Kościół potrzebuje ateistów 

Czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby nie ateiści? Przebywając wśród niewierzących, ludzi o innych poglądach religijnych bądź nawet politycznych, wiele się nauczyłam. Nie zamierzam jednak zmieniać swoich przekonań. Wręcz odwrotnie.  

Kościół potrzebuje ateistów. Nie dlatego jednak, by mieć tylko grupę, którą można nawrócić. Kościół, czyli w istocie my sami – potrzebujemy ich dlatego, by się od nich uczyć. Być może moje słowa zabrzmią bardzo „lewicująco” – jednak mam ku temu podstawy.  

Nasze lustro 

Kim są w istocie ateiści? Naszymi wrogami? Oponentami w dyskusji? Bardzo często to nasi najbliżsi. Ludzie, z którymi pracujemy, przyjaciele czy kuzyni. To ludzie, którzy nieraz w twarz mówią nam, co nie podoba im się w Kościele. Z pewnością każdy z nas przeżył taką sytuację, gdy niewierzący bądź poszukujący Boga pytał nas o trudne kwestie związane z Kościołem. Sama nieraz miałam taką sytuację, gdy bliska mi osoba pytała oburzona o kwestie pedofilii czy innych nadużyć, które zdarzają się w kościele. To temat niesłychanie trudny, ale nie możemy go pominąć, gdyż on właśnie jest często argumentem kończącym jakąś dyskusję. Oczywiście wiara nie polega na przebijaniu argumentów w rozmowie, jednak jak sami wiemy, że bez tego nie można często przejść do głębszego poziomu wspólnej refleksji. Ateiści, jako uogólniona grupa „innych”, może nam w istocie powiedzieć o nas więcej niż my sami o sobie wiemy. Pomijając całą grupę ateistów – tych przeciwnych Kościołowi, ludzie, którzy po prostu nie znają Boga, widzą najpierw nas, katolików. Ich krytyczna opinia nie raz lustruje nasze zachowania, którymi być może nieświadomie ranimy innych.  

Papież „lewak” 

Od razu przychodzi mi na myśl postawa papieża Franciszka. Przez wielu mocno krytykowana. W niektórych kręgach Kościoła nie jest nawet nazywany papieżem a „ojcem Bergoglio”. Dyskusję o jego postawie wielokrotnie podejmują moi redakcyjni koledzy w felietonie #DwieNawy. Co jednak w obecnej sytuacji mówią nam z jednej strony Jego krytycy a z drugiej niewierzący?  

Oczywiście, krytycy papieża, najczęściej ultrakonserwatywni katolicy a nierzadko tradycjonaliści – mają wiele pytań. Jeśli tylko wypływają one z troski o kościół, są oczywiście słuszne. W moim odczuciu jednak te argumenty są łatwo wykorzystywane do tego, by nie tylko krytykować papieża i jego postawę, ale również go osądzać. A te dwa pojęcia, jak wiemy nie są sobie równe. Co jednak mówią niewierzący – i ogółem nie-katolicy? Tutaj chyba nie trzeba opowiadać wiele – papież jest uwielbiany. Poniżej tweet arcybiskupki Szwedzkiego Kościoła – Antje Jackelén, który nas może szokować, jednak dla luteranów jest to wyraz najwyższego uznania: 

Tak się dzieje nie tylko w środowiskach chrześcijan innych wyznań. Spotkałam się z wieloma prywatnymi ocenami moich znajomych – niewierzących, że podoba im się postawa papieża. Jakiś czas temu, gdy w 2015 r. Franciszek przyjął pod swój dach transseksualistę i mu pobłogosławił – wielu prawicowych katolików się wtedy oburzyło. Traktowało wtedy ten gest jednoznacznie – że papież „akceptuje homoseksualizm”. Tymczasem było zupełnie inaczej: papież błogosławił człowieka, a nie jego grzech. Nietrudno jednak było zmanipulować tę informację i wykorzystać ją z jednej strony przeciwko papieżowi (tradycjonaliści), z drugiej przeciwko nauczaniu kościoła (ateiści).  

Papierek lakmusowy  

Chciałabym, by nie zrozumiano mnie źle. Patrząc na ateistów, nie możemy podporządkowywać swojej wiary ich oczekiwaniom. Nie na tym to polega. Jednak w dobie wszechobecnej polaryzacji poglądów (religijnych, politycznych, obyczajowych i każdych innych) – warto się do siebie zbliżać, a nie oddalać. Postawa Papieża Franciszka jak również wiele innych wydarzeń – są papierkiem lakmusowym naszej wiary. Poddają ją próbie i pokazują, jaka jest jej kondycja i w co tak naprawdę wierzymy.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze