Kard. Gerhard Muller

Kard. Gerhard Muller, fot. Maciej Kluczka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Kard. Müller: egoizm dzisiejszego człowieka zabija wiarę! Jak będzie wyglądał Kościół przyszłości?

Kardynał Gerhard Müller, wybitny teolog i były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, rozważając stan Kościoła katolickiego oraz jego drogę w przyszłości, przedstawia różne poglądy i stanowiska dotyczące przyszłości tej instytucji. W swoich wypowiedziach nie stroni także od bolesnej krytyki. Dla wielu katolików teksty kard. Müllera będą pomocą w mierzeniu się z kryzysem Kościoła. Przeczytaj fragment z książki „Jedność wiary”.

Wygląda na to, że w epoce świeckiej podupada nie tylko wiara w Boga, ale i moralność Kościoła. Czy widzi Wasza Eminencja znaki nadziei dla Kościoła katolickiego?

Kard. Gerhard Müller: Nie jestem politykiem, który na podstawie analiz socjologicznych i ekonomicznych zastanawia się nad szansami organizacji, którą reprezentuje. Kiedy w czasach wędrówki ludów i upadku cywilizacji starożytnej Cesarstwo Rzymskie przeżywało kryzys zagrażający jego istnieniu, św. Augustyn stworzył swój wspaniały wykład teologii historii, który wydał pod tytułem De civitate Dei. Perspektywa zwycięstwa Bożego dzieła zbawienia nie jest związana z doczesnymi czynnikami i konstelacjami władzy, lecz z obietnicą, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła. Bóg ustanowił Szymona pierwszym z apostołów i nazwał go Piotrem, czyli Skałą. To na tej skale Pan postanowił zbudować swój Kościół. Fundamentem Kościoła nie był jednak chwiejny charakter tego człowieka ani jego następców na rzymskiej katedrze, lecz ich urząd. Obietnica Chrystusa odnosi się do trwałości jego misji. Przecież i w wypadku grzesznego kapłana tym, który udziela chrztu, jest Chrystus. Chrystus jest też tym, który nieomylnie naucza przez osobę złego papieża, jeśli chodzi o definitywną interpretację objawienia powierzonego przez Boga swojemu Kościołowi. Nadzieja jest cnotą teologalną, którą wlał w nasze serca Bóg.

„Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). Znaki nadziei dostrzegam w kapłanach oraz świeckich przyjmujących wiarę w Jezusa Chrystusa i gotowych pójść wraz z Nim drogą krzyża prowadzącą do zmartwychwstania. Jak mówi autor Listu do Hebrajczyk w, wiara jest „poręką tych dóbr, których się spodziewamy” – czy inaczej, na które mamy nadzieję – i „dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11, 1). Nadziei nie wolno mierzyć miarą akceptacji Kościoła przez media, możliwości jego wykorzystania jako religii obywatelskiej czy zabezpieczenia stanu jego posiadania w konkordatach, lecz – miarą Jezusa, który „jest twórcą naszej wiary i ją doskonali”, który „tak wielką wrogość wycierpiał od grzeszników, abyście się nie zniechęcili” (Hbr 12, 2 i nast.).

Kard. Gerhard Muller
Kard. Gerhard Muller, fot. Maciej Kluczka

Jak w przyszłości będzie wyglądał Kościół w krajach Zachodu? Czy będzie on jak archipelag małych wspólnot na morzu ateizmu czy też jednak nastąpi odrodzenie chrześcijaństwa jako rzeczywistości społeczno-kulturowej?

Trudno powiedzieć. Z teologicznego punktu widzenia zawsze jesteśmy „małą trzódką”, ale Chrystus wezwał nas, byśmy nie bali się władców i możnych tego świata. On powiedział do swoich uczniów: „Spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12, 32). My jednak chcemy prowadzić wszystkie społeczeństwa i narody do realizacji ich wewnętrznego powołania, a jest nim poznanie Chrystusa jako Zbawiciela świata.

Jakie wartości powinny być powszechnie uznawane, by ludzie mogli żyć ze sobą godnie, jakie zasady powinny obowiązywać w dziedzinie wychowania, a jakie w prawie międzynarodowym?

Kościół może się w istotny sposób przyczynić do humanizacji życia ludzkiego. Przede wszystkim jednak musi głosić wszystkim ludziom orędzie o ich odkupieniu w Chrystusie, Synu Bożym, i dać im możliwość stania się Jego uczniami. Społeczeństwo pozbawione drogowskaz w duchowych i fundamentów etycznych jest skazane na klęskę. Nie znam ani jednego przypadku, by czysto świecki system etyczny okazał się skuteczny […].

Czasem ma się wrażenie, że współczesny człowiek przez miłosierdzie rozumie radykalne pobłażanie, sprawiedliwość Bożą postrzega zaś jako okrucieństwo. Czy nie jest prawdą, że wielu ludzi myli miłosierdzie Boże z prawem do bezkarnego grzeszenia?

Człowiek zdrowy na umyśle wiedział dawniej i wie dziś, że za swoje czyny odpowie przed wyższą instancją. Przecież i ludzie, kt rzy zuchwale ignorują własne sumienie, będą musieli kiedyś zdać sprawę ze swojego życia. Święty Paweł mówi o poganach, w których sercach jest wypisana zdolność od odróżniania dobra od zła – podobnie jak w sercach Żyd w, znających te same przykazania Boże dzięki objawieniu (zob. Rz 2, 15 i nast.). Źle dzieje się dopiero wtedy, gdy w Kościele miłosierdzie Boga przeciwstawia się Jego sprawiedliwości, aby przypodobać się ludziom współczesnym wyznającym zasady liberalizmu moralnego. Boża sprawiedliwość jest miłosierdziem, bo przez nią Bóg ustawia nas we właściwej relacji do swojej istotowej dobroci, innymi słowy, zwycięża grzech, przez który sami siebie niszczymy, oddalając się od prawdy i miłości Bożej. Kary nie nakłada na nas nikt z zewnątrz – ona przychodzi od wewnątrz, krok w krok za złym uczynkiem. Jeśli ktoś okrutnie obchodził się z samym sobą i z bliźnim, nie może przecież oskarżać Boga za ciążące na nim przekleństwo zła i w związku z tym odrzucać konieczność nawrócenia, pokuty oraz zadośćuczynienia jako przejaw sadyzmu Stwórcy. Jeśli ktoś wzbogacił się poprzez wyzysk, nie może nazywać barbarzyństwem nakazu zwrotu zrabowanych bogactw. Kara jest wielką szansą, by wewnętrznie stać się na powrót dobrym

człowiekiem. Egoizm zabija, miłość buduje.

W dawnym nauczaniu Kościoła mówiło się, że kto „zuchwale grzeszy w nadziei miłosierdzia Bożego”, dopuszcza się grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. Czy ta zasada nadal obowiązuje? Współcześni teologowie zapewniają, że Bóg zawsze nas akceptuje i kocha takimi, Jakimi jesteśmy.

Nie ma „dawnego nauczania” Kościoła, które jacyś teologowie mogą zastąpić nowym. Wyrzeczenie się wiary jest przeciwieństwem jej mądrej wykładni ludziom, z którymi żyjemy w tej samej epoce i kulturze. Gdzież napisano, że Bóg mnie kocha takim, jakim jestem? Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz Ojciec Jezusa Chrystusa nie jest „dobrym dziadkiem w fotelu”, o którym tutaj mowa. Obraz ten przywodzi na myśl raczej odbicie, w które wpatrywał się Narcyz, zanim wpadł do wody. „Wszyscy […] zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3, 23). Nie możemy usprawiedliwiać się przed Bogiem, jeżeli uprawiamy rozpustę, służymy bożkom, cudzołożymy, wykorzystujemy dzieci, rabujemy, kradniemy i mordujemy (zob. 1 Kor 6, 10), a tym bardziej nie możemy sobie rościć prawa do królestwa Bożego i jego łaski. Grzeszyć, licząc na Boże miłosierdzie, to przecież nic innego niż szydzić z Boga, śmiać się, że i tak musi mi przebaczyć. Bóg kocha nas w dobru, którym jesteśmy obdarzeni w naszej stworzonej naturze i które czynimy dzięki posiadanym talentom i możliwościom. Żyjemy w związku z tym łaską przebaczenia i wyniesienia do relacji przyjaźni z Bogiem, którą otrzymaliśmy od Niego w Chrystusie. Wszystkim nam dobrze zrobiłoby, gdybyśmy odczuli w sobie większą wdzięczność, a mniej użalali się nad sobą.

*Fragment pochodzi z książki „Jedność wiary. Odpowiedzialność Rzymu za Kościół powszechny”, WYDAWNICTWO ESPRIT 2022

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze