Ks. Wiaczesław Barok, duszpasterz Białorusinów w Warszawie: nie chciałem wyjeżdżać
– Nie chciałem wyjeżdżać z Białorusi, nie bałem się też iść do więzienia. Ale uważałem, że nie po to siedzę w Rasonach, by sobie popijać kawę, dobrze żyć – mówi ks. Wiaczesław Barok. – Problem jest wtedy, kiedy cię nie prześladują. Tak, wtedy od razu musisz postawić pytanie, czy jesteś naprawdę po stronie Chrystusa? – stwierdza duchowny.
Ks. Wiaczesław Barok od września br. prowadzi duszpasterstwo katolickie dla Białorusinów w Warszawie.
>>>Warszawa: powstało duszpasterstwo dla Białorusinów katolików
Dorota Giebułtowicz (KAI): Czy Ksiądz ma jakieś polskie korzenie, że tak dobrze mówi po polsku?
Ks. Wieńczysław Barok: Nie, pochodzę z białoruskiej rodziny. Urodziłem się w Miorach, historycznie to była Wileńszczyzna, teraz jest północno-zachodnia Białoruś. Po trzech latach studiów w Seminarium Duchownym w Grodnie kontynuowałem studia w Seminarium w Drohiczynie. Ordynariuszem był wtedy bp Antoni Pacyfik Dydycz, wspaniały człowiek, z szerokim sercem. On był zawsze bardzo otwarty na Wschód, więc zapraszał kleryków z Białorusi na kontynuowanie studiów w Polsce. Studiowałem w Seminarium drohiczyńskim trzy lata, a pracę magisterską broniłem na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Święcenia otrzymałem w 2000 roku.
Gdzie Ksiądz posługiwał po wyświęceniu na kapłana?
– W tym samym 2000 roku, po trzech miesiącach pracy jako wikariusz w Duniłowiczach, zostałem proboszczem w Rasonach [pol. nazwa Rossony – KAI] i zarazem wikariuszem w Połocku, w północno-wschodniej Białorusi. W Rasonach nie było księdza i parafii od 1917 roku [ziemie te w okresie międzywojennym należały do Rosji Sowieckiej – KAI]. Ksiądz, który posługiwał w kaplicy dworskiej pałacu Hłasków, opuścił parafię wraz z właścicielem w 1917 r. w obawie przed bolszewikami. W okresie międzywojennym w Rasonach sporadycznie posługiwali księża z Połocka, dojeżdżali też inni duchowni. Ale później zostali oni wywiezieni do łagrów, a pałac Hłasków, który przebudowany stoi do dziś, został znacjonalizowany, urzędowali tam bolszewicy, którzy zrobili w nim więzienie.
Czyli trzeba było organizować parafię prawie od zera?
– Tak. Gdy przyjechałem do Rason, wiedziałem, że są tam katolicy, którzy kilka razy w roku dojeżdżają na Msze do Połocka lub kościołów w sąsiedztwie. Pierwszą Mszę odprawiłem w Rasonach w 2000 roku w miejscowym domu kultury. Zarejestrowałem jeszcze trzy różne parafie w okolicy, tak że w niedzielę odprawiałem Msze robiąc kółko ok. 150 km. Najważniejsze było znalezienie miejsca na modlitwę. Najczęściej po prostu robiliśmy adaptację jakiegoś budynku na kaplicę. Tylko w Rasonach został zbudowany kościół od podstaw i tam zamieszkałem na plebanii.
Czy nie było problemów z uzyskaniem pozwolenia na budowę kościoła, zwłaszcza katolickiego?
– Pozwolenia otrzymywaliśmy, ale na Białorusi nie da się zbudować kościoła i nie wpaść w kolizję z państwem. Płaci się mandaty pod różnym pretekstem.
Czy Rasony to duża miejscowość?
– Rasony są miastem rejonowym, liczą ok. 6 tysięcy mieszkańców. To mała miejscowość, jak to się u nas mówi: wrony lecą i za chwilę zawracają z powrotem. O tych Rasonach cała Białoruś dowiedziała się wtedy, kiedy posadzili księdza do więzienia.
Jak doszło do aresztowania Księdza?
– W Rasonach można było spokojnie sobie siedzieć i głosić słowo w kościele, do którego niewiele osób przychodziło, w niedzielę ok. trzydziestu. Ale uważałem, że nie powinienem się ograniczać do pięknych ścian swojego kościoła, trzeba wychodzić dalej, poza jego mury. A sieci społecznościowe bardzo temu sprzyjają. W kościele cię usłyszy kilkadziesiąt osób, dzięki YouTubowi możesz dotrzeć do tysięcy. Głosiłem Słowo Boże przy pomocy mediów społecznościowych: na Facebooku, Instagramie i na YouTubie. Władza białoruska nie była zachwycona moją działalnością na YouTubie. Starałem się dwa razy w tygodniu wkładać filmiki, gdzie głosiłem Słowo Boże, naukę społeczną Kościoła. Okazuje się, że jak głosisz naukę społeczną Kościoła, cytujesz encykliki papieży, to wchodzisz w kolizje prawne z państwem białoruskim.
O co został Ksiądz oskarżony?
– Oskarżono mnie, że rozpowszechniam faszyzm i nazizm. Takie były zarzuty. A o co chodziło? W sierpniu ubiegłego roku, kiedy na Białorusi zaczęło się jawne łamanie prawa i kiedy wsadzano ludzi do więzienia, bito ich, powiedziałem w mediach społecznościowych, że jestem przeciwko tworzeniu reżimu totalitarnego. Cytowałem encykliki różnych papieży, którzy w połowie XX wieku występowali przeciwko komunizmowi i faszyzmowi, nazizmowi. I kiedy zacząłem te dokumenty cytować w sieci – trafiłem do więzienia.
Jak wyglądał proces?
– Był to proces administracyjny i odbywał się w Rasonach. Żeby nikt nie mógł wejść na salę sądową i żeby nie wspierali mnie moi wierni, całą salę wypełnili milicjanci i urzędnicy. Kiedy więc na rozprawę przyjechał mój biskup, to nie mógł wejść do sali – powiedziano, że wszystkie miejsca są zajęte. Otrzymałem wyrok 10 dni więzienia. Siedziałem od 3 do 13 grudnia 2020 roku.
Czy spodziewał się Ksiądz aresztowania?
– Gdy pierwszy raz, w listopadzie ubiegłego roku, otrzymałem wezwanie na milicję, to od tego czasu już miałem przygotowaną walizkę z niezbędnymi rzeczami. Wiedziałem, że przychodzi taki czas, że prawo przestaje działać. Pamiętamy przecież, że nie wpuścili na Białoruś metropolity Kondrusiewicza [w sierpniu 2020 roku władze białoruskie nie wpuściły na Białoruś zwierzchnika białoruskich katolików, abpa Tadeusza Kondrusiewicza, z czasem duchownemu zezwolono na wjazd, wkrótce jednak odszedł na emeryturę – KAI].
Ja nie chciałem wyjeżdżać z Białorusi, nie bałem się też iść do więzienia. Ale uważałem, że nie po to siedzę w Rasonach, by sobie popijać kawę, dobrze żyć. Starczyłoby mi mądrości, żeby będąc księdzem swoje życie tak poukładać, żeby się nie narażać. Ale powstaje jeden zasadniczy problem: jak w tym ułożonym, dobrym życiu, gdy nikt nie chce cię ukrzyżować, możesz później każdego dnia spojrzeć sobie w lustro. I to jest bardzo ważne pytanie. Tak więc byłem przygotowany na więzienie. Jeśli trzeba pójść – pójdę, chwała Panu.
W lipcu 2021 roku milicja przyszła ponownie z nakazem zarekwirowania sprzętu komputerowego na tzw. „ekspertyzę”. Chcieli moje nauczanie powstrzymać i pomyśleli, że jak fizycznie zabiorą narzędzia: telefony, komputery, to będzie można zlikwidować moją działalność. Ale ja nie mogłem pozbywać się mojej ambony, a moją amboną są również media społecznościowe. Wtedy za zgodą biskupa podjąłem decyzję, że nie trzeba dawać takiej możliwości, żeby przeszkadzali w mojej pracy, głoszeniu Bożego Słowa, i postanowiłem opuścić kraj.
Czyli władze uznały, że Ksiądz angażuje się politycznie?
– Jak biją człowieka, i ty protestujesz, to czy to jest polityka? Ja wprost mówiłem: nie wolno bić człowieka. Nie opowiadam się za żadną partią polityczną, nawet nie wspominam ich nazw. Ja tylko przypominam prawa człowieka. A one, zgodnie z nauką społeczną Kościoła, wynikają z ludzkiej godności, bo jesteśmy dziećmi Bożymi. A jeśli nie przypominamy o tej godności człowieka jako dziecka Bożego, to co wtedy głosimy? To nie jest polityka, to jest jasny wybór: albo jesteś po stronie dobra, albo zła. Ponieważ żeby zło zwyciężyło w tym świecie wystarczy, że my, dobrzy ludzie, nie będziemy czynić dobra.
Moim zdaniem, polityka jest wtedy, kiedy któryś z hierarchów Kościoła widzi, że na granicy męczą się uchodźcy, a nie widzi ludzi w więzieniach, dziesiątków tysięcy ludzi. Świat mówi o katastrofie humanitarnej na granicy polsko-białoruskiej, o tych, którzy tam na granicy głośno krzyczą, a zapomina się o tych ludziach na Białorusi, którzy już może nawet nie mają siły krzyczeć, siedzą w więzieniach, są bici, umierają z bezradności, cierpią z powodu niesprawiedliwości społecznej.
Czy dużo ludzi siedzi obecnie w więzieniach?
– Od sierpnia ubiegłego roku, gdy zaczęły się protesty na Białorusi, było zatrzymanych lub przeszło przez więzienie ponad 50 tysięcy osób. To dużo więcej niż w Polsce za czasów „Solidarności”, zważywszy że Białoruś ma 9,35 mln mieszkańców. Na Białorusi i dzisiaj ludzi katują, wszczęto ponad 5 tys. spraw kryminalnych motywowanych politycznie.
A czy wielu księży jest prześladowanych?
– Każdy ksiądz, niezależnie od wyznania, czy katolicki, prawosławny, czy protestancki, jeśli jednoznacznie opowiadał się po stronie dobra, to trafiał do więzienia albo spotykał się z presją ze strony władzy. Kilku księży prawosławnych i pastorów protestanckich opuściło Białoruś z tego powodu, że przeszli już przez więzienie i obawiają się, że grozi im ponowne aresztowanie. Ze strony katolickiej również siedzieli księża – katoliccy i unici.
Czyli prześladują nie tylko katolików?
– Tak, pod tym względem jest pewna równość. Jak tylko głosisz naukę Bożą, to będziesz prześladowany. W tym nie ma nic dziwnego, Chrystus mówił: „Jak mnie prześladowali, to i was będą prześladować”. Problem jest wtedy, kiedy cię nie prześladują. Tak, wtedy od razu musisz postawić pytanie, czy ty jesteś naprawdę po stronie Chrystusa?
Czy wiele osób opuściło Białoruś w ostatnim czasie?
– Kiedy w Rasonach chodziłem do sklepu, to rzadziej spotykałem znajomych ludzi niż teraz, kiedy chodzę po Warszawie. W ostatnim roku do Polski przyjechało z Białorusi ok. 180 tysięcy osób. Wielu Białorusinów emigruje też do Rosji czy na Ukrainę. Ale większość wybiera Polskę, bo Polska jest bardzo otwarta wobec migrantów z Białorusi i stwarza bardzo pozytywny klimat, żeby Białorusini dobrze się tutaj czuli. Nie ma żadnych problemów, by dostać wizę pracowniczą, studencką lub humanitarną. Państwo polskie daje również stypendia młodym osobom, które pragną studiować.
Oczywiście w Polsce nie ma takiego wsparcia socjalnego, jakie otrzymują w Niemczech migranci, np. Kurdowie. Ale jeśli wiemy, jakie warunki życia ma człowiek w Białorusi i jakie są zarobki w Polsce, to już to samo przyciąga ludzi. W Polsce nie ma żadnych problemów, żeby znaleźć pracę. Tutaj nawet przy minimalnej płacy można sobie zagwarantować życie bardziej godne. Nawet sobie nie wyobrażamy, jakie trudne warunki życia są teraz na Białorusi. Jeszcze w Mińsku to można jakoś żyć, ale na peryferiach to po prostu katastrofa.
A czy władze państwowe nie robią przeszkód tym, którzy chcą wyjechać?
– Teraz polityka jest taka, że władze robią wszystko, by każdy, kto jest niezadowolony, po prostu wyjechał. Stwarzają raczej problemy, żeby pozostać na Białorusi. Jak nie chcesz wyjechać, to wsadzą cię do więzienia. Najtrudniej jest wyjechać turystycznie. Białoruś zamknęła granicę i można wyjechać turystycznie tylko jeden raz w roku. Ale w jedną stronę możesz wyjechać swobodnie.
Jak doszło do zorganizowania w Warszawie katolickiego duszpasterstwa dla Białorusinów?
– Za to jestem wdzięczny kardynałowi Kazimierzowi Nyczowi. To właśnie on był inicjatorem tej działalności, ja chętnie zgodziłem się na taką pracę. Kiedy ludzie dowiedzieli się, że jestem w Polsce, to zaczęli do mnie pisać, dzwonić, proszono mnie o spowiedź, ktoś chciał porozmawiać. Białorusini w Gdańsku zaprosili mnie, bym przyjechał i odprawił dla nich Mszę. I tak się stało, że kiedy wcześniej na Białorusi to ja szukałem ludzi, żeby znaleźć tego jednego człowieka, to teraz mnie szukano. Poczułem się potrzebny. Jeśli chodząc po Warszawie spotykam człowieka, który mówi: „Ja wiem, że ksiądz siedział” i opowiada mi swoją historię, jak jego bili, jak był prześladowany, jak siedział w więzieniu, to pomyślałem, że Pan Bóg chce, żeby z tymi ludźmi ktoś tutaj był.
Czy poza Warszawą istnieją jeszcze inne duszpasterstwa białoruskie dla katolików?
– Wiem, że jedno powstało w Gdańsku, posługuje tam ksiądz Polak, który wcześniej był na Białorusi. Największe skupiska Białorusinów są w Białymstoku, w Katowicach i Krakowie. Niestety brak jest duszpasterzy, którzy by odprawiali Msze w ich ojczystym języku. A zupełnie inaczej jest w Kościele grecko-katolickim w Polsce: duszpasterstwo białoruskie działa od wielu lat i nie brakuje księży, którzy by je prowadzili.
Wydaje mi się, że brakuje także duszpasterstw rosyjskojęzycznych. Może nie ma księży, którzy by znali język białoruski czy rosyjski?
– Czy w Polsce nie ma księży ze znajomością języka rosyjskiego czy białoruskiego? Przecież wielu z nich pracowało w krajach byłego Związku Radzieckiego. Myślę, że problem leży gdzie indziej. Ale to już pytanie nie do mnie.
Chciałby Ksiądz wrócić do swojej Ojczyzny?
– Tak, oczywiście. W Polsce jest dobrze, Polska jest gościnna i dobrze że mogę ten czas wykorzystywać służąc ludziom, którzy musieli opuścić kraj. Ale wiadomo, że na Białorusi są potrzebni księża i jak tylko będzie taka możliwość, to wrócę. Wszystko w Bożych rękach.
Ks. Wiaczesław Barok ur. się w 1975 r. w Miorach w północno-zachodniej Białorusi. Zaraz po maturze wstąpił do Seminarium Duchownego w Grodnie, gdzie studiował 3 lata, następnie kontynuował studia w Polsce w Seminarium w Drohiczynie nad Bugiem i na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Święcenia kapłańskie przyjął w 2000 roku z rąk biskupa Dominika Hruszowskiego, nuncjusza apostolskiego na Białorusi.
Od 2000 r. pracował w diecezji witebskiej jako wikariusz Duniłowiczach i w Połocku, proboszcz w Rasonach. Ponad 5 lat pełnił urząd ekonoma diecezji witebskiej, zarazem posługując w parafii pw. św. Antoniego w Witebsku, gdzie kończył rekonstrukcję kościoła i centrum duszpasterskiego. W lipcu 2021 za zgodą swojego biskupa wyjechał do Polski. Od września br. zorganizował w Warszawie przy kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży duszpasterstwo katolickie dla Białorusinów. Msze w języku białoruskim są sprawowane w niedzielę i święta w dolnym kościele o godz. 11.30 i 18.00. Po Mszy można spotkać się i porozmawiać, korzystając z gościnności miejscowego proboszcza.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |