kard. Pierbattista Pizzaballa, fot. PAP/EPA/Nasser Nasser

Kard. Pizzaballa: chrześcijanie to ludzie oczekujący przyjścia Pana

„Chrześcijanie, jak wszyscy inni, doświadczają bólu i cierpienia, uczestniczą w dramatach historii, ale wiedzą, że wszystko to będzie miało swój kres. Oczekując końca cierpienia, oczekują również końca historii, Tego, który przychodzi już teraz i nigdy nie przestanie przychodzić” – stwierdza kardynał Pierbattisa Pizzaballa OFM. Łaciński patriarcha Jerozolimy opublikował swój komentarz do fragmentu Ewangelii (Mk 13, 24-32), czytanego w XXXIII niedzielę zwykłą roku  B (17 listopada 2024 r.)

Święty Marek Ewangelista w bardzo szczególny sposób przedstawia relację Jezusa o czasach ostatecznych. W mowie eschatologicznej, którą znajdujemy w 13 rozdziale jego Ewangelii, nie ma cienia możliwego sądu ostatecznego, któremu podlegałyby narody i poszczególne osoby. Czas końca nie jest postrzegany jako czas osądzania przez Boga, który niczym sędzia zasiadłby na tronie, ważąc i oceniając nasze wady i dobre uczynki. Życie nie powinno być przeżywane w strachu przed osądem, a tym, co pobudza nas do działania, nie może być lęk przed pobłądzeniem i osądem.

Co zatem może motywować nasze życie i jak myśl o końcu może rzucić światło na nasze dni?

Fragment, który czytamy w dzisiejszej liturgii (Mk 13, 24-32), zaczerpnięty właśnie z tej mowy eschatologicznej oznajmia nam coś o czasie końca, który niezależnie od wszystkiego nadejdzie.

Pierwszą wiadomością jest właśnie to, że nadejdzie koniec.

Wszyscy trzej synoptycy mają apokaliptyczną wizję historii, to znaczy ogłaszają, że nic, z wyjątkiem obecności Boga pośród nas, nie trwa wiecznie.

Jezus mówi to posługując się pewnymi obrazami, które mówią o wielkim przewrocie: słońce, księżyc, gwiazdy, to znaczy całe stworzenie, w jakiś sposób ulegnie przewrotowi („słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte” (Mk 13, 24-25).

Nic nie jest wieczne, ale wszystko przemija (Mk 13, 31): niebo, ziemia, życie mężczyzn i kobiet tego świata, wszystko przemija. Żyć, wiedząc, że nasze życie ma swój kres, to wielki dar: gdybyśmy tego nie wiedzieli, zawsze odkładalibyśmy wybór naszego nawrócenia na jutro, a mogąc żyć zawsze, w końcu nie żylibyśmy nigdy.

fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

W całym tym zamieszaniu jest jednak także coś, co nie przemija: Jezus mówi, że choć wszystko przemija, Jego Słowo trwa zawsze: „Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mk 13, 31). W każdym momencie historii można usłyszeć Pana: nie ma wieku ani przestrzeni, w której Jego Słowo przestałoby rozbrzmiewać. Ale to nie wszystko: Słowo Pana jest zawsze słowem twórczym, które wypowiedziane tworzy coś nowego. Możemy zatem powiedzieć, że w głębi tego czasu, ograniczonego i który ma się skończyć, zasiane jest Słowo Boże, zdolne do rodzenia nowego życia zawsze i wszędzie. Właśnie ten nasz czas, ze wszystkimi dramatycznymi wstrząsami, które widzimy i które często sprawiają, że jesteśmy zagubieni, jeśli jest otwarty na słuchanie, staje się miejscem w którym budzi się nowe życie.

Dzisiejsza Ewangelia mówi nam, że nowe życie, życie wieczne, jest spotkaniem, spotkaniem, ku któremu zmierzamy, spotkaniem, które jest możliwe, ponieważ Pan przychodzi (Mk 13, 26).

„Przyjść” to znaczący czasownik: Pan jest właśnie Tym, który przychodzi, który zawsze przychodzi, który nigdy nie przestaje przychodzić w nasze życie. On rozbił swój namiot pośród nas i nadal pozostaje wierny temu człowieczeństwu, zawsze przychodzi, nigdy nas nie opuszcza, nigdy nie zostawia nas samych.

A ostateczne spotkanie z Nim, jak powiedzieliśmy, nie będzie miało formy sądu: nie będziemy musieli zdawać sprawy z tego, co zrobiliśmy, ale raczej zobaczymy, czy potrafimy rozpoznać Pana, który przychodzi.

Ale ostatecznie rozpoznamy Go tylko wtedy, gdy nauczymy się Go rozpoznawać, przychodzącego w czasie życia, w czasie, który przemija. W tym czasie Pan nie przychodzi w chwale, ale przychodzi w sakramentach Kościoła, w ubogich i cierpiących, przychodzi w tych, którzy wypłakują swój smutek i w tych, którzy szukają miłosierdzia, jak Bartymeusz na drodze do Jerycha.

Kto będzie słuchał, kto stanie przed Panem, który przychodzi w poniżeniu, będzie umiał Go rozpoznać, nawet gdy przyjdzie na obłoku z nieba, z wielką mocą i chwałą (Mk 13, 27).

I nie będzie musiał bać się tego spotkania: chrześcijanie, jak wszyscy inni, doświadczają bólu i cierpienia, uczestniczą w dramatach historii, ale wiedzą, że wszystko to będzie miało swój kres. Oczekując końca cierpienia, oczekują również końca historii, Tego, który przychodzi już teraz i nigdy nie przestanie przychodzić.

+ Pierbattista Pizzaballa

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze