PAP/Piotr Polak

Każdy z nas ma szansę odkryć prawdziwy obraz Pana Boga [ROZMOWA] 

Na kogo czekamy w tym Adwencie? Jak wygląda Syn Boży? I dlaczego życzymy sobie, byśmy mieli jego prawdziwy obraz w sercu? Na te oraz wiele innych pytań Karolinie Binek odpowiedział ks. Łukasz Pawłowski – wikariusz parafii pw. Świętej Trójcy w Poznaniu. 

Temat jednego z naszych dwutygodni tematycznych to „Adwent – na kogo czekamy?”. Idąc tym tropem, chciałam zapytać – na kogo? 

– Czekamy na Pana Boga, który posłał swojego Syna na świat, aby nas wszystkich zbawić. I dlatego chcemy świętować tę wielką uroczystość Bożego Narodzenia, bo przychodzi do nas Bóg, który jest blisko każdego człowieka, który nas odkupił poprzez swojego Syna i dla nas zmartwychwstał. I to nieustannie próbujemy rozważać w wielkiej tajemnicy wcielenia oraz zbawienia. 

Kim jest ten Syn? 

– Bóg tak bardzo pragnie się zjednoczyć z każdym człowiekiem, że posłał na świat swojego Syna, czyli Bóg stał się człowiekiem podobnym do nas we wszystkim, oprócz grzechu, żeby pokazać, że wszystkich nas kocha, że bardzo mu na nas zależy i że dzięki temu, że przyszedł na świat, każdy człowiek jest bardzo ważny. Bo ten Bóg, który stworzył cały wszechświat – chce stworzyć dom dla każdego człowieka, który, jak mogłoby się wydawać, niknie we wszechświecie, ale dla Boga jest najważniejszy. Pomimo tego, że tylu ludzi mieszka na świecie, to Bóg każdego człowieka kocha tak samo i dla niego właśnie przyszedł na świat.  

Jak ten Syn wygląda? W czym jest do nas podobny? 

– Ten syn wygląda tak samo jak my. Staje się do nas podobny we wszystkim. Co więcej – on jest podobny do wszystkich – do Europejczyków, Azjatów i Afrykańczyków oraz Amerykanów i tak dalej. Chce być podobny do nas w każdej kategorii od strony ludzkiej, żeby pokazać, że jest podobny w kwestii cielesnej, ale także pokazuje nam aspekt duchowy. I dlatego odkrywamy tę prawdę, że człowiek to dusza i ciało, że człowiek jest stworzony po to, żeby doświadczać pełni duchowości, którą daje Pan Bóg, ale także doświadczać tego, co cielesne, co przemijające, tego, co w pewnym momencie się kończy. Wiemy jednak, że nasze życie się nie kończy właśnie dzięki tej nadziei, którą przyniósł nam Syn Boży. A jak On wygląda? Spójrzmy na drugiego człowieka, który jest obok nas. Spójrzmy na niego oczami wiary, a wtedy zobaczymy, jak wygląda Pan Jezus. Oczywiście – wiemy, że ci bracia, którzy są obok nas, lub też siostry, grzeszą, popełniają błędy, które są złe w oczach Pana Boga. Ale w ostateczności każdy z nas ma szansę, żeby w drugim człowieku odkrywać to, co jest dobre, odkrywać prawdziwy obraz Pana Boga. Możemy się też tutaj powołać na filozofię, która pomaga nam zrozumieć, że w drugiej twarzy odkrywamy obraz Boga.

Jak sprawić, by słabości drugiego człowieka, by słabości naszych bliskich oraz na przykład księży nie przysłoniły nam prawdziwego obrazu Boga? 

– Rzeczywiście, jest to bardzo trudne, ponieważ bardziej skupiamy się na tym, co jest doczesne, co jest grzeszne. Dlatego potrzebujemy przede wszystkim żyć duchowo, czyli korzystać z sakramentów, z medytacji słowa Bożego, modlić się, rozważać, spoglądać na Chrystusa, którego często przedstawiamy za pomocą obrazów czy też Jezusa na krzyżu. Wszystko po to, aby Jezusa nie stracić, patrząc na drugiego człowieka, który popełnia grzechy.  

fot. Michał Jóźwiak

Czasami słyszymy w kościele, że Bóg ma się narodzić w naszym sercu, że mamy mieć w sercu prawdziwy obraz Boga. Co to znaczy? Jak Bóg ma znaleźć się w naszym sercu? 

– Jest to czasami bardzo trudna droga, ponieważ zdarza się, że nasze doświadczenia rodzinne przysłaniają prawdziwy obraz Pana Boga. Często jego prawdziwy obraz kształtuje się we wspólnotach, w których żyjemy. Wiemy, że pierwszą wspólnotą jest rodzina. I czasami, kiedy wśród najbliższych są trudne sytuacje – wtedy obraz Pana Boga jest bardzo zniekształcony. Czasami prowadzi to do tego, że odchodzimy od naszej wiary i od Pana Boga, bo się Go boimy, bo wydaje nam się kimś bardzo srogim i kimś, kto tylko czeka na nasze potknięcie. A żeby poznać prawdziwy obraz Boga, potrzebna jest łaska. Dlatego jako wspólnota Kościoła, jako ci, którzy poznali już tę łaskę, którzy poznali już Pana Boga, mamy nieustannie każdego dnia świadczyć o Chrystusie, który stał się dla nas człowiekiem i pokazywać Jego prawdziwy obraz. Wiemy, że to nieraz jest po ludzku niemożliwe, żeby każdy odczuł ten prawdziwy obraz Pana Boga. Dlatego chcemy się jako wspólnota o to modlić.  

Czasami mimo wszystko mamy w sobie obraz Boga, który siedzi na chmurze, patrzy na nas i tylko czeka na nasze potkniecie, który jest surowym sędzią. Z jakimi jeszcze fałszywymi obrazami Boga się ksiądz spotkał? 

– Czasami traktujemy Pana Boga jako tego, który spełnia nasze życzenia, czyli kogoś takiego, kogo możemy o coś poprosić i na pewno to się stanie. Albo też mamy wrażenie, że modlitwa prowadzi do tego, że na pewno się to zaraz wykona, a jeśli nie, to obrażę się na Boga, bo nie jest mi już do niczego potrzebny. W takiej sytuacji postrzegamy Boga jak kogoś, kto spełnia nasze zachcianki, Boga, który ma różne chimery, fochy. A wcale tak nie jest. Bóg jest ciągle przy nas i przez swojego Syna pokazuje, że nie chodzi o to, żeby spełniać wszystkie nasze prośby w danym momencie, tylko żeby prowadzić do życia wiecznego. Potrzeba nam obrazu Boga, który wysłuchuje nas i chce nam towarzyszyć. Potrzeba obrazu Boga, który jest dobry dla swojego dziecka w danym momencie. Nie możemy nagle wszystkiego chcieć. Bo to mogłoby doprowadzić nas do totalnej tragedii. A Bóg tego nie chce, On chce naszego szczęścia w królestwie niebieskim. 

Wspomniał Ksiądz, że mamy w sobie taki obraz Boga, jaki przedstawiają nam nasi rodzice. Jak zatem sprawić, żeby przekazać dzieciom ten prawdziwy obraz Boga? 

– Rodzice są odpowiedzialni za wiarę i wynika to z sakramentu chrztu świętego, kiedy rodzice mówią, że zadbają o duchowe i katolickie wychowanie swojego dziecka. Ale przede wszystkim rodzice powinni swoim przykładem pokazywać dobro Pana Boga i dawać przestrzeń w wolności. Sam tej wolności doświadczyłem, ze względu na to, że byłem zabierany na wszystkie nabożeństwa, ale czułem się wolny, że idę z rodzicami na mszę świętą, bo chcę. Rodzice mówili: „Chodź, pójdziesz z nami”, szczególnie, kiedy mi się nie chciało. Ale nie czynili tego w sposób nachalny. Miałem też doświadczenie, kiedy trochę gorzej uczyłem się w szóstej lub siódmej klasie i miałem się bardziej przygotowywać do lekcji, ale mówiłem, że najpierw pójdę do kościoła. Rodzice zawsze powtarzali „Dobrze, idź, pomódl się, a później weźmiesz się za naukę”. Gdyby rodzice na przykład stwierdzili, że nie, że mam się uczyć, a reszta nie jest ważna, to może bym tej wiary tak nie odkrywał. Ale kiedy mamy przestrzeń w domu, to wtedy odkrywamy prawdziwego Pana Boga. Warto zachęcać, ale nie przymuszać. Znamy wiele rodzin, które doświadczyły takiej sytuacji, że przymuszały swoje dzieci do modlitwy, same dużo się modliły, zaniedbywały dom rodzinny, a później dzieci odwracały się od Pana Boga. 

Takimi samymi wskazówkami, zasadami kieruje się też Ksiądz na lekcjach religii? 

– Tak, staram się to właśnie czynić, żeby pokazywać, że możesz to zrobić, ale jesteś wolny. Bo tak działa Pan Bóg – najpierw pokazał nam miłość w Jezusie Chrystusie, później nas zbawił. Ale w ostateczności święty Paweł pisze, że Jezus wyswobodził nas ku wolności. Cały czas jesteśmy wolni. Bo przecież całe nasze życie, kiedy patrzymy na historię zbawienia, rozpoczyna się od faktu, że Adam i Ewa otrzymali wolną wolę, czyli wolność od Pana Boga. Nieraz ludzie chcą, żeby Pan Bóg ich przymuszał do czegoś, że coś muszą zrobić na siłę, bo jak nie, to gubią się w tym wszystkim. I to prowadzi do obaw, do lęku, do strachu, a prawdziwa wolność prowadzi do odwagi – mogę robić, co chcę, ale chcę z miłości do Pana Boga robić to, co jest dobre, a nie to, co jest złe.  

Co zrobić, jeśli obraz Boga jest w nas zniekształcony? Możemy go w jakiś sposób naprawić? Kto nam może pomóc to zrobić? 

– Na pewno łaska Pana Boga. To jest podstawa. Nie wiemy, jak Duch Święty działa. Wiemy, że lubi zaskakiwać. Nie ma na to jednej recepty i to tak nie działa, że teraz pójdę drugiemu człowiekowi pokazać prawdziwy obraz Pana Boga. My, jako chrześcijanie, jesteśmy zaproszeni do tego, żeby ten obraz nieustannie ukazywać i żeby samemu ten obraz poznawać, ale przede wszystkim też dawać przestrzeń wolności i starać się swoim świadectwem pokazywać tym, do których jesteśmy posłani, że Pan Bóg jest pełen miłości. A z tej miłości wypływają różne cechy, które doskonale znamy. A jeśli nie znamy, to warto taki prawdziwy obraz Pana Boga poznawać właśnie przez czytanie Ewangelii. Warto też może sięgnąć po encyklikę Dives in Misericordia papieża Jana Pawła II, bo tam w niektórych miejscach pojawia się kwestia tego, czy Bóg jest bardziej miłosierny, czy sprawiedliwy. I wszystko jest w niej pięknie wyjaśnione. Można w ten sposób odkryć prawdziwe oblicze Pana Boga – pełnego miłości miłosiernej i sprawiedliwej. 

Fot. Cathopic

Teraz trwa Adwent. W związku z tym często robimy sobie jakieś postanowienia. W jaki sposób sprawić, by one nie przysłoniły nam tego, na co najbardziej w tym Adwencie czekamy i żeby też nie zakrzywiły nam obrazu Pana Boga?  

– Ja mam taką teorię, że te postanowienia oczywiście są bardzo dobre. Choć nieraz niektórzy się śmieją, jeśli ktoś na przykład odmawia sobie słodyczy. Ale dla kogoś może to być bardzo ważne postanowienie, ponieważ dzięki niemu kształtuje swoją wolę. To jest takie piękne. I nawet te najprostsze postanowienia, które wydają się po ludzku słabe lub niedoskonałe, dla kogoś mogą być bardzo ważnymi postanowieniami. Bo ktoś może mieć naprawdę wielki problem ze słodyczami i dla niego to jest zwycięstwo w imię Pana Boga, gdy ich sobie odmawia. Jednak przede wszystkim trzeba postawić sobie pytanie, po co jest to postanowienie i co pozwoli mi osiągnąć wobec Boga. Bo nawet jeśli będę starał się na przykład 10 minut więcej uczyć języka angielskiego albo 10 minut dłużej wykonywać zadania z matematyki, to dla kogoś to może być bardzo ważne, ponieważ wtedy cieszy się tym zwycięstwem i to go przybliża go do Pana. I właśnie na tym pierwszym miejscu powinno być to, że realizuję swoje postanowienie z miłości do Pana Boga. I wtedy rzeczywiście te nawet najprostsze, być może i najdziwniejsze postanowienia naprawdę mają sens. Dlatego nigdy nie można się śmiać z różnych postanowień. Bo dla kogoś to może być bardzo, bardzo istotne. Mnie to nieraz boli, że ktoś się z nich wyśmiewa. I pamiętajmy też, żeby nie postanawiać sobie za dużo, żeby nie przesadzić w drugą stronę, żeby po prostu się nie wykończyć. Ale żeby małymi krokami zdobywać królestwo Boże i małymi krokami kształtować swoją silną wolę. Bo gdy ją mamy, to potrafimy też panować nad sobą i stajemy się tymi, którzy potrafią żyć dla Pana Boga. 

W jaki sposób my, jako osoby wierzące, w tym szczególnym czasie Adwentu możemy pokazać innym obraz Boga? 

– Przede wszystkim tym, że zależy nam na Panu Bogu. Możemy to zrobić, pokazując, że przygotowujemy się najpierw duchowo, czyli chodzimy na roraty, modlimy się, korzystamy z sakramentu spowiedzi świętej i na pierwszym miejscu stawiamy to, co jest duchowe, a nie to, co jest materialne. Oczywiście wszelkie sprawy przygotowawcze związane z porządkami też są bardzo istotne, ale pokazujmy, że nam zależy przede wszystkim na spotkaniu Pana Boga. Każdy ma swój styl i trudno to wszystko zgeneralizować, ale przede wszystkim warto starać się wykorzystywać to, co nam daje Kościół w czasie Adwentu. Bo to są metody, które zostały wypracowane dla naszego dobra, ale możemy je też indywidualnie lub wspólnotowo rozwijać. 

Co zrobić, jeśli przychodzi 24 grudnia, a my zdajemy sobie sprawę, że zmarnowaliśmy cały Adwent? Czy już jest za późno? Czy Jezus nie narodzi się w naszym sercu? 

– Kościół nieustannie przypomina nam, abyśmy żyli tym co tu i teraz, tym co Pismo Święte nazywa „dziś”. Czyli liczy się dla nas to dzisiaj. Jeśli nawet cały Adwent był zmarnowany, to się tym w ogóle nie przejmujmy, bo jesteśmy tu i teraz. To, co było, już przeminęło i wszystko rozpoczynamy od nowa. Bo najgorsze, gdy my często myślimy o tym, co już było albo o tym, co będzie. Ale to jest nieważne. Nieważne w tym znaczeniu, że już nic nie zmienimy. Mamy nowe doświadczenie i następnym razem będziemy czuwać by nie popełnić tych samych błędów. I jeśli usiądziemy zmęczeni do wigilii i sobie pomyślimy, że ten Adwent znowu nam przeleciał i dojdziemy do wniosków, że jesteśmy słabi, niedoskonali, to wtedy będziemy myśleć tylko o sobie. W takich momentach rodzi się w nas pycha. A przecież Jezus, który przyszedł do nas, uczy nas przede wszystkim pokory. I cieszmy się tą chwilą, która jest obecnie, a to, co było, już nie ma znaczenia. Razem z Chrystusem powstajemy przez nasze nawrócenie w sakramencie pokuty. Oczywiście chciejmy ten moment Adwentu jak najpiękniej wykorzystać, ale jeśli coś nam nie wyjdzie, to nie myślmy, że jesteśmy do niczego. Następnym razem będzie lepiej. A podczas wieczerzy wigilijnej cieszmy się, że mamy w ogóle wigilię, że mamy co zjeść, że mamy z kim się spotkać. A jeśli nie mamy, to weźmy Pismo Święte i trwajmy na modlitwie, a nie na rozmyślaniu nad tym, co było albo co będzie. Bo wtedy tracimy czas.  

Często 26 grudnia przy świątecznym stole słyszymy „święta, święta i po świętach” i mamy przeświadczenie, że Boże Narodzenie już minęło. A jak ten prawdziwy obraz Boga mieć w sobie na co dzień i pamiętać o tym, że Bóg się narodził? 

– To prawda, że często słyszymy te słowa, że w sumie wszystko już przeminęło, że to nie ma sensu. Bo teraz znowu praca i obowiązki. Ale takie myśli nie są dobre. Bo każda chwila jest dla nas bardzo ważna. Czasami mamy takie impulsy w czasie świąt, które mają nas zachęcić do pracy, do tego, żebyśmy się modlili, żebyśmy się nawracali, bo każdy dzień jest niezwykłą przygodą. A później przychodzi zwykły, styczniowy, ciemny poranek i zastanawiamy się, po co mamy wstawać i po co to wszystko. Ale właśnie impuls świąt, który rozjaśnia te ciemności, bo przychodzi do nas Chrystus pełen mocy, pełen światła, ma nam przypominać też o tym, że chcemy żyć tu i teraz. Chcemy cieszyć się tym, że było Boże Narodzenie w takim sensie, że mamy tę moc Bożego Narodzenia i z nią idziemy dalej, cieszymy się każdym dniem, bo każdy dzień przynosi coś nowego. Oczywiście nieraz przychodzą trudne chwile, tragedie, smutki. Ale stąd czerpiemy siłę, że Chrystus jest pośród nas. Jest tym Emmanuelem, co będzie tak bardzo mocno niebawem podkreślane. Jest Bogiem z nami. Przyszedł do nas Jezus, czyli Bóg nas zbawia, On jest naszą mocą, On jest naszą siłą i dzięki temu potrafimy każdy dzień dobrze zagospodarować i cieszyć się życiem. Dzięki temu możemy odkrywać ten właściwy obraz Pana Boga. A przy tym ciągle będziemy zaskakiwani, bo On ciągle nam pokazuje coś nowego. 

Czego, w ramach podsumowania naszej rozmowy, chciałby Ksiądz życzyć czytelnikom misyjne.pl? 

– Życzę przede wszystkim nieustannego pragnienia odkrywania prawdziwego obrazu Pana Boga, bo jest to fascynująca przygoda, ponieważ Bóg jest ogromną tajemnicą, której nie jesteśmy w stanie zgłębić tutaj na ziemi. Ta tajemnica nas przerasta, ale dzięki temu, że poznajemy Boga, kształtuje się w nas Jego prawdziwy obraz. I przez to, że Go poznajemy, coraz bardziej możemy Go pokochać. A jeśli Go bardziej kochamy, to też chcemy się tą prawdą o Bogu, który stał się człowiekiem dzielić z bratem i siostrą, z każdym, kto staje na naszej drodze. Oczywiście nie w sposób nachalny, ale w sposób pełen miłości, ukazując Boga, który daje nam prawdziwą wolność i który wyzwolił nas do prawdy, byśmy tą prawdą każdego dnia żyli. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze