fot. PAP/Darek Delmanowicz

Krakowscy klerycy zaangażowali się w pomoc na rzecz Ukrainy

W namiocie Caritas robią wszystko, co konieczne: noszą zakupy albo gary z zupą, wydają posiłki, sprzątają, podają herbatę, kawę lub kakao, walczą z usterkami, udzielają informacji, służą dobrym słowem oraz uśmiechem i czuwają, by niczego nie zabrakło.

Klerycy z krakowskiego Wyższego Seminarium Duchownego z zaangażowaniem włączają się w pomoc uchodźcom z Ukrainy – relacjonuje Biuro Prasowe Archidiecezji Krakowskiej.

Ich dyżur rozpoczyna się każdego dnia o 13.00 i trwa do 21.00. Udają się do namiotu zgodnie z ustalonym grafikiem, do którego może wpisać się każdy kleryk. Wśród nich jest ośmiu koordynatorów, którzy w konkretnych dniach zajmują się organizacją działań w namiocie. Po wypełnionej zmianie omawiają najważniejsze kwestie i ustalają, co trzeba załatwić na następny dzień. Również przy innych okazjach przywołują historie z namiotu. – Wracamy do seminarium, ale ten namiot dalej w nas pracuje. Nawet podczas zwykłych spotkań spontanicznie opowiadamy o tym, co się działo, o dobrych i trudnych momentach – mówi kleryk Jakub Romek.

>>> W niedalekiej przyszłości to Kijów, a nie Moskwa będzie centrum prawosławia w Europie wschodniej [ROZMOWA]

Z uśmiechem

Nie brakuje uśmiechów i nieco nerwowych chwil, gdyż trzeba zatroszczyć się o kilka spraw naraz. – Jeśli coś się kończy, to trzeba to szybko zorganizować. A tu kończy się bardzo szybko i dużo rzeczy, głównie jedzenie i sztućce. Ale wielu ludzi nam pomaga – odpowiadają na apele zamieszczone w sieci i w ciągu kilku godzin przyjeżdżają z tym, co jest nam potrzebne. Wyzwaniem jest też to, by przydzielić wolontariuszom zadania. Niektórzy z nich pojawią się tu tylko kilka razy, dlatego chcemy wyjść do nich z sercem – wyjaśnia kleryk Paweł Leszczyński.

Alumni dbają o to, by w namiocie niczego nie brakowało. Dlatego też dzielą się dobrym słowem, czasem wspomagając się translatorem. – Chcemy, aby każdy potrzebujący, który do nas przyjdzie, czuł się ugoszczony. Skupiamy się głównie na posiłku, ale jeśli ktoś ma pytania czy problemy, również staramy się pomóc – podkreśla J. Romek i dodaje, że rozmowy z Ukraińcami, wolontariuszami oraz darczyńcami są bardzo ubogacające.

Ukraińscy uchodźcy przekraczają granicę z Rumunią. Na zdjęciu duchowny prawosławny. Fot. EPA/ROBERT GHEMENT

Dyżur w namiocie to także okazja do dawania świadectwa i przybliżania ludziom powołania do kapłaństwa. – Obecność kleryków w tym miejscu jest bardzo budująca. Czasem to utwierdza ludzi w tym, że Kościół cały czas działa i czyni dobro. W wielu przypadkach przekonują się też, że jesteśmy normalnymi ludźmi, z którymi da się rozmawiać, sprzątać i działać. Współpraca, którą podejmujemy z osobami świeckimi, daje nam możliwość budowania wspólnoty innej niż na co dzień, ponieważ jesteśmy z różnych środowisk. To bardzo otwiera nas na innych i szczególnie innych na nas – wskazuje kleryk Piotr Talik. Paweł Leszczyński dodaje, że ich obecność i działanie połączone z modlitwą stanowią realny wkład w pomoc. To także podążanie za słowami św. Franciszka z Asyżu: „Głoście Ewangelię, a jak zajdzie potrzeba, to i słowem”.

>>> Ks. Waligóra: wszyscy oczekują końca wojny, na który się nie zanosi

Otwartość

Zapytani o to, czego uczy ich to doświadczenie, klerycy jednogłośnie odpowiadają: otwartości. Zaznaczają również, że angażując się w to dzieło, to oni wiele zyskują.

– Najbardziej ubogacające jest to spotkanie z drugim człowiekiem – zarówno z tym, który przychodzi do nas po pomoc, jak i z wolontariuszem i darczyńcą. To ludzie są najwspanialsi. My staramy się tym zarządzać, ale to oni przynoszą nam dary, troszczą się i pytają, czego nam brakuje. I wolontariusze, którzy nie szczędzą czasu i sił, by tutaj przyjść i pomagać. A uśmiech dziecka, który udało się wywołać jakąś drobnostką, rekompensuje cały trud – tłumaczy J. Romek. – Często odkrywamy też swoje nowe talenty. Okazuje się, że ktoś umie coś sprawnie załatwić, jest bardzo otwarty na ludzi, dogaduje się w innym języku – wymienia kleryk.

– Uczę się tutaj cierpliwości. Do samego siebie i do problemów, których nie jestem w stanie sam rozwiązać, np. brak potrzebnych rzeczy. Staram się również podchodzić do każdej osoby z sercem na dłoni – nieważne czy będzie narzekać, że jest taka zupa a nie inna, czy będzie dziękować za wszystko. Chcę traktować wszystkich jak najlepiej – mówi P. Leszczyński.

– Dyżur w namiocie pomaga inaczej przeżywać te trudne czasy. Można samemu zobaczyć ból i cierpienie drugiego człowieka, i spotkać się z nim, uśmiechnąć się lub chociaż podać jedzenie. Bycie przy nim uwrażliwia. To dla nas sprawdzian w drodze do kapłaństwa, na ile potrafimy wyjść do ludzi. To doświadczenie uczy też odpowiedzialności za drobne i te ważniejsze sprawy – wskazuje P. Talik.

– To miejsce uczy nas bezinteresownej pomocy i dostarcza wiele radości. Często nie rozumiemy tego, co mówią nasi wschodni sąsiedzi, bo bariera językowa daje się we znaki, ale sam uśmiech i ta wdzięczność w oczach wynagradzają wszystko. Nie jest to typowa, rozpisana praktyka, ale myślę, że to doświadczenie jest umocnieniem na drodze formacji. To bycie wśród ludzi i współpraca z nimi, do czego jesteśmy powołani w kapłaństwie – dzieli się kleryk Damian Talowski.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze