fot. PAP/Tytus Żmijewski

Kościół w rzeczywistości publicznej i politycznej [ANALIZA]

Jakie jest miejsce Kościoła w rzeczywistości demokratycznego państwa oraz czy, i na ile może angażować się w życie publiczne? Jaki winien być jego stosunek do polityki? Czy w Polsce Kościół katolicki jest uprzywilejowany oraz czy relacje między nim a państwem spełniają współczesne kryteria europejskie i międzynarodowe?

Przypominamy podstawowe zasady wynikające z nauczania społecznego Kościoła jak i współczesnych systemów prawnych.

Rozdział Kościoła i państwa

We współczesnym świecie relacje pomiędzy państwami a Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi opierają się na zasadzie rozdziału, który jest jednak różnie realizowany.  Generalnie rzecz biorąc, rozdział państwa i Kościoła polega na tym, że państwo gwarantuje Kościołom autonomię działania nie ingerując w jego wewnętrzne rozwiązania czy głoszone zasady, a z kolei Kościół nie pretenduje do udziału we władzy świeckiej. Instytucje Kościoła i państwa nie są też w żaden sposób ze sobą powiązane, ani nie ma miedzy mini relacji podległości. Rozdział pomiędzy Kościołem a państwem jest odwrotnością znanego z tradycji państwa wyznaniowego, gdzie określona religia ma status uprzywilejowanej (oficjalnej lub państwowej), dany Kościół korzysta ze szczególnej ochrony ze strony państwa, a jego duchowni są na ogół zrównani w prawach z urzędnikami państwowymi i z tego tytułu wynagradzani.  

Rozdział Kościoła i państwa ma swe źródła w myśli oświeceniowej, która zanegowała związek państwa i Kościoła, jaki istniał od czasu przyjęcia chrześcijaństwa jako religii państwowej w cesarstwie rzymskim (392 r.), a swe ścisłe wydanie miał w europejskich państwach absolutystycznych epoki nowożytnej. Myśl oświecenia zainspirowała dwie rewolucje końca XVIII stulecia: francuską i amerykańską. Różniły się one w stosunku do Kościoła i jego praw. Model przyjęty we Francji interpretował rozdział Kościoła i państwa jako radykalną separację państwa i Kościoła oraz wprowadzał zasadę świeckości (laïcité). W rozumieniu francuskim uniemożliwia ona m. in. obecność religii i jej symboli w przestrzeni publicznej. Krzyż nie może wisieć w lokalu publicznym, a lekcje religii mogą być prowadzone tylko w szkołach wyznaniowych. Kościół nie może być finansowany ze środków publicznych. Zasada laïcité na trwałe została wprowadzona do prawa  francuskiego na mocy ustawy o „separacji państwa i Kościoła” z 1905 r. Obowiązuje do dziś.

Odmienny model rozdziału  państwa i Kościoła jest spuścizną amerykańskiego liberalizmu. Został on przyjęty w  Konstytucji Stanów Zjednoczonych z 1789 r. Pierwsza jej poprawka  stwierdza, że „Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy…”. Jest to model rozdziału, w którym nie ma radykalnej separacji, natomiast państwo zachowuje neutralność w sprawach religijnych lub światopoglądowych, a wolność w tej sferze pozostawia się obywatelom. Możliwa jest  więc obecność religii nie tylko w sferze prywatnej bądź sakralnej, ale i publicznej. Naturalne są więc takie rozwiązania jak: lekcje religii w szkole państwowej, krzyż w instytucjach publicznych czy udział  środków publicznych w finansowaniu działalności Kościołów. Możliwa jest też współpraca państwa i Kościołów w tych obszarach, które tego wymagają, na rzecz dobra wspólnego całego społeczeństwa. Taki rozdział państwa i Kościołów nazywany jest „rozdziałem przyjaznym” lub „kooperacyjnym” (umożliwiającym współpracę). Przyjęty został w USA w następnie w większości europejskich państw demokratycznych, w tym w Polsce po 1989 r.

W Europie system ten wprowadzono po raz pierwszy w Niemczech na mocy Konstytucji Weimarskiej z 1919 r. Niemieckie ustawy zasadnicze stanowią, że Kościoły i państwo są rozdzielone, ale jednocześnie istnieją gwarantowane konstytucyjnie formy współpracy między nimi. Zasada ta dotyczy w równej mierze Kościoła katolickiego jak i ewangelickiego. Republika Federalna Niemiec stosunki z nimi opiera na trzech filarach: neutralności, tolerancji i równości. Każdy Kościół jest podmiotem autonomicznym, zdolnym do stanowienia dla siebie norm prawnych i decydowania o swojej działalności. A sprawy interesujące obie strony, państwo i Kościół, są regulowane na drodze dwustronnych układów, w tym konkordatów ze Stolicą Apostolską. Niemcy mają ich szereg, głównie na poziomie landów. Model kooperacyjny umożliwia Kościołom w Niemczech, poza działalnością apostolską – olbrzymie zaangażowanie społeczne. Oba Kościoły, katolicki i protestancki, prowadzą znaczącą ilość szkół oraz instytucji pomocy społecznej, mają też prawo do organizacji opieki duszpasterskiej w siłach zbrojnych, szpitalach, zakładach karnych i innych instytucjach. Państwo ceni sobie dobre relacje z Kościołami, docenia ich działalność społeczną i konsultuje w wielu sprawach.

>>> Rada KEP ds. Społecznych o relacji Kościół – Państwo: wroga separacja szkodzi dobru człowieka

Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Kościół wobec rozdziału

Kościół katolicki – jak i wszystkie inne Kościoły – przez wieki nie akceptował zasady rozdziału Kościoła i państwa, gdyż – poczynając od uznania go za religię państwową w cesarstwie rzymskim – związany był z władzą świecką. Najsilniejszy związek istniał na Wschodzie (Bizancjum) czego spuściznę kontynuują do dziś Kościoły prawosławne. Natomiast Kościół zachodni  bardziej dbał o swoją autonomię i nigdy nie zgodził się na pełne podporządkowanie władzy świeckiej. Już od średniowiecza istniało w Europie pewne napięcie pomiędzy władzą świecką a duchowną, co wyrażało się m. in. w sporze o inwestyturę między papieżem Grzegorzem VII a cesarzem Henrykiem IV w II połowie XI w. Z kolei Kościoły protestanckie zostały ściśle podporządkowane władzy świeckiej w epoce nowożytnej w okresie reformacji, kiedy na mocy pokoju w Augsburgu z 1555 r. przyjęto zasadę „Cuius regio eius religio” (czyja władza tego religia). Tendencję tę kontynuowały  w europejskie monarchie absolutystyczne: Rosja, Prusy czy Austria. Państwa te stopniowo sekularyzowały dobra kościelne, a duchownych starały się zrównać z państwowymi urzędnikami, wymagając od nich całkowitej lojalności. Dowodem jest słynna polityka józefinizmu w cesarstwie austriackim czy reformy Piotra I w Rosji.

Reakcją na ten ścisły „sojusz ołtarza z tronem” była rewolucja francuska, kiedy Kościół – jako ostoja „ancien regime” – pozbawiony został wszelkich przywilejów i wręcz poddany prześladowaniom. Przywileje odzyskał po Kongresie Wiedeńskim w okresie tzw. restauracji, czyli przywracania w Europie starych porządków. Reakcją na to były rozwijające się w całej Europie liczne ruchy wolnościowe i republikańskie, w tym wolnomularskie. Najsilniejszym ich wykwitem był ruch republikański we Włoszech, walczący z Państwem Kościelnym i wysuwający hasło radykalnego rozdziału przyszłej Republiki i Kościoła. Stąd niechęć do tych koncepcji ze strony Kościoła, w tym Stolicy Apostolskiej.

Zasada „rozdziału Kościoła i państwa” została zaakceptowana przez Kościół dopiero w okresie Soboru Watykańskiego II. A nawet została uznana za najwłaściwszy model funkcjonowania Kościoła w warunkach współczesnego państwa. Wyrażana jest ona za pomocą możliwej do przyjęcia dla obu stron formuły: „autonomii wspólnoty politycznej i religijnej”. Soborowa Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et Spes” przypomina, że „wspólnota polityczna i Kościół są w swoich dziedzinach od siebie niezależne i autonomiczne” (n. 76). Konsekwencją jest odrzucenie dwóch skrajnych koncepcji: supremacji Kościoła nad państwem oraz supremacji państwa nad Kościołem.

„Niezależność i autonomia Kościoła” wynika z przyjęcia zasady, że Kościół – by prawidłowo spełniać swą misję – nie może być podporządkowany władzy świeckiej ani związany z jakimkolwiek nurtem partyjno-politycznym, bo to zaburzałoby jego powszechną (uniwersalną) misję. Mówi o tym wyraźnie konstytucja „Gaudium et spes” (n. 42) przypominając, że Kościół „mocą swojej misji i natury nie jest związany z żadną formą kultury ludzkiej albo systemem politycznym, gospodarczym lub społecznym ze względu na swoją uniwersalność”. Z kolei uznanie „niezależności i autonomii państwa” jest skutkiem przyjęcia przez Sobór koncepcji autonomii porządku doczesnego.  

Warto dodać, że „autonomia i niezależność państwa i Kościoła” bynajmniej nie wykluczają troski Kościoła o „dobro wspólne” całego społeczeństwa czy troski o przestrzeganie praw osoby ludzkiej oraz posługi na rzecz potrzebujących czy udziału w edukacji młodzieży – w których to sferach może mieć miejsce konstruktywna współpraca z instytucjami państwa.

Zasada „niezależności i autonomii” stała się podstawą określania wzajemnych relacji w podpisywanych po Soborze konkordatach z poszczególnymi państwami. Po raz pierwszy w nowym konkordacie włoskim z 1984 r. Konkordatów opartych na zasadzie „autonomii i niezależności” jest obecnie kilkadziesiąt.

PAP/Wojtek Jargiło

Polski konkordat

Już w art. 1 stanowi, że „Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są — każde w swej dziedzinie — niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego”.

A konkretnie, Konkordat uznaje osobowość prawną struktur Kościoła katolickiego respektując prawo kierowania się przezeń swym wewnętrznym prawem (kanonicznym). Przyznaje też Kościołowi autonomię w zakresie obsadzania wszystkich urzędów kościelnych, bez uprzedniej zgody władzy świeckiej. Autonomią cieszą się również cmentarze, te które są własnością Kościoła i są zarządzane przez parafie. Jak powiedział kiedyś abp Józef Kowalczyk Konkordat tworzy rzeczywistość, w której „suwerenny Kościół pełni swą misję w suwerennym, wolnym państwie”.

Konkordat reguluje także podstawowe kwestie wynikające z zasady wolności religijnej, która jest jednym z fundamntów współczesnej demokracji. Gwarantuje więc m. in.: możliwość publicznego sprawowania kultu,  obecność nauczania religii w państwowym systemie edukacji oraz prowadzenia własnych placówek edukacyjnych, pracę kapelanów w armii oraz instytucjach zamkniętych, finansowanie uniwersytetów katolickich, autonomię cmentarzy katolickich, prawomocność małżeństwa sakramentalnego, obecność treści religijnych w mediach publicznych.

Autonomia i niezależność państwa i Kościoła nie wyklucza także troski Kościoła o „dobro wspólne” całego społeczeństwa. Realizowana jest ona w formie współpracy z instytucjami państwa, np. w ramach posługi na rzecz potrzebujących, troski o kulturę narodową i jej spuściznę bądź udziału w edukacji młodzieży poprzez obecność lekcji religii w publicznym systemie edukacji. Taka możliwość współpracy na różnych polach nie oznacza bynajmniej „klerykalizacji” przestrzeni publicznej czy „zawłaszczania państwa” przez Kościół, wyraża natomiast swobodę realizacji prawa do wolności religijnej.

Warto dodać, że polski system prawa nie uprzywilejowuje żadnej religii ani wyznania, ale traktuje je równoprawnie. Wyraża to art. 53 Konstytucji RP stanowiący, że „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione”. Konstytucja stanowi więc, że te same prawa, które uzyskał Kościół katolicki, dotyczyć muszą innych związków wyznaniowych i religijnych. Zostało to zrealizowane w formie specjalnych ustaw, które w ślad za Konkordatem z Kościołem katolickim przyznały analogiczne uprawnienia innym chrześcijańskim związkom wyznaniowym bądź należącym do innych religii: muzułmańskiej i żydowskiej.

Zasada wolności religijnej

Zasada wolności religijnej znalazła potwierdzenie w art. 53 Konstytucji RP, który stanowi, że „wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie”. Wynika stąd jasno, że wolność religijna jest w Polsce gwarantowana nie tylko w płaszczyźnie życia prywatnego czy na terenie obiektów sakralnych, lecz także w sferze publicznej, m.in. w systemie edukacji, opieki zdrowotnej, pomocy społecznej czy prawa do obecności symboli religijnych w placówkach publicznych. Obejmuje ona także prawo rodziców do zapewnienia dzieciom wychowania oraz nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami. Wyrazem poszanowania tej zasady jest np. obecność lekcji religii w publicznym systemie edukacji w Polsce.

Z zasady wolności sumienia i religii wynika także prawo do korzystania z praktyk religijnych w różnych instytucjach o charakterze zamkniętym lub o ograniczonym dostępie. A skoro państwo jest gwarantem poszanowania tej zasady, to jego obowiązkiem jest zorganizowanie (we współpracy z Kościołami) dostępu do posług religijnych na terenie więzień, szpitali, domów pomocy społecznej czy w armii.

fot. pixabay/iphotoklick

Świeckość państwa – zasada neutralności lub bezstronności

Oprócz rozdziału, drugim filarem nowoczesnego państwa jest zasada „świeckości”, która jest na ogół gwarantowana w systemach prawnych państw demokratycznych. Oznacza ona brak dominacji duchowieństwa jakiegokolwiek religii nad władzami państwa oraz neutralność państwa w kwestiach wiary.  W najbardziej radykalnym, francuskim wydaniu oznacza ona „uwolnienie” przestrzeni publicznej od symboli czy wydarzeń religijnych. Jednak w większości  współczesnych systemów prawnych traktowana jest po prostu jako neutralność państwa wobec wyborów religijnych bądź światopoglądowych obywateli, korzystających z pełnej wolności w tych sferach.  Tak więc każdy ma prawo wyznawać oraz manifestować w przestrzeni publicznej swe przekonania bądź wiarę, a rolą władzy publicznej jest pomoc w tym, a nie ograniczanie tej wolności. Oczywiście poza ściśle zdefiniowanymi przypadkami jak np. szerzenie ideologii o charakterze zbrodniczym.  Zasada tak rozumianej neutralności państwa obowiązuje w zdecydowanej większości współczesnych demokratycznych państw, poczynając od Stanów Zjednoczonych poprzez większość państw europejskich.

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej nie mówi wprost o „świeckości” ale  – idąc tym śladem – ustanawia „bezstronność” państwa w sprawach światopoglądowych i religijnych. „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę wyrażania ich w życiu publicznym” (art. 25 ust. 2). Zasada świeckości nie została wprowadzona dosłownie do naszej konstytucji, gdyż budziła negatywne skojarzenia, gdyż w czasach dominacji ZSRR była argumentem do walki z religią.

Zasada bezstronności oznacza, że to nie państwo narzuca obywatelom jakąkolwiek religię czy światopogląd, ale że o tych sprawach decydują sami obywatele. Współgra ona z zasadą wolności religijnej, w świetle której wszyscy obywatele mają prawo do wyznawania swej wiary zarówno w życiu prywatnym jak i w przestrzeni publicznej. Jeśli więc wolą obywateli jest np. obecność krzyża (czy innych symboli religijnych) w takich czy innym miejscach bądź gmachach użyteczności publicznej, rolą władz państwowych bądź samorządowych jest uszanowanie tego. Żaden funkcjonariusz publiczny nie ma prawa nakazywać komukolwiek wieszania krzyża bądź mu tego zakazywać.

Jeśli chodzi o obecność religii w szkole, to wynika to wprost w trzech zasad, które mają podstawowe znaczenie w demokracji: prawa rodziców do wychowania swych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, wolności religijnej oraz neutralności państwa w tej sferze. Jeśli więc rodzice deklarują potrzebę nauczania religii w szkole, to obowiązkiem państwa jest zapewnienie im tego. „Neutralność” lub „bezstronność” państwa nie oznacza, że religii ma w szkole nie być, ale, że powinna być tam obecna – skoro życzy sobie tego duża część obywateli. Retoryka polskiej lewicy jest dowodem ignorancji w tym zakresie. Świecki (bezstronny) charakter naszego państwa jest przez polską lewicę interpretowany jako powód do usunięcia nauki religii ze szkół. Tymczasem w 25 krajach Unii Europejskiej nauczanie religii jest obecne w realizowanych przez państwo systemach edukacji publicznej, pomimo „świeckości” każdego z tych państw.

Kościół w życiu publicznym – polityka przez duże „P”

Spotykane często stwierdzenie, że Kościół nie ma prawa angażować się w politykę jest nieuprawnionym uproszczeniem. Misją Kościoła jest bowiem dążenie do promocji zasad i wartości wynikających z Ewangelii we wszystkich sferach życia: indywidualnej, rodzinnej, społecznej, gospodarczej – politycznej nie wykluczając. Chodzi tu o pewien „ład aksjologiczny”, niezbędny dla dobra wspólnego społeczeństwa. Dlatego Jan Paweł II wielokrotnie, choćby w przemówieniu do polskiego parlamentu z 11 czerwca 1999 r., przypominał o konieczności istnienia aksjologicznych fundamentów systemu demokratycznego. Ostrzegał zarazem, że demokracja pozbawiona jasnego systemu uniwersalnych wartości może się łatwo przekształcić w jakąś formę totalitaryzmu.

Krótko mówiąc, jednym z zadań Kościoła jest wniesienie tak rozumianego wkładu w kształtowanie kultury politycznej społeczeństwa. Jest to udział w życiu politycznym, ale na poziomie makro, czyli w sensie metapolitycznym. Jest to polityka przez duże „P”, jak tłumaczy bp Piotr Jarecki, jeden z najwybitniejszych znawców nauczania społecznego Kościoła. Wymiar ten należy odróżnić od polityki przez małe „p”, rozumianej jako bezpośrednia działalność polityczna realizowana przez poszczególne partie, związki zawodowe, rząd, instytucje państwowe, parlament, itd.

W pierwszym wymiarze polityki ma prawo uczestniczyć cały Kościół, także hierarchiczny. Natomiast polityka przez małe „p” jest zarezerwowana dla ludzi świeckich. Świeccy mają prawo do zakładania – z własnej inicjatywy i na własną odpowiedzialność – partii politycznych oraz opracowywania ich programów. Bezpośrednia działalność polityczna zarezerwowana jest więc dla ludzi świeckich, bez angażowania autorytetu Kościoła.

Związek Kościoła z jakąkolwiek partią polityczną  pozostawałby w konflikcie z jego uniwersalną misją, która musi być realizowana ponad wszelkimi podziałami politycznymi. Z tego powodu Kościół nie zakłada żadnych partii politycznych i jest całkowicie „ponadpartyjny”. Nauczanie społeczne Kościoła wyraźnie wskazuje, że rolą Kościoła nie jest udzielanie swego autorytetu partykularnym nurtom (partiom politycznym), lecz troska o dobro wspólne i budowanie jedności w podzielonym świecie. „Nikomu więc nie wolno zawłaszczać autorytetu Kościoła wyłącznie na rzecz własnego rozwiązania” – stwierdza dobitnie soborowa konstytucja „Gaudium et spes”.

Kościół przeciwny jest więc „sojuszowi ołtarza z tronem”, czyli korzystaniu ze wsparcia czy protektoratu jakichkolwiek partii politycznych. Bp Jarecki podkreśla jasno, że „Niebezpieczne byłoby utożsamianie się Kościoła z jedną formacją polityczną, choćby ona w swoim programie była najbliższą antropologii chrześcijańskiej czy wskazaniom nauki społecznej Kościoła. Nie powinien także godzić się na włączenie polityki w służbę własnych interesów czy ukierunkowywać ją na apostolstwo i ewangelizację.”

Krytyczne sumienie społeczeństwa

Jednakże Kościół – nie angażując się w bezpośrednią politykę – rezerwuje sobie rolę metapolityczną jako nauczyciel zasad etyczno-moralnych, odnoszących się tak że do publicznego czy politycznego wymiaru życia. A w odwołaniu do swego nauczania ma obowiązek apelowania o poszanowanie praw człowieka i godności osoby ludzkiej. Nie tylko prawem ale i obowiązkiem Kościoła jest jasne zabieranie głosu w sytuacjach kiedy łamane są prawa osoby ludzkiej, w tym prawo do życia od poczęcia, bądź podstawowe zasady ładu demokratycznego.

Dlatego dziś Kościół w Polsce tak mocno wypowiada się w obronie życia czy w trosce o obecność nauczania religii w polskiej szkole. Nie może być to odbierane jako próba „mieszania się do polityki”. Jest to elementarny obowiązek Kościoła, wynikający z obowiązku troski o dobro wspólne społeczeństwa. Na tym, właśnie polega jego udział w polityce przez duże „P”, jak to wcześniej wyjaśniliśmy. Grozi to oczywiście konfliktem z określonymi siłami politycznymi, ale to nie może stanowić to nigdy argumentu na rzecz milczenia w sytuacji kiedy niektóre prawa człowieka czy zasady demokracji bywają zagrożone.

Podobnie głos Kościoła powinien być równie silnie obecny w sytuacji sprzed kilku lat, kiedy demontażowi ulegał system sprawiedliwości w Polsce i podważana była autonomia władzy sądowniczej, bądź kiedy media publiczne były przerabiane na ściśle propagandowe media jednej partii. Ten błąd kosztował Kościół bardzo dużo, gdyż stanowił on uzasadnienie do nagłaśniania stereotypu o ówczesnym „sojuszu ołtarza z tronem”. Jego konsekwencją było potraktowanie Kościoła jako  przeciwnika politycznego przez poważną – a dziś sprawującą władzę – część sceny politycznej. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze