fot. pixabay.com

Karolina Binek: a ty ilu masz znajomych na Facebooku? [FELIETON]

Odkładasz telefon i pojawia się to dziwne uczucie osamotnienia. Bo nie ma się do kogo odezwać. Ale przecież na Facebooku masz kilka tysięcy znajomych. Tylko czy to rzeczywiście znajomi? 

Zdaję sobie sprawę z tego, że w związku z niedawną awarią Facebooka i Instagrama powstało już wiele tekstów. Dlatego też nie mam najmniejszego zamiaru tworzyć kolejnego, który wychwalałby te chwile odpoczynku od mediów i przekonywałby do tego, by taki detoks robić sobie częściej, chociaż ten pomysł brzmi całkiem sensownie. Mi jednak nasunęła się nieco inna myśl, choć z pewnością nie jestem w niej osamotniona. Bo właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z faktu, że gdyby mediów społecznościowych zabrakło na dobre, to moja liczba znajomych zmieniłaby się z kilkuset do kilkunastu. I podobnie ma pewnie wielu z nas. 

To nie wyścigi 

Na początku proponuję nieco cofnąć się w czasie do momentu, kiedy to prym wśród portali społecznościowych wiodła Nasza Klasa. Miałam wtedy może z 12 lat i oprócz comiesięcznego oszczędzania środków z pakietu telefonicznego, by wysyłać komuś prezenty, które pokażą się na jego profilu, wręcz konkurowałam z moimi rówieśnikami o to, kto z nas będzie miał więcej znajomych na tym portalu. Zapraszaliśmy więc wszystkich – dawno niewidzianą ciocię, ekspedientkę ze sklepu spożywczego i listonosza. A liczba obok napisu „Znajomi” stale rosła. I chociaż wtedy wręcz byłam z tego dumna, to dziś się temu dziwię.  

>>> Maciej Kluczka: a gdyby Facebook miał awarię częściej i na dłużej?

Owszem, trochę też ze względu na moją pracę, mam obecnie na Facebooku znajomych, z którymi nigdy się nie widziałam. Ale ich procent jest niewielki. Pozostali to osoby, z którymi chodziłam do szkoły, których przynajmniej raz w życiu spotkałam albo kiedykolwiek miałam z nimi kontakt. I mimo że jestem zadowolona z tego, że zapraszanie i przyjmowanie znajomych to dla mnie już nie wyścigi, to właśnie w dniu, w którym przestał działać Facebook i Instagram, zdałam sobie sprawę z tego, że właściwie mam numeru telefonu do niewielu z tych osób. Dlatego też, gdybyśmy któregoś dnia obudzili się bez mediów społecznościowych, to ja (chociaż pewnie nie jestem w tym jedyna), obudziłabym się też bez jakiejkolwiek możliwości kontaktu z tymi, z którymi od czasu do czasu piszę tylko na Messengerze lub też na Instagramie. Szkoda. 

Halo, nic wam się nie stało? 

Skojarzył mi się teraz taki mem, na którym ktoś upuszcza telefon. Później szybko bierze go do ręki, przeciera ekran, włącza Facebooka i pyta: „Halo, znajomi, nic wam się nie stało?”. I rzeczywiście – można się śmiać z tego obrazka, Ale jest w nim też swego rodzaju drugie dno, a wraz z nim świadomość znajomych, których „mamy” tylko na Facebooku. Co więcej – mamy możliwość dowiedzenia się o tym, czy wszystko u nich w porządku tylko z Facebooka. I nasuwa mi się tutaj teraz myśl – czy to znak czasów, czy też naszego podejścia do niektórych relacji? A może jedno i drugie? 

 >>> Sebastian Zbierański: Facebook zniknął, świat się zatrzymał, jak teraz żyć? [FELIETON]

fot. unsplash

Bo przecież bywa i tak, że zamiast do kogoś napisać lub zadzwonić i zapytać, co słychać, to zastanawiamy się: po co? Bo dziś wystarczy przejrzeć czyjś profil w mediach społecznościowych i już wiemy, gdzie ktoś był na wakacjach, czy nadal spotyka się z tym chłopakiem ze starszej klasy, a nawet o której kończy pracę i czym zajmuje się po niej. Sama mam więc często wrażenie, że wiem o kimś dużo, choć tak naprawdę nie mam z nim kontaktu od dłuższego czasu. Ale w jakiś sposób ta osoba wciąż jest w moim życiu. Tylko że tak naprawdę jej nie ma… 

Zgubić relacje 

Niedawno na stronie „Wysokich obcasów” ukazał się wywiad z prof. Dominiką Dudek oraz prof. Bogdanem de Barbaro w związku z napisaną przez nich książką pt. „Sztuka obsługi życia”. W rozmowie tej padło wiele poruszających zdań, ale jedno z nich dotknęło mnie szczególnie: „Mamy po kilkuset czy kilka tysięcy znajomych na Facebooku, ale tak naprawdę nie ma do kogo ust otworzyć. A kiedy się gubi relacje z ludźmi, gubi się też możliwość głębszego bycia ze sobą”. To słowa, z których płynie smutna prawda o dzisiejszej rzeczywistości.  

Wystarczy zamknąć Facebooka lub Instagrama i często już czujemy się samotni. Bo nagle nie ma kogoś, kto opowiada nam o tym, co robił przez cały dzień, nie ma komu pochwalić się swoimi osiągnięciami i w końcu – nie ma się do kogo odezwać. Ale tak naprawdę odezwać – a nie napisać.  

Zatrważające są też przedstawione przez Ewę Krzyżaniak-Szymańską dane, która w raporcie ze swoich badań napisała, że 60% polskiej młodzieży korzysta z telefonów podczas lekcji, podczas posiłków – 44%, 28% w trakcie oglądania filmu w kinie, a nawet 8% w kościele, gdy trwa msza. I nie ma żadnych przesłanek ku temu, że w przyszłości te liczby się zmniejszą. Wręcz przeciwnie – będą tylko rosły, a co za tym idzie – będzie też coraz więcej znajomych tylko z Facebooka i coraz bardziej pogłębiająca się samotność po odłożeniu telefonu, mimo że relacje z innymi tak łatwo jest zgubić przecież już dziś.  

Czy jest jakiekolwiek antidotum na tego typu osamotnienie? Myślę, że tak. Ale trzeba przede wszystkim chcieć je znaleźć. Bo jeśli każdy z nas nie zacznie od siebie, to nic się nie zmieni. Może więc właśnie to dziś jest ten dzień, w którym z kimś spośród tych kilkuset znajomych, których masz na Facebooku, spotkasz się w realu? Warto sprawić, by słowo „znajomy” nie miało tylko drugiego z dwóch podanych w słowniku PWN znaczeń – „taki, o którym ktoś coś wie”.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze