Ks. Tonio Dell’Olio: bez „ducha Asyżu” nie byłoby spotkania międzyreligijnego w Kazachstanie [ROZMOWA]
Nie byłoby niedawnego spotkania w Kazachstanie bez spotkania w Asyżu w 1986 roku, które rozpoczęło tę drogę. Wtedy wszyscy popatrzyli na siebie i powiedzieli: możemy się spotykać bez podejrzliwości i obaw, ale ze szczerością w sercu – powiedział włoski kapłan ks. Tonio dell’Olio.
Stoi on na czele wspólnoty „Pro Civitate Christiana” w Asyżu i komisji „Duch Asyżu” w tamtejszej diecezji. W 36. rocznicę spotkania różnych religii w mieście św. Franciszka na modlitwie o pokój (27 października 1986) przypomniał, że „tym jednym wydarzeniem zdecydowanie Jan Paweł II otworzył nową drogę, która wcześniej przez wieki była naznaczona wzajemnymi oskarżeniami”.
Piotr Dziubak (KAI Rzym): Czy Jan Paweł II miał intuicję co do wagi dialogu międzyreligijnego, organizując w 1986 roku w Asyżu modlitwę o pokój, na którą zaprosił przedstawicieli różnych religii? Przygotowania do takiego wydarzenia rozpoczęły się rok wcześniej, czyli w 1985 roku.
Ks. Tonio Dell’Olio: Zwołanie spotkania w Asyżu w 1986 roku ma tak głęboki charakter, że musiało je inspirować działanie Ducha Świętego. Tamto wydarzenie otworzyło zupełnie nowy świat. I nie tylko. Zaczął się nowy sposób współdziałania religii, dialogu, spotkań czy zrozumienia między wyznaniami. Jednym spotkaniem Jan Paweł II naprawdę otworzył nową drogę, która wcześniej przez wieki była naznaczona wzajemnymi oskarżeniami. Przez całe lata powstały jakby warstwy farb, tynków, czasami popękane. Papież zerwał to wszystko ze ścian stosunków międzyreligijnych, okazał zaufanie innym religiom. Niektórzy go za to krytykowali. On był wtedy w uprzywilejowanej sytuacji, ponieważ to on zaprosił innych. Ten pierwszy krok był ogromnie ważny.
>>> Asyż: młodzi zainspirowani papieżem jednoczą się dla wypracowania nowej ekonomii
Jak wyglądał dialog z innymi religiami przed spotkaniem w Asyżu?
– To była bardzo trudna sprawa. Istniała ciągła konfrontacja, oparta na nauczaniu, na tym, kto ma prawdę. I tu znowu pojawia się działanie Ducha Świętego: św. Jan Paweł II intuicyjnie wyczuł, że potrzeba nowego sposobu prowadzenia dialogu z innymi religiami. Trzeba było skierować energię duchową religii i wyznań na dokładne cele, które stanowiły dobro wspólne. Od tej chwili to, co dla nas było największym dobrem pokoju, stało się nową kartą dialogu między religiami.
W przemówieniu powitalnym 27 października 1986 roku do uczestników – przedstawicieli różnych Kościołów i wyznań, przybyłych do Asyżu, papież powiedział bardzo jasno, że nie chodzi tu o znalezienie jakichś kompromisów religijnych na wzór polityków, czy tworzenie synkretyzmu religijnego. Nie użył słowa „Bóg”, ale przywołał „relację z najwyższym bytem”, który jest ponad naszymi ludzkimi zdolnościami.
– Papież był bardzo uważny. Tu w Asyżu pamięć o tym jest ciągle żywa. Osoby różnych religii: buddyści, muzułmanie, żydzi, sikhowie i inni modliły się w oddzielnych miejscach. Potem wszyscy się spotkali. Na pewno trudnością nie do pokonania, także na płaszczyźnie religijnej, była sprawa wspólnej modlitwy. To był problem nie tylko dla katolików. Na wspólnym spotkaniu, po oddzielnych modłach w swoim gronie, przedstawiano życzenia i wysiłki na rzecz wspólnego zaangażowania dla pokoju.
Patrząc na współczesną historię Kościoła, można chyba powiedzieć, że papieże są zdolni do tak symbolicznych gestów, jak choćby ten z Asyżu. Ale pojawiają się też dyskusje, np. czy Jan Paweł II naprawdę pocałował księgę Koranu, którą mu podano. Kard. Roger Etchegaray, który był wtedy blisko papieża, powiedział, że Jan Paweł II tylko zbliżył Koran na centymetr do ust…
– Takie gesty były trudne do zaakceptowania. My kierujemy się wielowiekową tradycją: „extra Ecclesiam nulla salus” (poza Kościołem nie ma zbawienia), wedle której to my posiadamy prawdę. Ogromny skok jakościowy i doktrynalny z tego punktu widzenia uczynił Sobór Watykański II dokumentem „Nostra aetate”.
Mieszkam w Asyżu ze swoją wspólnotą „Pro Civitate Christiana”, dlatego muszę przytoczyć pewne wydarzenie, do którego doszło w 1966 roku. Na spotkanie różnych religii przybyli tam przedstawiciele judaizmu, islamu, buddyzmu, animista z Kenii. Z Albanii przyjechał minister kultury w imieniu ateistów. Odbyła się też dyskusja na temat dialogu między religiami w świetle „Nostra aetate”. Na zakończenie spotkania ks. Pietro Rossano, który w Watykanie odpowiadał za dialog między religiami, powiedział: „Jakie to szczęście, że w Asyżu możecie robić rzeczy, o których w Rzymie nie moglibyśmy nawet pomyśleć”. To było 20 lat przed tym historycznym spotkaniem, zwołanym przez papieża.
Już wtedy było otwarcie na dialog z jednej strony, ale towarzyszyły temu ogromne trudności. Ucałowanie księgi Koranu możemy porównać do uścisku Pawła VI i patriarchy Atenagorasa [w 1964 roku]. Pamiętajmy też o wizytach św. Jana Pawła II w meczecie i w synagodze. Naprawdę wtedy otworzyło się wiele drzwi, i to bardzo konkretnie. Każde takie działanie było wielką pomocą dla ludzkości, żeby nauczyć się spotykać.
Jak zatem, według Księdza, zostaną odczytane takie gesty papieży w sytuacji, gdy społeczeństwa chyba się jednak radykalizują, chętniej szukają partii o konserwatywnych programach, wyrazistych hasłach wyborczych, widzących w imigrantach wrogów, twierdzących, że musimy bronić swojego kraju i chrześcijaństwa? Politycy określają lęki i starają się do nich przekonać wyborców. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział Ksiądz, że braterstwo i dialog są antidotum na lęki, jakie oferuje nam świat polityki.
– Partia, która zaczęła rządzić we Włoszech, stanowiąca trzon bloku prawicowego, nazywa się Bracia Włosi (Fratelli d’Italia), a encyklika Franciszka „Fratelli tutti” (Wszyscy braćmi). Możemy w niej zauważyć też sposób działania św. Jana Pawła II. Różnice tkwią już w nazwie partii i tytule encykliki. Suwerenizmy [odwoływanie się do suwerenności], nacjonalizmy – wszystko to, co w jakiś sposób określa i zaznacza zamykanie się, wynikają z lęków, które rodzą kolejne. Jestem przekonany, że zdolność do przyjmowania innych może nawrócić serca nawet tych, którzy myślą, że religijnością będą mogli pokolorować innych. Sądzę, że zagrożenie jakimiś najazdami, które starano się nam wmówić, uda się przezwyciężyć właśnie umiejętnością przyjęcia drugiego człowieka.
Często wspominam biskupa pomocniczego z Sarajewa, Pero Sudara, który w czasie wojny w Bośni powiedział: „Mówią mi, że Sarajewo mogłoby się stać bramą wejściową dla muzułmanów do Europy i że ta wojna jest usprawiedliwiona, ponieważ broni przed ich najazdem. Nie wiem, czy to prawda. Wiem, że Pan Jezus prosił mnie o jedną rzecz: żeby kochać. Nie mogę zachować się inaczej. Muszę kochać”.
Po tym wszystkim taki Kościół leży na sercu bardziej Jezusowi niż nam wszystkim. To On obroni ten Kościół w sposób, jaki uzna za właściwy. Przyznam, że do tej pory nie zauważyłem żadnego niebezpieczeństwa jakiejś inwazji muzułmańskiej. Co więcej, z analiz przeprowadzonych przez suwerenistów wynika, że konsumpcjonizm zdecydowanie zmienia zachowania nawet u osób o bardzo radykalnych poglądach islamskich.
Chyba nikt w czasie spotkania w Asyżu w 1986 roku nie przewidywał, że w 2022 roku jakiś papież pojedzie do stolicy Kazachstanu na spotkanie międzyreligijne?
– To bardzo znaczące. Franciszek sprostał wyzwaniu, jadąc do Kazachstanu, ponieważ w pobliżu tego kraju toczy się wojna. To było ważne, żeby papież tam był, mimo nieobecności patriarchy Cyryla, mimo niemożności prowadzenia bardziej owocnego dialogu. To był kolejny krok w dialogu między religiami, żeby podzielić się tym, co Franciszek uzgodnił z wielkim imamem Ahmedem el-Tayebem z Kairu. Ten wzorzec działania może być praktykowany także w stosunkach z innymi religiami.
Ojciec Święty podkreśla znaczenie braterstwa jako możliwość zbudowania prawdziwego pokoju na świecie. Czy można powiedzieć, że intuicja papieża Wojtyły ma swoją kontynuację w encyklice „Fratelli tutti”?
– Powiedziałbym, że spotkania w Kazachstanie nie byłoby bez spotkania w Asyżu w 1986 roku. Wtedy otworzył się szlak. Wszyscy popatrzyli na siebie i powiedzieli: a więc możemy się spotykać, możemy to robić bez podejrzliwości, bez obaw, ale ze szczerością w sercu. Największym wyzwaniem dla Franciszka i innych przywódców religijnych będzie wprowadzenie ducha spotkań, tych dotychczasowych i tych, które nadal się odbywają, do wspólnot lokalnych, żeby wszyscy wierni zaczęli uczestniczyć w takich działaniach, żeby weszli w dialog.
Dzisiaj ciągle jeszcze tego brakuje. W parafiach do takich spotkań w praktyce nie dochodzi, a jeśli już są, to bardzo rzadko. Dziwnym trafem więcej nieufności pojawia się właśnie na poziomie parafialnym niż wśród przywódców religijnych. Kolejnym problemem jest też to, że spotykamy się z tą częścią innych religii, które są otwarte na dialog. Nieobecność patriarchy Cyryla w Kazachstanie była bardzo znacząca. Trudno doprowadzić do dialogu z opornymi.
Trzeba też pamiętać o grupach konserwatywnych w Kościele katolickim, które oskarżają zarówno Franciszka, jak i Jana Pawła II o synkretyzm i zamieszanie w kwestiach wiary. Patrząc uważnie na obu tych papieży, nikt nie znajdzie nawet jednego zdania, które by mówiło: nieważne, jaką wiarę wyznajesz, będziesz zbawiony. Jako chrześcijanin wiem, że to, co wyznaję, jest prawdą. I w tej prawdzie spotykam się z drugą osobą i staram się ją wzbogacić. Druga osoba ofiaruje mi bogactwo swojej tradycji i dziedzictwa, to, co jest najpiękniejszego w jej doświadczeniu. Robimy to dla pokoju. Nie organizujemy zawodów pod hasłem, po czyjej stronie jest prawda. Rywalizacja o prawdę zawsze prowadziła do wojny.
Jaki jest sens i wartość modlitwy? Może zabrzmi to paradoksalnie, ale naprawdę dla wielu ludzie nie jest to oczywiste albo ogranicza się do czegoś z pogranicza emocji. Jan Paweł II powiedział w Asyżu w 1986 roku, że spotkaliśmy, żeby się wspólnie modlić, że nie należy mylić modlitwy z rokowaniami politycznymi, że to nie jest żadna forma handlu religijnego, aby osiągnąć jakieś porozumienie.
– Jako komisja „Duch Asyżu” wychwyciliśmy znak, który św. Jan Paweł II nam ofiarował. Chodzi o modlitwę. Od kilku lat, 27. dnia każdego miesiąca rozsyłamy zaproszenia do modlitwy za jakąś część świata, w której toczy się wojna. Chodzi nam zwłaszcza o zapomniane konflikty zbrojne. W tym miesiącu będziemy się modlić, żeby Bóg uchronił świat przed niebezpieczeństwa wojny jądrowej i żeby politycy przystąpili do traktatu o likwidacji tej broni. Ta modlitwa jest przetłumaczona na wiele języków. Ten, kto dostaje jej tekst, rozsyła go dalej. Każdy uczestniczy w niej według swojego wyznania i formy modlitwy.
W jakiś sposób stajemy się echem tamtego spotkania w Asyżu w 1986 roku. Celem modlitwy nie jest zmiękczenie serca Boga, ale służy ona temu, żebyśmy umieli usłyszeć głos Boży w nas.
Trwa proces beatyfikacyjny bp. Tonino Bello, z którym miałem okazję współpracować i który mówił: ten, kto się modli, trzyma w ręku ster historii. Często zadawałem sobie pytanie: jak to jest, że mamy ster historii, a ona potem podąża w zupełnie inną stronę, mimo naszej modlitwy? Zdaję sobie sprawę, że jeśli ktoś ma świadomość, że ma w ręku ster, wie, w którą stronę powinien podążać. Mogą się zawsze przytrafić wiatry i fale, które będą mocno uderzały, ale trzeba trzymać kurs. Mieć w ręku ster historii nie znaczy, że od razu osiągnie się oczekiwany efekt. Trzeba mieć jasno w głowie, jakie plany ma Bóg wobec ludzkości.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |