWA]

Sportowcom często przypominam słowa Jezusa o tym, że wystarczy wiara jak ziarnko gorczycy, by móc góry przenosić – mówi salezjanin ks. Edward Pleń, który od 22 lat jest kapelanem polskich sportowców, także tych występujących podczas igrzysk. Letnie Igrzyska Olimpijskie w Paryżu to już jedenaste igrzyska, podczas których pełnił tę funkcję.

Ksiądz Edward Pleń opowiada nam o swoich rozmowach z polskimi olimpijczykami, ale także o problemach i wyzwaniach, które spotkał w wiosce olimpijskiej i w międzyreligijnym centrum modlitwy. – Mając doświadczenie poprzednich igrzysk, chciałem wcześniej ustalić godziny mszy świętych. Okazało się jednak, że tutaj mszy nie będzie można odprawiać, bo „tu jest tylko modlitwa” – mówił.

Jak będzie Ksiądz wspominał te Igrzyska? Było dużo emocji wokół ceremonii otwarcia. Później słyszeliśmy, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski źle reaguje na wszelkie przejawy odnoszenia się do Boga i religii przez olimpijczyków. Kara groziła między innymi brązowej medalistce w skateboardingu Rayssie Leal. 16-letnia sportsmenka w trakcie zawodów w języku migowym pokazała gest o przesłaniu: „Jezus jest drogą, prawdą i życiem”. Czy te wydarzenia ciążyły na przebiegu Igrzysk?

– Na pewno był bardzo duży szum związany z ceremonią otwarcia Igrzysk. A to na pewno nie pomogło sportowcom w skupieniu się na pracy. Jednak ta dyskusja była uzasadniona, bo takich aspektów, jak podczas ceremonii otwarcia, nie powinno być na igrzyskach olimpijskich. Francuzi – poniekąd – zaprzeczyli idei igrzysk. Tym szyderstwem wobec ostatniej wieczerzy zaatakowana została nie tylko religia, ale i rodzina.

Także rodzina olimpijska?

– Przestrzegał przed tym już kard. Stefan Wyszyński, gdy mówił, że jeśli ktoś będzie chciał atakować ważne wartości (jak naród, społeczeństwo), to atak zostanie skierowany najpierw wobec Kościoła.

Rayssa Leal, fot. PAP/EPA/CHRISTIAN BRUNA

A czy te wydarzenia wpłynęły na życie wioski olimpijskiej i międzyreligijnego centrum modlitwy, które tam było ulokowane? Dopowiem, że służbę pełniło tam 120 kapłanów i duchownych reprezentujących pięć religii.

– Na początku Igrzysk poszedłem do tego centrum ekumenicznego, w którym modlili się chrześcijanie (katolicy, prawosławni i protestanci). Mając doświadczenie poprzednich igrzysk, chciałem wcześniej ustalić godziny mszy świętych. Okazało się jednak, że tutaj mszy nie będzie można odprawiać, bo „tu jest tylko modlitwa”. Nie zrozumiałem, o co chodzi. Okazało się, że msze święte można odprawić tylko w kościele, który jest poza wioską olimpijską. Tłumaczyłem organizatorom tego miejsca, że przecież msza święta jest najpiękniejszą modlitwą, ale oni byli nieugięci. Nie mogłem i nadal nie mogę tego zrozumieć.

Rozumiem, że przy poprzednich igrzyskach takich problemów nie było?

– Przy poprzednich igrzyskach była możliwość odprawiania mszy świętej w wiosce olimpijskiej, chociaż inaczej wyglądało to przy letnich w Tokio i zimowych w Pekinie, bo była pandemia, były więc też obostrzenia. Wtedy centrum ekumeniczne było prowadzone online. Teraz jednak zablokowano możliwość sprawowania Eucharystii. Nie wiem, kto wpadł na taki absurdalny pomysł. Na szczęście jednak msza święta mogła być odprawiana w pobliskim kościele, już poza terenem wioski.

By do niego dotrzeć, trzeba było daleko jechać?

– Kościół był bardzo blisko, zaledwie kilkaset metrów od wejścia do wioski olimpijskiej, ale trzeba pamiętać, że sportowcy mają bardzo napięty rozkład dnia i każde wyjście z wioski to wyzwanie logistyczne.

>>> Złota medalistka olimpijska w pchnięciu kulą: to wiara doprowadziła mnie do sukcesu

Miejsce modlitwy dla wyznawców buddyzmu, fot. ks. Edward Pleń

Czy przez to mniej sportowców uczestniczyło we mszy świętej?

– Mimo wszystko liczba wiernych była podobna. Na życzenie sportowców msza święta była odprawiana codziennie. W wiosce nie czyniłem nic innego, co czyni Kościół od 2000 lat. To była Eucharystia, sakramenty, słowo Boże, to była rozmowa. W takich chwilach sportowcy często mają odwagę zadać różne pytania. Rozmawiamy, niekiedy umawiamy się na kolejne spotkanie już po zakończonych igrzyskach.

Czy kapelani olimpijscy mają swoje dyżury?

– Staram się być cały czas do dyspozycji sportowców. W centrum międzyreligijnym pełniłem dyżury, ale gdy nikt nie przychodzi, to przenoszę się w inne miejsce. Tak, by być widocznym. Zdarzało się też tak, że już się zbierałem do wyjścia i wtedy słyszałem: „A ksiądz już wychodzi?”. Oczywiście zostawałem wtedy, i to z radością. Wówczas wiedziałem, że to, co robię jest dla tych ludzi ważne. Dziennikarze czasami pytają mnie, ilu sportowców przychodzi na modlitwę, mszę świętą. Ja tego nie liczę, a nawet gdybym liczył, to takich statystyk bym nie podawał. Akurat modlitwa to nie są zawody, tu statystyka i wyniki nie są najważniejsze. Dla mnie ważna jest ich obecność, ich wiara.

Często mówiłem sportowcom, by modląc się Modlitwą Pańską mieli czas na spojrzenie na Jezusa i na refleksję: „Kogo ja widzę?. Czy widzę Jezusa? Czy tylko jakieś wyobrażenie o Nim?”. W tych rozmowach starałem się przypominać, że modlitwa to nie jest sprint, to nie jest szybkie odmówienie pacierza. Modlitwą jest to, co szczerze oddaję Bogu, swoje radości i smutki, słabości i wyzwania.

Miejsce modlitwy w wiosce olimpijskiej, fot. ks. Edward Pleń

A takie podejście jest bliskie sportowcom.

– Sportowcom często przypominam słowa Jezusa o tym, że wystarczy wiara jak ziarnko gorczycy, by móc góry przenosić.

Gdyby przenieść to na olimpijską arenę, to wiara nie jest jak jeden skok o tyczce, ale jak cały proces przygotowania do tego skoku.

– Zgadza się.

Galeria (5 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze