Ks. Mirosław Bujak: wychowanie do kapłaństwa wszędzie jest ogromnym wyzwaniem [ROZMOWA]
– 20 lat temu w Kamerunie miejscowych księży było kilkunastu. Dzisiaj stanowią już ogromną większość – powiedział ks. Mirosław Bujak, misjonarz, który od 20 lat przebywa w Kamerunie. Dzień przed przylotem do Polski w jego parafii został konsekrowany kościół parafialny, zostało również poświęconych 6 kaplic. W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną i Radiem Plus Radom przyznał również, że rosyjska agresja na Ukrainę zrodziła w Kamerunie poczucie zagubienia i niepewności.
Publikujemy treść rozmowy:
Radosław Mizera KAI: Dzisiaj naszym gościem jest ks. Mirosław Bujak, proboszcz parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Doumaintang we wschodnim Kamerunie, ostatni misjonarz fideidonista w Afryce z diecezji radomskiej. Co oznacza ten termin?
Ks. Mirosław Bujak: Termin został zapoczątkowany z chwilą ogłoszenia encykliki Piusa XII w 1957 roku „Fidei donum” (Dar wiary). Papież zachęcał biskupów, aby z uwagi na wielki brak misjonarzy wysyłali do pracy na misjach kapłanów spośród księży diecezjalnych. I od tamtego czasu określa się nas terminem „fidei donum”.
Ks. Marek Tatar, krajowy duszpasterz powołań mówił ostatnio o wiośnie Kościoła w kontekście sytuacji powołaniowej w Afryce. Podziela ksiądz ten pogląd?
– To zagadnienie jest bardzo szerokie. Podam jeden przykład. Mniej liczniejsza diecezja Doumé-Abong’ Mbang ma więcej kleryków niż diecezja radomska. 20 lat temu w Kamerunie miejscowych księży było kilkunastu. Dzisiaj stanowią już ogromną większość. Natomiast misjonarzy pozostała garstka. Tak, dzisiaj występuje zdecydowany wzrost powołań.
>>> Chrzest 157 osób w oblackiej parafii w Kamerunie [WIDEO]
Mówi się formacja kandydatów do kapłaństwa jest wyzwaniem, bowiem dla niektórych może to być awans społeczny…
– Wychowanie do kapłaństwa wszędzie jest ogromnym wyzwaniem. Dotyczy to Polski, Francji, czy też innych krajów. Zdecydowanie jest wiele wzywań. Młodzi chłopcy patrząc na misjonarzy chcą podobnie funkcjonować. To z pewnością pewne uproszczenie. Natomiast jest niewątpliwie wiele wyzwań. Ci, którzy idą drogą kapłaństwa, nie patrzą tylko przez pryzmat wyróżnienia społecznego, ale czują się jak ktoś, kto cieszy się szacunkiem społecznym. W Kamerunie bywa tak, że jak misjonarz jedzie z wioski do wioski jest przepuszczany w punktach kontrolnych i jeszcze żołnierze proszą o błogosławieństwo. To też wyzwanie, bo nie powinniśmy korzystać zbytnio z przywilejów.
Opowiadał ksiądz kiedyś o wiosce Bigotsa, należącej do parafii Doumé. Jej nazwa oznacza mniej więcej tyle co Kpiny. Kiedyś przyszła do księdza delegacja z tej wioski. Wierni prosili, że chcą mieć u siebie kaplicę. Dzisiaj wioska nazywa się Mintagtsa, czyli radość. Jak do tego doszło?
– Kiedyś podjęliśmy decyzję, że zbudujemy kaplicę. Wierni dali pod jej budowę najlepszy teren w wiosce. Udało się sprowadzić mały spychacz, żeby wyrównać teren. Jedna starsza pani wzięła różaniec do ręki, usiadła przy drodze i modliła się, śpiewała pieśni, wznosząc ręce ku górze. Pomyślałem wówczas: „nawet gdybym miał wybudować kaplicę tylko dla tej pani, zrobimy to”. I tak się stało. Nasz katechista miał na imię Dominik. Nie był nawet ochrzczony. Kaplica otrzymała imię św. Dominika Savio. Podczas jednej z pierwszych celebracji Dominik wraz z innymi otrzymał chrzest, jak również ślub kościelny. Podczas otwarcia kaplicy, jeden z kapłanów powiedział, że Bigotsa nie będzie się już nazywała Bigotsa tylko Mintagtsa, czyli Radość. W międzyczasie wioska rozrosła się. Ludziom żyło się coraz lepiej. Ich sąsiedzi zaczynali na nich patrzeć z pewną zazdrością. Ich kaplice zaczęły się starzeć, podczas kiedy kaplica w Bigotsa piękniała. Kilka lat potem dwóch synów wioski wstąpiło do seminarium. Jeden z nich w ubiegłym roku otrzymał święcenia kapłańskie, a drugi za 2 lata zostanie wyświęcony, jeśli taka będzie wola Boża. Izmael odprawił właśnie w kaplicy w Bigotsa, w swojej rodzinnej miejscowości, Mszę świętą prymicyjną. Nie mogłem, niestety na niej być, ale powiedziano mi, że był to naprawdę dzień wielkiej Radości. Bigotsa, jak Betlejem, stało się miejscem objawienia się chwały Bożej.
W Kamerunie edukacja nie jest obowiązkowa, dlatego przy panującej tam biedzie, wiele rodzin nie stać na zapewnienie wykształcenia wszystkim dzieciom. Dlatego od wielu lat realizowana jest akcja „Adopcja Serca”, która polega na opłaceniu przez rodziców zastępczych czesnego w szkole. Dzisiaj chyba ksiądz jest dumny, bowiem jeden z księdza podopiecznych został lekarzem…
– Tak, dokładnie rok temu, po powrocie z urlopu odwiedził mnie Hemery. Poznałem go w 2008 roku. Przyszedł prosząc o wsparcie. Był wtedy w klasie maturalnej, którą zresztą powtarzał. I powiedział, że chce zostać chirurgiem. Dzięki rodzicom adopcyjnym wspieraliśmy jego edukację, która zakończyła się w 2018 r. Od tamtego czasu kontakt nam się urwał. Kiedyś mnie odwiedził. Przyjechał do Doumaintang z całą ekipą, która przeprowadzała darmowe operacje na przepuklinę. Przyszedł podziękować za wsparcie sprzed lat. Rozpoznałem go. Dowiedziałem się też, że kilka tygodni wcześniej został mianowany dyrektorem szpitala w Belabo. Było to duże zaskoczenie i radość. Cieszę się, że choć w niektórych przypadkach udało się pomóc komuś, kto chciał coś osiągnąć w życiu. Hemery dzisiaj sam zachęca młode osoby, aby nie rezygnowały z edukacji. Kiedyś odwiedził mnie inny młody chłopak z programu stypendialnego, który został prawnikiem. Dzisiaj chce sam pomagać potrzebującym.
Prawdą jest, że nie jest łatwo zostać siostrą zakonną w Kamerunie?
– A chcąc być jeszcze bardziej precyzyjnym: w tej części Kamerunu gdzie pracuję. Kultura lokalna, presja rodziny, przekonania, uprzedzenia, niezrozumienie życia bez prokreacji. Długo by o tym mówić. W innych regionach jest trochę inaczej. U nas bardzo trudno. Tym więcej przysparza radości uśmiech Manueli, która niedawno otrzymała habit w zgromadzeniu sióstr pallotynek. A wcześniej przez kilka lat była naszą podopieczną w Adopcji Serca. Kiedyś przyszła, żeby mnie pozdrowić. Było to w chwili, kiedy przyjmowałem na początku roku adoptowane dzieci i młodzież. Ona sama kiedyś stała w taki sposób w kolejce. I jest to już druga siostra zakonna, której pomagaliśmy poprzez Adopcję. Wprawdzie jeszcze na początku drogi, ale to już cieszy.
>>> Kamerun: szkoła, studnia i rowery – dzięki pomocy z Polski [+GALERIA]
Jakie wzywania stoją dzisiaj przed Adopcją Serca?
– Nie chcemy rozszerzać akcji, ale ją pogłębiać. Wśród podopiecznych są młodzi ludzie, którzy nie wiedzą czego chcą od życia, dlatego trzeba poświęcić im więcej troski. Warto pomagać. Jedną z form wsparcia jest świetlica edukacyjna. Dzieci kilka razy w tygodniu przychodzą do nas, opłacamy nauczycieli za czas nauki. Dożywiamy również dzieci. Wspieramy dzieci, bo chcemy, aby doszły do czegoś w życiu, podniosły swój poziom edukacyjny. To już przynosi owoce.
Jakie wyzwanie duszpasterskie stoją przed misją?
– Dzień przed przylotem do Polski konsekrowany został nasz kościół oraz zostało poświęconych 6 nowych kaplic. Uroczystość trwała 3 dni. Kaplice są rozsianie na terenie o promieniu mniej więcej 25 kilometrów. Od 2 miesięcy mam w parafii neoprezbitera, który jest wikariuszem. Staramy się prowadzić normalne duszpasterstwo mając pod opieką kościół parafialny i 16 kaplic do których dojeżdżamy. Po okresie dużych inwestycji materialnych chcemy większą uwagę poświęcić formacji, szczególnie katechistów. Prowadzić katechezę i przygotowywać wiernych do sakramentów. Prądy współczesnego świata, w tym materializm docierają i do nas.
Można powiedzieć, że budowa i konsekracja kościoła spina w pewnym sensie klamrą 20 lat księdza pracy misyjnej w Kamerunie?
– Tak się złożyło, że konsekracja świątyni odbyła się dzień przed 20. rocznicą mojego pobytu na misji. To okazja do podziękowania Bogu za wszystkich ludzi dobrej woli, którzy wspierają naszą pracę misyjną. Pierwotnie miałem na misji być 6 lat. Optymiści mówili, że wytrzymam 6 miesięcy a pesymiści, że 6 tygodni. Większość mojego kapłaństwa spędziłem w Afryce. Oczekiwania? Aby samemu wciąż się nawracać i prowadzić ludzi do Boga.
Rok temu o wojnie w Ukrainie mówił ksiądz w kategoriach szoku i niedowierzania. Afryka odczuwa dzisiaj brak żywności?
– Mogę wypowiedzieć się jedynie o Kamerunie, gdzie mieszkam. Konflikt zrodził poczucie zagubienia i niepewności. Mamy inflację. Paliwo zdrożało po raz pierwszy od wielu lat. To wszystko przełożyło się na drożyznę. Faktem jest, że życie jest bardziej skomplikowane. To się odczuwa. Ludzie niewiele wiedzą o wojnie. Afryka wiele ucierpiała z powodu kolonializmu, a Rosja postrzegana jest jako kraj neutralny. Z perspektywy Kameruńczyka to konflikt odległy.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał Radosław Mizera
***
Ks. Mirosław Bujak jest kapłanem diecezji radomskiej. Na misjach w Kamerunie pracuje od 2003 roku. Przez 6 lat był proboszczem parafii Serca Jezusowego w Doumé, z której powstała nowa parafia św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Doumaintang, gdzie od 2010 roku jest proboszczem. Przed wyjazdem na misje pracował przez rok jako wikariusz w Starachowicach, potem studiował pedagogikę na Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie. Był również dyrektorem Radia Ave a następnie Radia Plus Radom.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |