Zdjęcie poglądowe Fot. EPA/FILIP SINGER

Kateryna z Kijowa i Natalia ze Szczecina: nie mamy problemów z komunikacją

Nie mamy problemów z komunikacją mimo tego, że nie mówimy w swoich językach – mówią Kateryna z Kijowa, która z córką uciekła przed wojną w Ukrainie i Natalia, która wraz z partnerem przyjęła je pod swój dach w Szczecinie.

W dwupokojowym mieszkaniu w pobliżu szczecińskich Wałów Chrobrego znalazło się miejsce dla Kateryny i jej dziewięcioletniej córki Sofii. Natalia i Robert oddali swoim gościom sypialnię, a sami przenieśli się do pokoju.

Kateryna opowiada, że wyjechała z Kijowa, kiedy tylko usłyszała o agresji Rosji na Ukrainę. Jak mówi, na jej decyzję wpłynęły opowieści przyjaciółki, która w 2014 r. mieszkała w Donbasie. „Wiedziałam już, co nas czeka” – tłumaczy.

>>> Kijów, metropolita Epifaniusz: na rosyjskiej liście osób, które mają zostać zabite jestem celem numer pięć

„Nie wiedziałam, że trafię do Polski”

Wyjaśnia, że okolica, w której mieszkała w Kijowie to przede wszystkim wieżowce – najniższe mają dziewięć pięter. Nie ma schronienia. „Tylko w szkole” – dopowiada Sofija.

Nie mogły też liczyć na kryjówkę w metrze, jak mieszkańcy centrum stolicy, bo kolejka tam nie dojeżdżała, a najbliższe przystanki to te naziemne. „Nie myślałam wcześniej o wyjeździe do Polski, chciałam się dostać do Lwowa, ale kiedy tam dojechałyśmy i zaczęły wyć syreny, uznałam, że trzeba jechać dalej. W Polsce, w Szczecinie mam znajomych” – mówiła.

Fot. PAP/EPA/ZURAB KURTSIKIDZE

Droga do Polski

Do Lwowa matka z córką dojechały wykorzystując serwis wspólnych przejazdów, a stamtąd autobusem dostały się do Rawy Ruskiej. Do granicy dotarły taksówką, bo w kolejnym autobusie zabrakło miejsc. Miały ze sobą tylko torbę i plecak. Nie dojechały do samej granicy, musiały do niej jeszcze dostać się pieszo. Przed granicą stała już kilkukilometrowa kolejka do przejścia.

„Ale wtedy jeszcze nie można było pieszo przekroczyć granicy. Strażnicy graniczni otworzyli więc drzwi jednego z jadących w tamtą stronę samochodów i kazali nam do niego wsiąść. Nie pytali kierowcy o zgodę” – mówi. Po przekroczeniu granicy zatrzymały się u polskiej rodziny, która pomogła im w dostaniu się do Lublina – tam wsiadły w pociąg do Szczecina.

Kateryna opowiada po ukraińsku, Natalia i Robert, znający już historię, wtrącają czasami kilka słów. „Nie znam ukraińskiego, Kateryna nie zna polskiego, ale – jak widać – bardzo dobrze sobie radzimy, nie wiem, jak to się stało” – uśmiecha się Natalia.

Ogłoszenie na FaceBooku

Szczecinianie nie znali wcześniej Kateryny i Sofii, ale nie wahali się z ich przyjęciem, gdy okazało się, że miejsca w mieszkaniu znajomych Ukrainki jest za mało. „Zobaczyłam taką prośbę na facebooku znajomego i natychmiast do niego napisałam. Dopiero później powiedziałam Robertowi. Ale wiedziałam, że się zgodzi” – mówi Natalia.

I podkreśla, że Kateryna w ciągu niecałego tygodnia zorganizowała sobie pozwolenie na pobyt tymczasowy, pracę, książeczkę „sanepidowską” i wkrótce zacznie pracę w restauracji z fast-foodem. „My już jesteśmy koleżankami” – śmieje się Natalia. „Przegadałyśmy któregoś razu całą noc – po polsku i po ukraińsku. Kiedy są ważne rzeczy do przekazania, włączamy Google Translate i tak sobie radzimy” – wyjaśnia. „Nie mamy specjalnych problemów komunikacyjnych” – dodaje Kateryna.

EPA/MIGUEL A. LOPES

Wspólne posiłki i spotkania

Zapytani o codzienne funkcjonowanie odpowiadają, że z tym także nie ma kłopotu – zdarza się, że przygotowują razem posiłki, spotykają się ze znajomymi. Sofija zaprzyjaźniła się z Loką – brązowym psem w typie labradora. „Jest nam tu bardzo dobrze. Ale bardzo przeżywam to, co dzieje się teraz w Ukrainie. Mamy cały czas kontakt ze znajomymi, od rana sprawdzam, co z nimi, potem kilka razy dziennie; internet na szczęście działa tam prawie w całym kraju” – mówi Kateryna.

Pytana o plany odpowiada, że na razie myśli tylko o najbliższych dniach. „Przyjechałam tu z myślą, że wrócę do domu. Ale dopiero gdy będzie bezpiecznie” – wyjaśnia.

Jest szansa, że Kateryna i Sofija do tego czasu zamieszkają w większym domu, u znajomej, w niewielkiej odległości od mieszkania Natalii i Roberta. „Wtedy też będziemy się wspierać. Jestem pewna, że przyszłość będzie nam jeszcze pisała wspólny scenariusz. Myślimy już o wspólnych weekendach i urlopach” – podsumowuje Natalia.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze