Koła misyjne – miejsce budowania empatii i dostrzegania potrzeb także w najbliższym otoczeniu
Koła misyjne dzieci działają przy parafiach, w szkołach i przy różnych innych instytucjach. Charakteryzuje je to, że dzieci same chcą pomagać i zainteresowane są życiem swoich rówieśników z innych zakątków świata.
Działalność każdego koła wygląda trochę inaczej, ale łączy je zaangażowanie. Oznacza to nieraz nie tylko wsparcie misji, ale również swoistą misyjność wobec tych, którzy są obok. – Koło misyjne otwiera dzieci na innych, bo staramy się je traktować nie jako poszukiwanie egzotyki czy pomoc komuś anonimowemu na drugim końcu świata, ale także misję tu na miejscu. Rzeczywiście, dzieci rozglądają się i szukają, gdzie jest jakaś potrzeba. Czasami to one nawet mnie motywują do różnych rzeczy, przychodzą z jakimiś pomysłami, co moglibyśmy jeszcze zrobić. To dla mnie również mocno rozwijające. Niektóre z naszych przedsięwzięć to tydzień misyjny, wspólny różaniec w kaplicy szkolnej w październiku, Dzień Papieski (kremówki i czytanie pism J.P. II), Kiermasze: Bożonarodzeniowy i Wielkanocny, kawiarenki podczas zebrań z rodzicami, pomoc Akademickiemu Kołu Misjologicznemu w szykowaniu kadzidła na 6 stycznia, tłusty czwartek – sprzedaż pączków, droga krzyżowa podczas piątkowych spotkań w Wielkim Poście i w końcu obsługa stoiska z koszulkami na Bieg Urszulański. Piękne jest też to, że te wszystkie działania to często wspólna praca całej szkoły. „Insieme” i „Serviam”: „Razem” i „Będę Służyć” – to dwa zawołania Urszulańskie, widoczne w każdym działaniu. Praca, modlitwa i formacja to założenie programowe naszego koła, jeśli mogę tak to ująć – mówi Marlena Strzelec-Orłowska, odpowiedzialna za koło misyjne w Zespole Szkół Urszulańskich w Poznaniu.
List z Senegalu
Pani Marlena jest nauczycielką francuskiego. Jak to się stało, że zaczęła prowadzić koło misyjne dzieci? Przychodziły listy od rówieśników z Senegalu, gdzie mówi się po francusku. W ten sposób znajomość tego języka połączyła się z pomocą misjom. Dwójce dzieci z Senegalu, Rose i Saliou, przy pomocy młodzieży z Zespołu Szkół Urszulańskich udało się sfinansować całą edukację. Koszt uczęszczania do szkoły to 150 euro na rok. Dla wielu to kwota nie do uzbierania. – Ci młodzi Sengalczycy bardzo dziękowali. Pisali co roku listy, w których mówili o swoich postępach w nauce, swojej rodzinie, radościach, trudnościach i pogodzie jaka obecnie u nich była. Babcia jednego z nich, przysyłała nam różne smakołyki w podziękowaniu. Bardzo się cieszyli. Dla nich to szansa na nowe życie – zaznacza nauczycielka.
Uzbierano więcej niż te 150 euro, dlatego resztę pieniędzy można było przeznaczyć na lokalną przychodnię, szczepionki i opiekę medyczną. – Dzieci zawsze robią duże oczy, gdy widzą, że jedna złotówka może tyle dobra zrobić – mówi Strzelec-Orłowska.
Młodzi Polacy są też zaskoczeni, że nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły, co podkreśla opiekunka koła w Poznaniu. Mówi o tym także Barbara Dobosz, odpowiedzialna wraz Bożeną Orszulik-Biernacką za koło misyjne dzieci przy oblackiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Katowicach. – Dziwi ich, że dzieci w krajach misyjnych na przykład uczą się tylko przez pół roku, a inne nawet nie mogą chodzić do szkoły. Zaskakuje ich, że w tamtych rejonach tak chętnie dzieci chodzą do szkoły – co nie jest dla nich takie oczywiste. Edukacja to często pewien przywilej, a w Polsce jest to odbierano tylko jako obowiązek – wskazuje Barbara Dobosz.
Misje zamiast czekolady
Koła misyjne nie są więc jedynie zwykłym kółkiem zainteresowania, w którym można się dowiedzieć czegoś o misjach i geografii, chociaż to oczywiście również jest ważne. Grupa dzieci spotykająca się u oblatów odwiedza muzea misyjne i fascynuje się obcymi kulturami. To jednak nie wszystko. – Zaangażowanie w koło misyjne rozwija w nich empatię w stosunku do drugiego człowieka oraz otwiera na potrzeby innych ludzi. Często z tego, co dostają w ramach kieszonkowego od rodziców na jakąś czekoladę w sklepiku szkolnym, oszczędzają na wsparcie misji – opowiada z dumą Barbara Dobosz.
Dzieci są poruszone czasem trudną sytuacją ich rówieśników na drugim końcu świata. Ostatnio koło misyjne w Poznaniu dostało list od siostry Ksawery. Dotyczył chorych dzieci, które wyrzucane są przez rodziców na ulice. Siostry je przygarniają. – Takie wykluczenie człowieka z powodu choroby nie mieściło im się w głowie – opowiada Marlena Strzelec-Orłowska.
Nie tylko dla punktów
Nauczycielka przyznaje, że na początku obawiała się, że dzieci to robią tylko dla punktów. – Stwierdziłam, że nawet jeśli tak jest, to może coś dobrego w sercu zostanie. Okazuje się, wielu z nich tęskni za tym już po zakończeniu szkoły. Chcą kontynuować swoją służbę. Mamy takie dzieci, które wciąż chcą jakoś działać, pomagać, nawet jeśli nie mogą być regularnie na spotkaniach. Narodził się pomysł działalności dla licealistów, bardziej odpowiedzialnej – składa się z trzech gałęzi. Pierwsza gałąź to korepetycje udzielane młodszym, potrzebującym dzieciom. W ramach drugiej jedna z mam, która pracuje w domu pomocy społecznej, dała młodzieży możliwość przychodzenia tam i czytania starszym osobom lub wychodzenia z nimi na spacery. Trzecia to pomoc w jadłodajni przy ul. Taczaka
w Poznaniu. To zwykłe robienie kanapek w piątek popołudniu, ale też przygotowywanie niezwykłej wigilii, która już corocznie ma miejsce na targach poznańskich – opowiada opiekunka koła w Poznaniu.
Młodzi uczestnicy koła w tym roku w ramach Tygodnia Misyjnego zbierali fundusze dla powodzian, a konkretnie dla szkół dotkniętych powodziami na południu Polski. – Nie chcemy mieć tylko typowych kiermaszów ze słodkościami, więc dzieci wymyślają, co więcej moglibyśmy jeszcze robić, by zbierać pieniądze dla potrzebujących. Niedawno zaangażowaliśmy naszą siostrę Cecylię, która założyła Włóczkersów. Robimy teraz na szydełku różne rzeczy na stragany i sprzedajemy je a pozyskane środki mogą służyć innym – mówi Strzelec-Orłowska.
Barbara Dobosz, opiekunka koła misyjnego w Katowicach, dodaje, że dzieci są sumienne w swoich zobowiązaniach. Spotkania są regularnie. Co tydzień w sobotę o godzinie 9 przychodzi większość z zapisanych uczestników, zwykle jest ok. 15 osób z 20. Koło angażuje się w akcję „Misjonarz na Post”. – Dzieci bardzo chętnie angażują się w te akcję, losują misjonarza i modlą się za niego przez cały Wielki Post. My przypominamy o tej modlitwie, ale one generalnie pamiętają o niej i nie zaniedbują swojego zobowiązania – podkreśla kobieta, wskazując, że koło misyjne rozwija w dzieciach również systematyczną modlitwę w intencji misji i nie tylko.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |