fot. unsplash

Ks. Nycz: pandemia i jesienne protesty pozostawiły ślad w sercach stypendystów FDNT

– Czas pandemii, jesienne protesty w ubiegłym roku – to wszystko pozostawiło ślad w sercach stypendystów – mówi ks. dr Łukasz Nycz. – Nierzadko zdarza się, że w średnich szkołach stanowią oni ową nieliczną grupę uczniów uczestniczących w lekcjach religii – dodaje wicedyrektor Biura Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. W rozmowie z KAI duszpasterz podsumowuje wakacyjne obozy formacyjno-integracyjne FDNT.

Hubert Szczypek (KAI): Wkrótce zakończą się tegoroczne wakacyjne obozy integracyjno-formacyjne Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. W tym roku zorganizowaliście ponad 20 spotkań, a nie jak do tej pory 3. Czy było to duże wyzwanie organizacyjne?

Ks. dr Łukasz Nycz: Przez dwadzieścia lat Fundacja wypracowała system trzech dużych obozów – jeden dla uczniów, drugi dla studentów, trzeci dla maturzystów. W tym roku, z uwagi na troskę o bezpieczeństwo zarówno stypendystów jak i wolontariuszy, podjęliśmy decyzję o zmianie formuły. Trzeba też pamiętać o tym, że wszystkie obozy były planowane, na przełomie grudnia i stycznia, kiedy to nie wiedzieliśmy jeszcze jak rozwinie się sytuacja epidemiczna w kraju. Nie wyobrażaliśmy sobie też kolejnego roku bez spotkania ze stypendystami – dlatego postanowiliśmy zorganizować dwadzieścia pięć obozów. Siedemnaście z nich skierowanych było do stypendystów uczniów – odbywały się w ośrodkach diecezjalnych, internatach lub szkołach. Uczestniczyli w nich stypendyści z dwóch, trzech sąsiednich diecezji. Zorganizowaliśmy również trzy obozy dla studentów – w Gnieźnie, Warszawie i Przemyślu. Pięć spotkań skierowanych było do maturzystów – w tym przypadku kryterium doboru było miejsce studiowania od 1 października. Organizacja tylu wydarzeń oczywiście wiązała się zaangażowaniem wielu osób, wysiłkiem zarówno fizycznym jak i psychicznym. Kiedy jednak kończy się ten czas, to widząc jego owoce, zapomina się jednak o zmęczeniu. Cieszymy się, że mogliśmy spotkać stypendystów – to jest największa radość i nagroda za cały trud.

Można powiedzieć, że w tym roku byliście w całej Polsce?

– Tak, rzeczywiście można tak powiedzieć. Wartością dodaną tego czasu było to, że mogliśmy szerzej zaprezentować ideę Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Stypendyści byli w ponad dwudziestu miejscach (niektóre obozy odbywały się w tych samych ośrodkach), uczestniczyli w niedzielnych Eucharystiach w pobliskich parafiach dzieląc się swoim świadectwem. Ludzie, którzy składają ofiary z okazji Dnia Papieskiego mogli zobaczyć w końcu te osoby, które wspierają – modlitwą i środkami materialnymi. To była również okazja do spotkania z przedstawicielami polskiego Episkopatu – właściwie na każdym obozie był obecny biskup pomocniczy lub ordynariusz.

>>> 10 cytatów Tomasza à Kempisa, które dodadzą ci otuchy

Wspomina Ksiądz o obecności biskupów na fundacyjnych obozach. Czy były to wspólne msze św., czy pasterze spędzili z młodzieżą więcej czasu?

– Sercem każdego spotkania z biskupem była Eucharystia. Natomiast wielu z nich pozostawało na czas rozmowy z uczestnikami. To były spotkania na zasadzie Q&A [pytania i odpowiedzi – przypis KAI] – stypendyści sami przygotowywali pytania, biskupi nie widzieli ich wcześniej. Żadne pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Nie brakowało też okazji do wspólnych zabaw – tańców integracyjnych czy gry w ping-ponga. Było to ważne doświadczenie dla naszych stypendystów – poczuli bliskość pasterza. Do tej pory biskup mógł im się kojarzyć z kimś odległym, natomiast podczas obozów odkrywali jego inny obraz –pasterza, które pragnie spotkania z swoimi owcami. To była też radość dla księży biskupów, którzy mogli spotkać się z młodzieżą. Często dziękowali za ten czas radości i doświadczenia przywrócenia wiary w to, że młodzi ludzie są w Kościele, i że są jego aktywnymi członkami. Myślę, że były to spotkania pełne nadziei.

Fot. Justyna Nowicka

W tamtym roku Fundacja zorganizowała obóz hybrydowy, w którym brało udział jedynie kilkudziesięcioro stypendystów z okolic Gniezna i Krakowa. Oznacza to, że wielu stypendystów nie było w tamtym roku na żadnym obozie. Jakie były reakcje tych, którzy uczestniczyli w wakacyjnych spotkaniach po dłuższej przerwie?

– Z jednej strony pojawiał się lęk i strach przed takim spotkaniem – to też normalna reakcja przed pierwszym wyjazdem na obóz Fundacji. Potem bardzo często, w większości ten lęk ustępuje. Dla tych, którzy już uczestniczyli we wcześniejszych latach w obozach, to był czas wyczekiwany. Przede wszystkim obserwowaliśmy ogromny entuzjazm młodych ludzi – oczywiście to wymagało czasu i integracji, ale przede wszystkim była tam ogromna radość ze spotkania, z możliwości wyjazdu, otwarcia się na nowe znajomości. Dla niektórych były to pierwsze dłuższe wyjazdy w ich życiu – nie wszyscy mieli do tej pory okazję być nawet na dwu-, lub trzydniowej wycieczce szkolnej.

>>> Bp Galbas: w synodalności nie chodzi o demokrację, ale o wspólne słuchanie i zaangażowanie

To była też okazja do zapoznania stypendystów z tym czym jest Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. Fundacja to nie tylko pomoc socjalna, ale przede wszystkim wspólnota ludzi, których łączą więzy koleżeństwa i przyjaźni. To, jak często mówimy „fundacyjna rodzina”, dla niektórych ta druga, ale zdarza się, że i ta pierwsza. Spotkania on-line, czy w diecezjach nie zawsze na to pozwalają. Podczas obozów widzimy też skalę Dzieła, kiedy spotykamy ludzi o różnych pasjach, talentach, zainteresowaniach , którzy wzajemnie się inspirują.

Obozy są także przestrzenią formacji i podładowania „duchowych akumulatorów” dla ich uczestników, ale i prowadzących. Czas pandemii, jesienne protesty w ubiegłym roku – to wszystko pozostawiło ślad w sercach stypendystów. Nierzadko zdarza się, że w średnich szkołach stanowią oni nieliczną grupę uczniów uczestniczących w lekcjach religii. Wspólna modlitwa, spowiedź, rozmowy były okazją do odnowy i pogłębienia relacji z Jezusem.

Prawie w nieskończoność trwały tzw. „Skrzynki pytań”, gdy młodzi pytali o sprawy wiary, moralności, ale także o przyszłość wspólnoty Kościoła. Chociaż w ciągu roku spotykamy się w formie zdalnej, a stypendyści pracują indywidualnie z tekstami św. Jana Pawła II, to w przekazie wiary nic nie zastąpi bezpośredniego spotkania. Wśród postanowień po zakończeniu obozu stypendyści wymieniali częstszą modlitwę, regularną spowiedź, zaangażowanie w pomoc innym i pogłębienie swojej wiedzy religijnej. Dla duszpasterza nie ma większej radości od tej, gdy młody człowiek odchodzi rozpromieniony od kratek konfesjonału, a później ze skupieniem uczestniczy w Eucharystii. Takie obrazy z obozów pozostają na długo w sercu.

Powiedział Ksiądz, że te spotkania były krótsze. Oprócz tego były też mniejsze – bo w jednym wyjeździe uczestniczyło kilkudziesięcioro stypendystów, a nie jak w poprzednich lata od kilkuset do nawet tysiąca. Jakie wady i zalety miała taka forma spotkań?

– Każde wydarzenie ma swoje plusy i minusy. Dla mnie, osobiście, największym plusem jest możliwość poznania i osobistego kontaktu ze stypendystami. W grupie liczącej około tysiąca osób nie było sposobu porozmawiać z każdym. Dzięki temu, że stypendyści tym razem spotkali się w mniejszych grupach, w różnych odstępach czasu mogłem porozmawiać i spotkać się z większą liczbą osób. Oczywiście był to ogromny wysiłek logistyczny i fizyczny.

Taka forma obozów sprzyja też formacji gdy, młody człowiek ma swobodny dostęp do spotkania z kapłanem czy siostrą zakonną, i może porozmawiać o swoich trudnościach, problemach, ale także spokojniej przeżyć sakrament pokuty i pojednania, adorację Najświętszego Sakramentu, czy Eucharystię. Myślę, że pod względem relacyjnym i formacyjnym – te obozy rzeczywiście zyskują,. Brakowało na pewno, co podkreślali też sami stypendyści, możliwości spotkania z przyjaciółmi z poprzednich obozów, którzy pochodzą nieraz z drugiego końca Polski. Brakowało też takiego doświadczenia „siły liczby” stypendystów – tysiąca młodych osób wypełniających katedrę podczas Mszy otwarcia. Wydarzenia z udziałem wielu stypendystów są doświadczeniem młodości i siły Kościoła, napełniają radością.

Czego zdaniem Księdza zabrakło w tych obozach?

– Na pewno to, czego zabrakło na tych obozach, szczególnie tych skierowanych do uczniów to kontakt z dużym miastem i uczelniami wyższymi. Celem obozu wakacyjnego jest m.in. przełamywanie pewnych barier – np. lęku przed wyjazdem do dużego miasta – oraz rozbudzenia ambicji do studiowania na dobrej uczelni. Tego celu w tym roku nie zrealizowaliśmy, a jest to integralny element formacji, którą prowadzi Fundacja. Ten element musi się pojawiać w kolejnych obozach – jeżeli tylko, biorąc pod uwagę sytuację pandemiczną, będzie to możliwe.

>>> Abp Ryś: w codzienności bardzo łatwo przychodzi nam pomijanie Jezusa

Czy był Ksiądz na każdym z tegorocznych obozów?

– Nie, nie byłem na każdym z tych obozów – niektóre odbywały się w tym samym czasie. Razem z ks. Dariuszem Kowalczykiem i ks. Pawłem Walkiewiczem z zarządu Fundacji podzieliliśmy się duszpasterską opieką nad obozami dla uczniów. Każdy z nas poprowadził jedno ze spotkań, staraliśmy się też odwiedzać po pięć obozów. Razem byliśmy na wszystkich obozach studentów i maturzystów.

Były to trzy wymagające miesiące – zarówno pod względem zaangażowania logistycznego i duszpasterskiego. Czasu na odpoczynek chyba też za dużo nie ma, bo trwają już przygotowania do XXI Dnia Papieskiego. Skąd bierze Ksiądz siłę do tego wszystkiego?

– Trzeba pamiętać, że wydarzenie obozu to nie dzieło jednego człowieka, czy nawet trzech. To siła wolontariuszy i przyjaciół Fundacji. Ten rok bardzo mocno pokazał, że Fundacja jest silna swoimi przyjaciółmi. Najpierw to praca koordynatorów diecezjalnych, którzy pomogli nam znaleźć ośrodki i miejsca, w których odbywały się spotkania stypendystów. Potem to grupa księży i sióstr, którzy podczas obozu pełnili funkcje duszpasterzy, kierowników, czy też wychowawców. W końcu to stypendyści i przyjaciele Fundacji – osoby świeckie, które nigdy nie były stypendystami, a pełniły funkcję wychowawców i kierowników. To przede wszystkim ich zaangażowania pozwoliło zrealizować te wszystkie wydarzenia. Jedna osoba nie byłaby w stanie zorganizować i przeprowadzić tego wszystkiego. To jest doświadczenie siły i wspólnoty, ludzi, którym się po prostu chce i którzy odkrywają w tym radość. Nie można unikać tematu zmęczenia fizycznego, które oczywiście się pojawiało. Jednak spotkanie ze stypendystami mobilizuje – nawet, gdy człowiek wracał zmęczony i z trudem budził się kolejnego dnia, to właśnie ich uśmiech, rozmowa, była inspiracją, żeby podejmować kolejne działania. W końcu fundamentem jest zawsze modlitwa – czas spędzony na adoracji, przeżyta Eucharystia, ale też modlitwa ludzi za te wydarzenia i ich zapewnienie o modlitewnym wsparciu. Myślę, że o sile tego czasu stanowią trzy elementy – współpraca, relacja i fundament duchowy.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze