fot. unsplash

Ksiądz alkoholik. Czasem trzeba zadzwonić na 112 [ROZMOWA]

O księżach alkoholikach, wychodzeniu z tej choroby i sposobach pomocy rozmawiamy z psychologiem ks. Krzysztofem Rajem dyrektorem Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie, w którym leczeni są księża.

Marcin Wrzos OMI: Czy księża w ogóle piją alkohol?

Ks. Krzysztof Raj: – Tak, księża także piją alkohol.

A nadużywają go?

– Również, nadużywają go.

A ile jest miejsc w księdza ośrodku dla księży?

– Siedem. Nie chcemy większych grup, wolimy pracować z mniejszą liczbą księży. Jest duże obłożenie.

Jak możemy pomóc księdzu, który ma problem alkoholowy.

–To zależy od tego, jak zdefiniujemy problem alkoholowy. Czy mamy księdza alkoholika, czy nadużywającego alkoholu pijącego ryzykownie – to są dwie różne rzeczy.

O. Marcin Wrzos OMI rozmawia z ks. Krzysztofem Rajem (po prawej)/Fot. Michał Jóźwiak/Misyjne Drogi

To najpierw ten przypadek, gdy mamy księdza alkoholika.

– On nie poradzi sobie sam. To jest choroba. Badania naukowe mówią, że dotyka ok. 20% populacji. Jako księża też należymy do tej populacji. Nie jesteśmy wyjątkowi pod względem biologii, nasze organizmy działają tak samo jak innych ludzi. Jak zatem pomóc takiemu księdzu? Najlepiej wysłać go na terapię. Zawsze namawiam do stosowania tej drogi, którą podaje nam Pismo Święte: zacząć od upomnienia. Ale od upomnienia z troską, z miłością chrześcijańską – które nie oskarża. Potem powinniśmy wziąć kogoś na świadka i wspólnie porozmawiać, uświadomić chorego księdza, że ma problem.  A jeżeli to nie zadziała – to powinniśmy, poinformować  jego przełożonych.  Dla dobra samego księdza. Dla dobra Kościoła.

I jak jest mądry biskup czy prowincjał to powie: „Chłopie, czas zacząć terapię. Czas coś z tym zrobić”.

– Dokładnie.

Czy trudno jest księdzu wydostać się z tej choroby? Trudniej jest mu czy świeckiemu?

– Trudno mi to ocenić, bo ja się zajmuję księżmi. Myślę, że to będzie podobnie. Pewną trudnością dla księży będzie to, że jesteśmy nastawieni na to, że to my jesteśmy tymi, którzy prowadzą innych. To my pomagamy. A tutaj trzeba poddać się terapeucie, który przeprowadzi przez ten proces. Oczywiście on nie zrobi pracy za księdza, który jest uzależniony, który po prostu jest chory. Ale trzeba dać się poprowadzić. Trzeba zaufać procesowi, który będzie miał miejsce.

Czy środowisko księży, jeśli w dekanacie czy w klasztorze, jest ksiądz z chorobą alkoholową, jakoś reaguje? Starają się ukryć problem czy może wspomagają takiego brata?

– Reakcje są co najmniej dwojakie. Wzrasta świadomość i jest więcej właściwych reakcji, które są zogniskowane na pomoc temu księdzu, taką systemową, terapeutyczną. Mam bardzo dużą grupę księży, którzy trafili do mojego ośrodka w Kowalewie na terapię, a których przywieźli przełożeni czy księża koledzy. Czasami przywożeni są przez tych księży z drugiego końca Polski, 500-600 km. Do nas.  To jest poprzedzone długą rozmową, namawianiem tego księdza, uświadomieniem mu nieprawidłowych mechanizmów funkcjonujących w nim. Bo powiedz alkoholikowi, że jest alkoholikiem… Od razu usłyszysz: – „Nie, nie jestem, to Ty masz problem…”. I potem następuje racjonalizowanie, że wszyscy księża tak się wokół zachowują, też piją, to nie mój problem… Są więc księża, którzy sami przywożą innych na terapię i pomagają. Ale są i tacy, to druga grupa, którzy podtrzymują w swoich księżach kolegach to uzależnienie. Mówią, żeby nic nie robić, bo „co będzie, jak inni się dowiedzą, co sobie pomyślą o Kościele, co pomyśli biskup”. Będą powtarzali, że może wybuchnąć z tego jakaś afera – i w ten sposób będą wspierali uzależnienie innego księdza.

fot. Katja Ritvanen/unsplash

Doświadczenie pokazuje mi, że świadomość wzrasta. Prowadzę różne szkolenia, tak samo jak inni terapeuci uzależnień. Ważna jest psychoedukacja. Wzrasta dzięki temu poczucie, że pomożemy księdzu, że pomożemy tej uzależnionej osobie, tylko wtedy, kiedy skonfrontujemy go z tą rzeczywistością. A jeśli będzie potrzeba –  poinformujemy też przełożonych. A w skrajnych sytuacjach nawet odpowiednie służby, organy ścigania. Czasem trzeba zadzwonić na 112, żeby np. ksiądz pod wpływem alkoholu nie spowodował wypadku samochodowego.

jakiś ksiądz „idzie” już drogą terapii. Jest po pobycie w ośrodku takim jak Twój w Kowalewie. jak jest przyjmowany potem we wspólnocie – parafialnej, księżowskiej? Jak potem funkcjonuje duszpastersko?

– To pytanie trzeba skierować do samych kapłanów po terapii. Z rozmów podczas zjazdów wspierających, które odbywają się raz w miesiącu, wynika, że najlepszą opcją jest przyznanie się. Trzeba wyjść do swoich wiernych i powiedzieć im np. „Jestem ksiądz Andrzej, alkoholik. Mam ten problem. Byłem na terapii. Walczę z tym”. Ludzie potrafią uszanować takie wyznanie. Nie warto konfabulować, udawać, mówić, że np. było się w sanatorium…, jak to czasem się dzieje. Alkoholizm to choroba jak każda inna. Trzeba z niej zdjąć to odium, czarę wstydu. Jednym z mechanizmów podtrzymujących uzależnienie jest poczucie wstydu, wyrzuty sumienia itd. To będzie nakręcało taką osobę w dalszym używaniu substancji psychoaktywnej – czy to będzie alkohol, czy to będą inne używki.

Mówiąc o uzależnieniach – to są uzależnienia tylko od alkoholu? Czy też krzyżowe – np. alkohol i jakieś inne rzeczy.

– To są uzależnienia mieszane, nie krzyżowe. Krzyżowymi uzależnieniami nazywamy w psychologii takie, w których skutki odstawienia, zespół odstawienia, znosimy inną substancją. Przykładowo: ktoś pił alkohol, jest na terapii i zażywa benzodiazepiny czy jakieś inne leki, żeby nie odczuwać skutków zespołu odstawienia. A mieszane uzależnienie jest wtedy, kiedy stosowane są różne substancje. Alkohol, czego ludzie nie wiedzą, jest depresantem. I bywa, że miesza się depresant ze stymulantem – np. alkohol z metamfetaminą czy innymi substancjami. Są też współwystępujące coraz częściej uzależnienia behawioralne – od internetu, pornografii, social mediów, od sprawdzania informacji – i do tego jakaś substancja. One także, dotykają księży.

Rozumiem, że należy dawać takim księżom szansę.

– Każdemu trzeba dawać szansę. Każdy, kto chce podjąć terapię, chce się leczyć – ma prawo do tej szansy.

Na początku rozmowy mówiliśmy, że są księża uzależnieni, księża w terapii, ale też, że są tacy księża „na granicy” – ryzykowni. Jak pomóc, gdy widzimy, że ksiądz czy współbrat zaczyna ryzykownie pić? Widzę go jak codziennie wieczorem pije wino, piwo, whisky, ale jest to takie „inteligenckie” picie, bez scen, żenujących skutków. Nie jest pijany on, ale codziennie po ten alkohol sięga.

– Warto podejść i szczerze z nim porozmawiać. Powiedzieć: „Widzę, że często sięgasz po alkohol”. Podać konkrety – widziałem cię wtedy i wtedy. Starajmy się mówić o faktach, nie owijajmy w bawełnę. Ale też podkreślajmy, że mówimy to z troską, bo nam zależy na Tobie: „Może nie widzisz jeszcze u siebie problemu, ale jest krótka droga do tego, byś miał z tym duży problem”. Samą diagnozę – czy ktoś pije ryzykownie, czy nadużywa alkoholu, czy pije rozsądnie, czy jest już w chorobie alkoholowej (ona ma swoje stadia) – zostawmy specjaliście. Warto powiedzieć takiemu koledze: „Idź, przegadaj to ze specjalistą – z psychologiem, psychoterapeutą. On pokaże ci pewne kierunki, ma też narzędzia, które pozwolą zdiagnozować, co się dzieje”.

A czy masz doświadczenie pewnej misji – widzisz, że Twoja praca ma sens?

– Dostrzegam ogrom problemu z alkoholem. Chciałbym pomóc każdemu z księży, ale wiem, że choroba alkoholowa charakteryzuje się tym, że ma nawroty. Słyszę, że ktoś jest już po terapii, ale ma nawrót. Wtedy pracujemy, zachęcam do przyjazdu do Ośrodka, do pójścia do terapeuty, do zastanowienia się nad tym, dlaczego choroba wróciła. Co było wyzwalaczem, do powrotu do nałogu. Ale widzę też dużo dobra. Zauważam, że księża, którzy trafiają do naszego Ośrodka, zmieniają się, na lepsze. Zaczynają lepiej się odżywiać, wracają do uprawiania sportu, rozwijać swoje wcześniej zaniedbane pasje troszczyć się o zdrowie itd. Walczą o odzyskanie siły fizycznej, psychicznej i duchowej. Wraca im nadzieja. Przestają pić.

Fot. cathopic/Luis Ángel Espinosa, LC

I wracają też do duszpasterstwa.

– Spotykam się z zarzutami, że to jest choroba, że są inne ośrodki – więc po co tworzyć miejsce stricte dla księży. Ale dla nich jest ważne, że są w swoim środowisku. Terapia u nas wiąże się też z pracą duszpasterską. Pierwszy tydzień mają szabatowy – mogą wtedy, dojść do siebie. A potem są włączeni w pracę duszpasterską, spowiadają, głoszą homilie, odprawiają Eucharystie. Tutejsi parafianie są przyzwyczajeni do obecności tych księży, bo mój poprzednik od 30 lat w ten sposób prowadził ten dom. Są przyjęci przez wspólnotę lokalną. Jest w nich na początku strach o to, jak zostaną przyjęci, ocenieni przez parafian. A wierni z otwartością przychodzą i mówią, że jakiś ksiądz powiedział ładne kazanie, dziękują mu za spowiedź. Wszyscy stajemy się jedną wspólnotą. Po skończonej terapii wracają najczęściej do swoich zadań duszpasterskich wyznaczonych przez przełożonych.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze