Kościół z twarzą sąsiada [FELIETON]
Kiedy myślę o swoim doświadczeniu Kościoła, zwłaszcza o tych dobrych słowach, gestach, relacjach, to zawsze są to przeżycia związane z przynależnością do niewielkiej wspólnoty. I chyba inaczej się nie da – jeśli Kościół ma mieć twarz, to znaczy relację, odpowiedzialność za siebie i za drugiego człowieka.
Mówiąc o Kościele i o twarzach Kościoła, często ma się na myśli albo kato-celebrytów, albo jakieś wyraziste postacie kościelnego życia publicznego. Ale jest to w zasadzie Kościół odległy od naszego codziennego życia. Ich wypowiedzi mogą nas w jakiś sposób poruszać, inspirować czy oburzać. I chociaż mają wpływ na pewien obraz Kościoła, to jednak nie są tak kluczowe jak doświadczenia, które mamy na co dzień, w najbliższym otoczeniu.
>>> Nie tylko kapłani. O współodpowiedzialności świeckich za Kościół [MISYJNE DROGI]
Ważniejszy proboszcz niż biskup
W badaniach CBOS z 2022 r. podano dane, z których wynikało, że biskupi cieszą się autorytetem około 2% badanych, podczas gdy własnego księdza proboszcza wskazała ponad jedna czwarta respondentów. Można więc powiedzieć, że dla wielu wiernych bardziej kluczowe jest to, co usłyszą z ust księdza proboszcza, niż z ust księdza biskupa. Może więc to prowadzić do wniosku, że rzeczywiście na kształtowanie obrazu Kościoła, ale także naszej wiary, większy wpływ ma nasze najbliższe otoczenie i to, w jaki sposób doświadczamy właśnie tam dobrych relacji.
Zresztą, z rozmów ze znajomymi także wynika, że nie tyle wielkie skandale czy jakieś wyjątkowo medialne wydarzenia mają wpływ na ich kryzys wiary, ale to, w jaki sposób zostali potraktowani przez tzw. ludzi Kościoła (i duchownych, i świeckich) osobiście, w relacjach, które ich bezpośrednio dotyczą. Ale też z drugiej strony pozytywne doświadczenia w tych relacjach sprawiają, że nawet jeśli są odbiorcami trudnych treści na temat Kościoła, czy jeśli się zdarzy od czasu do czasu doświadczyć im niechrześcijańskiego potraktowania – tak to nazwijmy – w strukturach kościelnych, to łatwiej jest mimo wszystko widzieć dla siebie miejsce w Kościele i chcieć uczestniczyć w jego budowaniu.
Nie punkt usługowy, ale dom
W jednej z poznańskich parafii, można powiedzieć, że takiej zwyczajnej, osiedlowej, jeszcze kilkanaście lat temu w duszpasterstwie młodzieżowym było ponad 300 osób, do tego były rozmaite grupy dla dorosłych, od róż różańcowych po kursy językowe. Wspólnoty dziecięce, ministranci przed prezbiterium musieli stawać niekiedy w dwóch rzędach, żeby się zmieścić, a kościół nie jest mały. Drzwi od domu parafialnego i od plebanii były otwarte przez cały czas. Młodzież siedziała na schodach prowadzących ku mieszkaniom księży wikariuszy, ktoś ćwiczył na gitarze przed wejściem do zakrystii, a inni stali przed domem parafialnym i po prostu rozmawiali, a spotkania odbywały się w salkach. Przed kościołem proboszcz zrobił plac zabaw, żeby dzieci miały się czym zająć, kiedy rodzice czekają w kolejce do przyjęcia w biurze parafialnym.
Oczywiście można powiedzieć, że księża nie mieli prywatności, ani chwili spokoju. Cały czas ktoś przychodził lub wychodził. Ale ci młodzi, którzy z różnych powodów przychodzili do parafii, czasami z niekoniecznie bardzo pobożnych powodów, do dziś czują więź z parafią, pomimo, że tamten proboszcz odszedł już na emeryturę. Przyprowadzają swoje dzieci i sami organizują kolejne wspólnoty i wydarzenia parafialne. Mają to doświadczenie, że nie byli we własnej parafii intruzami, że są w niej u siebie i są zawsze mile widziani. Chcą też to przekazać swoim dzieciom. Parafia nadal jest dynamiczna, chociaż mieszka tam już mniej młodzieży i dzieci, które to zawsze wprowadzają największy dynamizm.
Do tego wielu z nich nawiązało przyjaźnie i znajomości właśnie w przestrzeni kościelnej – to relacje, które trwają do dziś. Można więc powiedzieć, że przez to parafia, a co zatem idzie i Kościół, ma potencjał przekształcania anonimowych środowisk, w takie, w których ludzie nawiązują relacje i je pielęgnują. I sprawiają, że świat, w którym żyjemy odzyskuje twarz. Drugi człowiek nie jest już kimś anonimowym, ale ma konkretne imię i twarz. O ile przyjaźniej żyje się w takim środowisku. I o ile większy sens ma przyjście do parafialnego kościoła na mszę świętą, kiedy nie stoimy w anonimowym tłumie, ale Kościół ma twarz sąsiada, znajomego, przyjaciela.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |