
Fot. pixabay/nouveaumonde34
Karnawałowe szaleństwo. Jak świętowano kiedyś i jak mnisi „odprawiali” nabożeństwa na opak [ROZMOWA]
O karnawałowych szaleństwach nie tylko przed wielkim postem, z dr Alicją Soćko-Muchą, autorką książki „Wokół bachtinowskiej teorii śmiechu. Perspektywa antropologiczna” rozmawia Beata Legutko.
Beata Legutko: Jest Pani etnologiem czy etnografem?
– Dyscyplina naukowa, którą reprezentuję, zgodnie z aktualną klasyfikacją ministerialną, nosi nazwę: „etnologia i antropologia kulturowa”. Ale często posługujemy się też określeniem: etnografia, i pod taką nazwą znana jest często nie-etnologom, zwłaszcza ze starszych pokoleń.
Pani wykształcenie jest nie bez znaczenia. Kiedy tzw. zwykły człowiek słyszy „karnawał”, zapewne widzi Rio albo Wenecję. A co na to etnolog i skąd zainteresowanie właśnie karnawałem?
– Moje zainteresowanie karnawałem nie rozpoczęło się od karnawału wprost, ale od czegoś, co miałoby być jego pochodną, to znaczy od tzw. karnawalizacji. Jest to termin ukuty przez rosyjskiego badacza Michaiła Bachtina, początkowo stosowany w literaturoznawstwie, potem rozszerzony na inne nauki o kulturze. W ujęciu Bachtina określenie to oznacza wpływ karnawału na kształtowanie się literatury europejskiej.
W którym wieku jesteśmy?
– Prace Bachtina powstały w XX stuleciu, natomiast on sam inspirował się dziełem XVI-wiecznego francuskiego pisarza Françoisa Rabelais’go zatytułowanym „Gargantua i Pantagruel”. Utwór ten, zdaniem Bachtina, stanowi najdoskonalsze wcielenie kultury karnawałowej w literaturę. Znajdziemy tam bardzo ciekawe treści, m.in. słynny epizod o „utrzyjzadkach” (czyli pomysłowych odpowiednikach papieru toaletowego). Tytułowy bohater szuka najlepszego utrzyjzadka – w książce wybrzmiewa absurdalnie długa litania możliwości, co zresztą było jednym z typowych chwytów retorycznych Rabelais’go. Wywód Gargantui kończy się stwierdzeniem, że najlepszym utrzyjzadkiem jest „gąska dobrze puchem obrośnięta […] której ciepłota snadnie udziela się kiszce stolcowej i innym wnętrznościom, aż wreszcie dochodzi do okolicy serca i mózgownicy” (to piękne tłumaczenie zawdzięczamy Tadeuszowi Boyowi-Żeleńskiemu). Tam jest dużo przykładów podobnego absurdu, który Bachtin utożsamiał właśnie z ideą karnawału…
Jakie jest pochodzenie słowa „karnawał”?
– Jak pisze Susanne Chappaz-Wirthner, ci, którzy pragną wyeksponować pogańskie źródła ludowego święta, sięgają po łaciński źródłosłów carrus navalis, co oznacza statek na kołach, który ciągnięto w urządzanej w Rzymie w czasach cesarstwa procesji ku czci bogini Izydy, co stanowiło symboliczne wznowienie nawigacji na morzu. Również Goethe nazwał karnawał w Rzymie, który miał okazję obserwować osobiście, „nowoczesnymi saturnaliami”. Zwolennicy teorii o chrześcijańskich korzeniach karnawału wolą odwoływać się do również łacińskiego źródłosłowu carnelevare, co oznacza, jak pisze Werner Mezger, „zabranie, usunięcie mięsa”, a więc wyraża ideę zbliżającego się postu.

I nie wiadomo dokładnie, które wyjaśnienie jest „właściwsze”?
– Nie wiem, czy ktoś rozstrzygnął to definitywnie. Ale wiemy, że zanim rozwinął się europejski karnawał, znane były różne formy zabaw, obecne na przykład w klasztorach, jak choćby Święto Głupców (festa stultorum). W apologii Święta Głupców z 1444 r. czytamy (przytaczam za Chappaz-Wirther): „Beczki z winem powybuchałyby, gdyby od czasu do czasu nie otworzyć im szpunta i nie wpuścić trochę powietrza. Jesteśmy więc niby stare naczynia i beczki źle pobite, które rozsadziłoby wino mądrości, gdybyśmy pozwolili mu tak burzyć się przez ustawiczną nabożność w służbie bożej. To dlatego właśnie poświęcamy kilka dni na zabawy i błazeństwa, aby w końcu z większą radością i żarliwością wrócić do ćwiczeń i studiów religijnych”. Średniowieczni mnisi, w szczególności nowicjusze, parodiowali litanie i modlitwy, „odprawiali” nabożeństwa na opak, wybierali spośród siebie błazeńskiego papieża, biskupów… Dziś podobne praktyki uważamy częstokroć za obrazoburcze…
>>> W Środę Popielcową ruszy dwunasta edycja akcji Misjonarz na Post
Czym charakteryzował się taki „modelowy” karnawał?
– Niektórzy badacze uważają, że „karnawał” jest świętem miejskim, a w odniesieniu do kultury wiejskiej należałoby używać terminu „zapusty”. Michaił Bachtin pisał, że karnawał to „uczta, jakiej świat nie widział”. Owo intensywne ucztowanie obok uzasadnienia symbolicznego miało zresztą, przypomina Mezger, uzasadnienie czysto ekonomiczne: chodziło o zużycie zalegających w spiżarni resztek jajek, mleka, sera, masła i smalcu – stąd tłuste potrawy w karnawałowym jadłospisie; nadto celem było zwiększenie dochodów rzeźników, których czekała czterdziestodniowa przerwa spowodowana brakiem popytu na mięso. U Mezgera czytamy: „W dalszym rozwoju karnawałowych zwyczajów interesujący jest stopień rytualizacji, jaki z czasem osiągnęły rzeźnickie wyczyny. Szczytowy punkt stanowi tu obnoszenie po mieście olbrzymich kiełbas z XVI i XVII wieku, znane na przykład z Norymbergi. Do jakich gigantycznych form dochodziły te demonstracje, pokazuje jeszcze lepiej historia karnawału w Królewcu. W 1583 r. nie mniej niż 91 czeladników rzeźniczych niosło przez miasto kiełbasę o wadze 434 funtów, w 1601 trzeba było 103 chłopa, by udźwignąć kiełbasiane monstrum o wadze 900 funtów i długości 1005 łokci”.
Karnawał to „wielka uczta”, ale i czas uciech cielesnych, przypomina jego badacz Wojciech Dudzik. W Polsce w okresie karnawału chętnie zawierano małżeństwa, co więcej – na pośmiewisko wystawiano te panny i tych kawalerów, którzy nie garnęli się do zmiany stanu cywilnego. Znany był zwyczaj ośmieszania, a zarazem prezentowania panien na wydaniu przez zmuszanie ich do ciągnięcia pługu, brony lub ciężkiego kloca drewna, w korowodzie, który szedł przez całą wieś. Karnawał to „świat na opak”, w którym – przynajmniej symbolicznie – zawieszone zostają normy społeczne, w tym normy językowe. Karnawałowe procesje i pochody zaludnione są przez postacie paradoksalne: ludzi przebranych za zwierzęta, mężczyzn za kobiety i vice versa, stare kobiety w ciąży, swoich przebranych za Obcych – przedstawicieli innych kultur oraz postacie z zaświatów; świeckich za duchownych… Symbolem karnawału jest maska, która nie tylko zasłania, ale i pokazuje inną naturę człowieka. Zresztą, pochody przebierańców to jest to, co zbliżało do siebie karnawał miejski i wiejski. Wreszcie, w świecie feudalnym karnawał miał być tym czasem, kiedy człowiek czuł się wolny, kiedy zanikały różnice społeczne, „puszczały” struktury stanowe.
Pewnie też rożne miasta czy regiony miały swoje karnawałowe zwyczaje?
– Tak. Wspomniane ośmieszanie panien to zwyczaj znany w różnych częściach Polski. Natomiast w Krakowie (choć nie tylko tam, bo i w innych miejscach w Polsce) obchodzono tzw. comber. Korzenie tego święta tkwią w legendarnej przeszłości. Otóż dawno, dawno temu Krakowem zarządzał groźny burmistrz-despota, który nazywał się Comber. „Dygnitarz ów – pisze w ‘Kalendarzu polskim’ z 1979 roku Józef Szczypka – znęcał się szczególnie nad przekupkami i ogrodnikami, a to przetrzymując ich za najmniejsze przewinienie w swoim podręcznym loszku, a to po prostu targając za włosy, lżąc szkaradnie i ścigając grzywnami. Pan Comber nie cieszył się z tego powodu nadmierną miłością poddanych”. Kiedy więc w końcu wyzionął ducha, a stało się to w tłusty czwartek, radości nie było końca. Ludzie wyszli na ulice i place miasta, śpiewali, tańczyli, częstowali się jadłem i trunkami. Odczucie ulgi i potrzeba zabawy okazały się tak silne i tak powszechne, że niespodziewaną fetę przekształciły w coroczny ludowy zwyczaj. Odtąd w każdy czwartek poprzedzający Popielec świętowano w Krakowie comber.

Opowieści tej, jak to z legendami bywa, nie powinniśmy traktować zbyt dosłownie. Ale zwyczaj obchodzenia combra, dziś wskrzeszany przez Muzeum Krakowa pod wodzą dyrektora dr. Michała Niezabitowskiego, rzeczywiście liczy sobie już kilka stuleci. Ks. Jędrzej Kitowicz w słynnym „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” notuje: „W Krakowie tylko samym był ten zwyczaj, że w pierwszy czwartek postny przekupki sprawiały sobie ochotę, najęły muzykantów, naznosiły rozmaitego jadła i trunków i w środku rynku, na ulicy, choćby w największym błocie, tańcowały; kogo z mężczyzn mogły złapać, ciągnęły do tańca. Chudeuszowie i hołyszowie dla jadła i łyku sami narażali się na złapanie; kto zaś z dystyngowanych niewiadomy nadjechał albo nadszedł na ten comber, wolał się opłacić, niż po błocie – a jeszcze z babami – skakać”. Widać, że opisywane tu święto miało rys feministyczny i wyraźnie wskazywało na odwieczne napięcie pomiędzy płciami. Można by po temu jeszcze więcej podać argumentów, choćby taki, że w tym czasie kobiety robiły kukłę combra, z uwydatnionymi genitaliami, która tym samym stawała się symbolem mężczyzny jako takiego… W kulminacyjnym punkcie imprezy kobiety ruszały z impetem, by rozszarpać kukłę…
Gdy chodzi o obchodzenie karnawału w dużych miastach, to historycy kultury przyznają, że niekiedy to świętowanie nie zdążało „wyhamować” przed Popielcem…. I tak dzień teoretycznie mocno pokutny bywał jeszcze czasem do-świętowywania… W człowieku zmagają się obie skrajności. Doskonale pokazuje to XVI-wieczny obraz Pietera Bruegela „Walka karnawału z postem”.
Na właśnie. Karnawał często stawia się w opozycji do postu, te rzeczywistości występują obok siebie, nawet chronologicznie.
– Zdaniem Bachtina, w kalendarzu obrzędowym można odnaleźć takie momenty, które nie przynależą ściśle do okresu karnawału, za to wskazują na „karnawałowe światoodczucie”. To jest ów „świat na opak”: współcześnie np. Krupówki latem albo „polskie morze” podczas wakacji. Mamy tu świat opisany przez Bachtina, czyli hałas, zgiełk, tłum, dużo atrakcji, rozebranych i niecodziennie ubranych ludzi, nadmiar, ucztę, wydawanie pieniędzy. Jeżeli w taki sposób spojrzymy na kulturę karnawałową, to elementy karnawału znajdziemy w całym roku, mimo że ani nie są tak wprost nazwane, ani nie są wprost powiązane z Wielkim Postem. Mogą być za to powiązane z jakimś innym wyrzeczeniem czy ascezą – „spinamy się” w pracy i oszczędzamy, żeby potem poszaleć. Jest sporo tekstów antropologicznych proponujących taką właśnie ramę teoretyczną, choć na pierwszy rzut oka traktują one o czymś zupełnie innym. Np. profesor Czesław Robotycki, nasz krakowski antropolog, opisał strajk w Stoczni Gdańskiej w kategoriach Bachtina. Ja też napisałam artykuł o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie w 2016 r., jako o zjawisku skarnawalizowanym.
Skoro właściwie bawić się można zawsze i wszędzie, to czy karnawał – jako odrębny czas – jest nam jeszcze potrzebny?
– Z jednej strony pytanie brzmi, czy w ogóle, jako ludzie, potrzebujemy takich skrajności: rozpasanego karnawału i bardzo rygorystycznego postu. Może optymalna byłaby zasada złotego środka? Dalej: czy wciąż potrzebujemy „rytuałów wyrównawczych” takich jak karnawał, który przecież w feudalnym świecie pełnił szczególną funkcję? Tak czy inaczej, karnawał przygasł przy jednoczesnym osłabieniu wielkopostnej ascezy. Chyba zatraciliśmy potrzebę obchodzenia karnawału tuż przed Wielkim Postem, chociaż – to też należy dostrzec – mamy w tym czasie iście karnawałowe „punkty”: począwszy od hucznie obchodzonego sylwestra, przez walentynki, z właściwą im oprawą miłosno-erotyczną symbolizowaną serduszkami i czerwoną koronkową bielizną w witrynach sklepowych, czy tłusty czwartek, kiedy do słynnych cukierni ustawiają się długie kolejki, mimo że pączki są przecież dostępne przez cały rok. Ale z kolei – minie Wielkanoc i zobaczmy, co będzie się działo w czasie weekendu majowego: grille, zabawa (wtedy na ogół i pogoda bardziej sprzyja). Na pewno dawniej świętowaniu karnawału sprzyjała nie tylko świadomość zbliżającego się Wielkiego Postu, lecz także fakt, że zimą i na przednówku było mniej pracy, zwłaszcza na wsi. Obecnie czas zabawy też jest skorelowany z „kalendarzem pracowniczym”. Szeroko rozumiany karnawał wybucha w okresach wolnych od pracy, takich jak sylwester, weekend majowy i wakacyjny urlop, by na chwilę wyrwać nas z powszedniej rutyny i codziennych trosk, dając nadzieję wytchnienia i perspektywę innego świata.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |