Fot. Timon Studler/unsplash

Konflikt, którego nie da się zrozumieć. Pulitzer dla reportażu o konflikcie izraelsko-palestyńskim 

„Jeden dzień z życia Abeda Salamy” Nathana Thralla (Wydawnictwo Znak) to książka, która otrzymała w tym roku Nagrodę Pulitzera. I już ten fakt powinien wystarczyć do tego, by po nią sięgnąć. Reportaż ten, jak czytamy już na okładce we fragmencie z „Fianancial Times”, to jedna z najważniejszych książek tłumaczących konflikt izraelsko-palestyński.  

Byłem w 2020 r. w Ziemi Świętej, na chwilę przed wybuchem pandemii. Jako turyści przemieszczaliśmy się i po części izraelskiej, i po Palestynie. Nocowaliśmy najczęściej w Betlejem, czyli już w Autonomii Palestyńskiej. Z 10-15 minut pieszo od naszego hotelu był już słynny mur. W pewien piątkowy wieczór (początek szabatu dla żydów, a jednocześnie dzień święty dla muzułmanów) na własne oczy mogliśmy zobaczyć, jak już nawet młodzi przedstawiciele obu narodów są do siebie wrogo nastawieni. Było to bardzo przerażające, ale i pouczające zarazem doświadczenie. Mając w pamięci tamte wydarzenia postanowiłem sięgnąć po „Jeden dzień z życia Abeda Salamy” Nathana Thralla i zobaczyć bardzo jednostkowe, dotyczące „tu i teraz” konkretnych ludzi oblicze tego konfliktu. Konfliktu, który od jesieni jeszcze bardziej przeraża cały świat. Bo przecież zginęło tam tylu niewinnych ludzi. 

>>> „Eliasz” to coś więcej niż film

Historia dramatu 

Poprzedni akapit napisałem, celowo, przed lekturą książki. Chciałem, żeby stanowił neutralne wprowadzenie do tego tekstu. Teraz jestem już po przeczytaniu całego reportażu Nathana Thralla. I jestem pełen emocji. Czuję, jakby moje serce było złamane, w kącikach oczu czają się jeszcze łzy, które pojawiły się pod koniec lektury tekstu amerykańskiego reportażysty. „Jeden dzień z życia Abeda Salamy” to książka wstrząsająca i rozrywająca serce na pół. Trudno pisać o niej bez emocji, więc pewnie i przez mój tekst będą się przewijały. Wbrew tytułowi – nie jest to wcale opowieść o jednym dniu z życia Abeda, a przynajmniej nie tylko to jest treścią książki. Przede wszystkim reportaż ten skupia się na wypadku drogowym, który wydarzył się kilkanaście lat temu na obrzeżach Jerozolimy. Palestyńskie przedszkolaki jechały niezbyt sprawnym autokarem na wycieczkę do centrum zabawy. To miał być dzień pełen radości, śmiechu i beztroski. Ale na jednopasmowej drodze, w złych warunkach atmosferycznych – w autokar uderzyła ciężarówka. Autobus pełen dzieci przewraca się, a potem zaczyna się palić. Rozgrywa się dramat, w którym życie traci kilka osób, zwłaszcza maluchów. Wielu innych pasażerów jest rannych i poparzonych. Abed Salama to ojciec Milada – jednego z przedszkolaków, pasażerów feralnego kursu. 

EPA/MARTIN DIVISEK Dostawca: PAP/EPA.

Bez pogotowia, straży pożarnej i policji 

Wypadek autokaru, na pokładzie którego znajdowały się najmłodsze dzieci już sam w sobie jest przerażający. I gdziekolwiek by do niego doszło – byłby wielką tragedią i tematem bardzo głośnym. Ten wypadek wydarzył się jednak w miejscu szczególnym. Lubimy tę część świata opisywać nazwą Ziemia Święta. Tymczasem, na tej świętej ziemi rozgrywa się od dziesiątek lat jeden z najbardziej dynamicznych współczesnych konfliktów. O wpływy tam walczą Palestyńczycy i Izraelczycy. Autokar płonie gdzieś pod Jerozolimą, na Zachodnim Brzegu – czyli po stronie palestyńskiej. Życie tracą najmłodsi. Dramat przeżywają rodzice i rodziny próbujące dowiedzieć się czegokolwiek na temat swoich maluchów. Skomplikowana sytuacja polityczna utrudnia im nawet odnalezienie swoich dzieci. Widzimy bezsilność Abeda i innych rodziców. A także to, jak ograniczone są ich możliwości – bo są przecież po „złej” stronie muru separacyjnego (samemu murowi autor poświęca tez osobną część reportażu – kreśląc w niej realia powstania tej budowy i towarzyszące mu reakcje społeczne). Przede wszystkim uderza czytelnika bezduszność, która niekiedy – bo nie zawsze – w kontekście tego wypadku wiąże się z postawami Izraelczyków. Bo przecież służby ratunkowe mogły pojawić się tam znacznie szybciej… Istniejący w tej części świata od pewnego czasu mur zmienił życie Palestyńczyków. Pisze Thrall o tym, że pozbawieni zostali w niektórych miejscach nie tylko dostępu do bankomatów, ale i do karetek pogotowia, wozów strażackich i policji. Gdyby dostęp do służb był łatwiejszy, to może wypadek nie przyniósłby tak wielu ofiar śmiertelnych. 

EPA/HANNIBAL HANSCHKE Dostawca: PAP/EPA.

Dawid i Goliat 

Wypadek jest, owszem, punktem wyjścia do tej opowieści. I patrzymy na niego z perspektywy kilku osób. Przede wszystkim Abeda, ale przyglądamy się też kierowcy autobusu, rodzicom innych dzieci, lekarce, pracownikowi kostnicy. Dzięki każdej z tych postaci zyskujemy coraz pełniejszy obraz tragedii, która rozegrała się w 2012 r. I jeszcze mocniej zadajemy sobie pytanie: czy gdyby sytuacja polityczna była inna, to można byłoby uniknąć tego dramatu? Ale poza wypadkiem Nathan Thrall chce nam też szerzej opowiedzieć o historii konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Dlatego w swojej opowieści cofa się o kilkadziesiąt lat i przybliża nam skomplikowane relacje Palestyńczyków i Żydów w Izraelu i na Zachodnim Wybrzeżu. I oczywiście wiemy, że to sprawa bardzo niełatwa i że nie da się jednoznacznie wybrać tu ofiary i oprawcy – obie strony przyjmują i jedną, i drugą rolę. Niemniej, lektura „Jednego dnia z życia Abeda Salamy” uzmysławia nam, jak bardzo Izrael zdominował Palestyńczyków i stopniowo ograniczał im prawa. Widzimy więc, że konflikt ten – przynajmniej na gruncie społecznym – to walka Dawida z Goliatem. Walka tego, który może prawie wszystko z tym, który jest uciśniony i coraz bardziej uciemiężony. I niestety ma to wpływ też na podstawowe prawa człowieka – czego w jakiś sposobem skutkiem jest też ten dramatyczny wypadek. Ciarki przechodzą, gdy czyta się o tym podziale – o strefach na Zachodnim Brzegu, o kolorach paszportów, o tym co, gdzie i kto może zrobić. 

Przez pryzmat osoby 

Autor opowiada nam o tym konflikcie przez pryzmat życia Abeda Salamy. Obszerna część książki to właśnie zapis jego osobistej historii na tle historii powszechnej. Bo jak mało gdzie teraz – w tym regionie świata wydarzenia polityczne mocno rezonują na codzienność ludzi, zwłaszcza Palestyńczyków. Życie Abeda poniekąd wciągnięte jest w tę „wielką” historię. Szokujące są m.in. fragmenty, w których opisywany jest pobyt w więzieniu tego mężczyzny. Ale jest w tej książce też sporo elementów, które mogą być trudne do przyjęcia dla kogoś wychowanego w kulturze europejskiej. To przede wszystkim fragmenty, które pokazują i tłumaczą nam trochę bliskowschodnią kulturę. Taką chyba najbardziej uderzającą kwestią jest wielożeństwo i kwestia szacunku do kobiet – ten wątek jest dość znaczący w części „biograficznej” książki. Poznawczo dało mi to wiele. Pozwoliło bowiem na wyjście z bańki, ze strefy komfortu, który daje mi kultura, w której żyję i się wychowałem. 

Znak

Przerażenie 

Jest to świetnie napisana – wartkim, żywym językiem – opowieść o ogromnym dramacie. I to ten dramat – będący jakby ponad podziałami etnicznymi – jest tutaj kluczowy. Bo niezależnie od szerokości geograficznej, w której żyjemy – to wszędzie wypadek drogowy z udziałem przedszkolaków jest ogromną tragedią. Nathanowi Thrallowi udaje się chwycić czytelników za serce – udaje mu się nas złamać. Trudno przejść przez tę lekturę bez wzruszenia. Ale trudno też po niej nie mieć w sobie wściekłości, zwłaszcza po przeczytaniu epilogu. Tam znajdziemy m.in. fragment komentarza izraelskiego licealisty pod postem na Facebooku o wypadku autokaru: „Ci mali Palestyńczycy mogli zostać w przyszłości terrorystami. Nie wciskajcie mi kitu, że każdy jest człowiekiem. To bydlęta, nie ludzie, i zasługują na śmierć”. Ja po przeczytaniu tych słów byłem wstrząśnięty, zmroziło mnie. Arik Weiss, dziennikarz, tak skomentował tego typu postawy (jego słowa przytacza Thrall): „Nie ma znaczenia, czy popierasz lewicę czy prawicę. Fakt, że ktoś cieszy się z czyjejś śmierci, każe nam zatrzymać się na chwilę i postawić pytanie: «Jak, do cholery, znaleźliśmy się w tym miejscu?»”. No właśnie, jak… Jeżeli nawet w kontekście śmierci niewinnych cztero- i pięciolatków zapominamy o człowieczeństwie – to znaczy, że jest z naszym społeczeństwem coś bardzo nie tak. Radykalizujemy się, widzimy wokół samych wrogów – a sami przestajemy być ludźmi. Idąc tą drogą – daleko jako ludzkość nie zajdziemy. 

Tak, to książka, która pomaga zrozumieć konflikt izraelsko-palestyński. Choć i tak jest to konflikt, którego – jak i każdego innego, w którym giną niewinni luidzie – nie sposób zrozumieć. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze