Ks. Artur Stopka: czy to już dialog?
Z mediów społecznościowych można się było dowiedzieć, że jedna z tzw. stacji informacyjnych chciała w listopadowy poniedziałek zaprosić do rozmowy na antenie dwie panie. Jedna z nich opisała barwnie w internecie, jak i dlaczego nie zgodziła się na rozmowę – tylko dlatego, że tą drugą miała być „publicystka katolicka”. W rezultacie jej odmowy wspominana telewizja zdecydowała się na dwie rozmowy „solo”.
Na pozór to całkiem zgrabna anegdotka, która niektórym katolikom może się wydawać świetnym argumentem za niepodejmowaniem rozmowy z myślącymi inaczej. W rzeczywistości – paradoksalnie – może ona również okazać się ilustracją stanu dialogu wewnątrz Kościoła katolickiego na naszej polskiej ziemi.
>>> Braterskie upominanie nie jest łatwe, również w gronie episkopatu [ROZMOWA]
Głosy o potrzebie wewnątrzkościelnego dialogu w naszej ojczyźnie słychać od dawna. Wciąż jednak nie za bardzo widać jakiś realny pomysł na jego rozpoczęcie. Bo sprawa wcale nie jest taka prosta. Nie wystarczy ogłosić „siadamy i gadamy”. Nie wystarczy nawet, że ten i ów w przypływie dialogowego entuzjazmu zadeklaruje, iż gotów jest słuchać, co inni mają do powiedzenia. „Zbliżać się do siebie, wyrażać swoje zdanie, słuchać jeden drugiego, patrzeć na siebie, poznawać się wzajemnie, starać się zrozumieć siebie nawzajem, szukać punktów styczności, wszystko to streszcza się w wyrażeniu «prowadzić dialog»” – wyjaśnił papież Franciszek w encyklice Fratelli tutti.
Jeśli ktoś myśli, że przez sam fakt przynależności potencjalnych rozmówców do tej samej wspólnoty wiary przynajmniej część tych założeń jest z góry zrealizowana, może się srodze rozczarować. To tak nie działa. Również dialog w Kościele wymaga od jego uczestników mozolnego spełnienia wszystkich wymienionych przez papieża działań.
Ktoś zauważył, że problem z wewnątrzkościelnym dialogiem jest fundamentalny, ponieważ tak naprawdę trudno ustalić, kto z kim powinien rozmawiać, aby miało to sens i konstruktywne efekty. Wbrew pozorom formuła rozmowy „wszystkich ze wszystkimi” nie wróży powodzenia. Dlatego interesujący wydaje się postulat podjęcia na początek dialogu w poszczególnych „stanach”, społecznościach i wspólnotach budujących Kościół w Polsce. Na przykład, mogliby zacząć ze sobą rozmawiać duchowni. Może na początek w ramach jednego szczebla hierarchii. Ot, księża z księżmi.
>>> Kard. Tagle: dialog – jedyne narzędzie do wyjścia z pandemii
Pojawiły się sugestie, że właśnie coś takiego zaczęło się dokonywać ostatnio w postaci publikacji listów otwartych, które pojawiły się w przestrzeni medialnej. Oto jedna grupa księży ogłosiła list, a inni (grupowo, ale też indywidualnie) ogłosili na ten list odpowiedzi. Wydawałoby się, że wszystko jest ok. Historia zna bardzo poważne i pożyteczne rozmowy toczące się korespondencyjnie. Tyle, że wspomniane listy otwarte są w swej istocie manifestami, a nie elementami „rzetelnego dialogu”, do którego pod koniec października całe społeczeństwo (a nie tylko współbraci w wierze) wezwała Rada Stała KEP. Manifesty raczej nie skłaniają do szukania prawdy, lecz służą do gromadzenia zwolenników i ustalania czyja „racja jest najmojsza”, jak w znanym filmie Marka Koterskiego. Niestety, cytując papieską encyklikę, można powiedzieć, że „są to tylko monologi, które postępują równolegle, niekiedy narzucając się uwadze innych za sprawą swego podniesionego lub agresywnego tonu”. Co nie znaczy, że ci, którzy je wygłaszają, nie pragną szczerze dialogu. Pragną i go potrzebują.
Dlatego do dialogu w Kościele w Polsce dojdzie. Z pomocą Ducha Świętego i w momencie, którego się nie spodziewamy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |