Kontrolowana zabawa w oszukiwanie [RECENZJA]

Czy da się przełożyć popularną grę w Mafię na język telewizji? Okazuje się, że tak. Udało się to twórcom programu „The Traitors. Zdrajcy”. W Polsce możemy właśnie śledzić drugi sezon tej emocjonującej, psychologicznej rozgrywki.

„The Traitors. Zdrajcy” to jedno z moich telewizyjnych odkryć ubiegłego roku. Format emitowany przez TVN doczekał się drugiego sezonu, który możemy od kilku tygodni śledzić. Przy tej okazji postanowiłem więc trochę napisać o tej interesującej rozgrywce – która wciąga widza tak samo, jak dawniej robił to „Agent”.

Nowy hit telewizyjny

„The Traitors. Zdrajcy” to format, który narodził się kilka lat temu w Holandii, teraz obecny jest w ok. 20 krajach na całym świecie. Stanowi telewizyjną i bardzo rozbudowaną wersję gry Mafia. Pewnie wielu z Was miało okazję w nią zagrać – świetnie sprawdza się choćby na imprezach czy podczas spotkań integracyjnych. Mamy grupę ludzi, którzy zostają podzieleni na dwa obozy – prawych obywateli miasta i członków mafii. Rolą obywateli jest wytropienie mafiozów i wygnanie ich z miasta – szybciej niż mafia wyeliminuje ich. Mafiozi mają przewagę nad zwykłymi obywatelami – bo tylko oni wiedzą, kto należy do którego obozu. Im więcej osób – tym mafijna rozgrywka robi się ciekawsza. Raz grałem w grupie, w której było ponad 20 osób. Świetnie się bawiliśmy.

W „The Traitors” jest podobnie – na początku programu, przy okrągłym stole, prowadząca (w polskiej wersji Malwina Wendzikowska) dzieli uczestników na lojalnych i na zdrajców. Od tej pory lojalni musza tropić zdrajców i się ich pozbywać (podczas dyskusji i głosowania przy wspomnianym okrągłym stole). Zdrajcy zaś nocami dokonują mordów – wybierają, którego z lojalnych uczestników chcą odesłać do domu. Jeśli na końcu programu zostaną sami lojalni – to wtedy dzielą między siebie pieniądze wygrane (czy też bardziej zarobione) w trakcie programu. Jeśli na końcu będzie choć jeden zdrajca – to cała wygrana jest jego. Lojalni odchodzą z niczym. W jaki sposób uczestnicy zdobywają pieniądze, które potem stanowią nagrodę? Uczestniczą w specjalnych misjach, podczas których mogą wygrać określone kwoty. To zadania trochę w stylu tych, które znamy z emitowanego dawniej „Agenta”. Przyznam, że dla mnie misje są akurat najmniej interesującą częścią „Zdrajców”. Najmniej w tej części programu oszukiwania i rywalizacji – choć i takie elementy się zdarzają. Ja najbardziej lubię obrady przy okrągłym stole – to jest clou tego programu!

YouTube/Peacock

Wpuszczeni w maliny

Skoro nie misje z zadaniami przyciągają mnie przed ekran – to co? Interakcje między uczestnikami. Bo „The Traitors” to przede wszystkim rozgrywka psychologiczna. To program, który w kontrolowany sposób pozwala ludziom na kłamanie, oszukiwanie, intrygowanie. Możemy zaprzeczać, ale nie oszukujmy się – każdy z nas czasem ma ochotę trochę namieszać, pokombinować. I właśnie to robią uczestnicy „Zdrajców”. A właściwie – to robią tytułowi zdrajcy. Muszą tak kontrolować grę, by lojalni ich nie zdemaskowali. Jest tu więc dużo knucia i intryg, a z drugiej strony – jest to zabawa w detektywów. Każdy lojalny wie tylko jedno – że sam jest lojalny. I musi tropić zdrajców, mając do każdego innego uczestnika gry ograniczone zaufanie. Może bardzo polubić innego uczestnika, który może go zapewniać o swojej lojalności – ale zawsze musi być ostrożny. Bo przecież zdrajcy gdzieś są – a więc niektórzy uczestnicy kłamią i nie są tymi, za których się podają. Niesamowita rozgrywka, wybornie obserwuje się napięcia, które tworzą się między poszczególnymi osobami. Co ważne, widzowie mają pełną wiedzę. Od początku wiemy, kto jest zdrajcą. I właśnie dlatego tak dobrze się to ogląda – bo widzimy, kiedy mamy do czynienia z oszustwem, a kiedy nie. Ten reality show pozwala na to, by w laboratoryjnych – kontrolowanych – warunkach oszukiwać. I by sprawdzić swoją czujność na to oszukiwanie. Oczywiście, w prawdziwym życiu oszukiwać nie warto – a nawet nie można. Ale „The Traitors” to gra. I jak to w grze – można więcej. A nawet trzeba, bo akurat ta gra polega na tym, by drugiego wpuścić w maliny. Ja polecam ten program – to wciągająca i inteligentna rozrywka. A może potem jakiś seans gry w Mafię ze znajomymi? Sprawdźcie, czy Wam się uda wyprowadzić przyjaciół w pole.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze