PAP/Adam Warżawa

Łączy nas sport [FELIETON] 

Nie jedną, a dwie spiderwoman mamy w Polsce – dzisiaj obie trafiły na olimpijskie podium. Zdobyły złoty i brązowy medal. I te medale zdobyliśmy też my – Polacy. Też zaszkliły Wam się oczy, gdy słuchaliście, jak grany jest „Mazurek Dąbrowskiego”? 

Jest środa, 7 sierpnia, kilka minut po 12. Od półtora tygodnia trwają Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Polacy mają na razie tylko cztery medale (i piąty zapewniony, choć jeszcze nie wiadomo, jakiego koloru – w boksie). Z utęsknieniem wypatrujemy jakiegoś wielkiego sukcesu. Nie ukrywam, że może przyjść w tej godzinie – bo za kilkanaście minut zaczną się finały z udziałem naszej spiderwoman Aleksandry Mirosław. I jej koleżanki Aleksandry Kałuckiej. 

PAP/Adam Warżawa

Sport nie dzieli 

Zanim skończę pisać ten felieton, pewnie będę znał już wynik zawodów we wspinaczce sportowej na czas. Może będę – z całą Polską – cieszył się z sukcesu. Oby! No właśnie – o tym chcę napisać. Bo przecież wiemy, że w zawodach, meczu, biegu, regatach itd. startują konkretni sportowcy. Walczą – pokonując niejeden raz własne słabości – o swój sukces. To oni wkładają wszystkie siły w to, by jak najlepiej wystąpić. Ale ten sukces – choć jest ich – trochę z nimi współdzielimy. A może i bardzo. I utożsamiamy się z „naszymi”, gdy im uda się zawalczyć o najwyższe trofea. To przecież sukces Polski! Nie tylko konkretnej sportowczyni czy konkretnego sportowca. To sukces całego kraju. Cieszy mnie takie podejście (choć ważne też, żeby nie hejtować sportowców, którym cos nie wyjdzie – każdemu z nas czasem nie idzie tak, jakby chciał). Zapytacie pewnie dlaczego – spieszę więc z odpowiedzią. Otóż, sport – chyba jak mało co – potrafi nas w miarę jednoczyć. Sport, ten na poziomie kraju – reprezentacji narodowej – raczej nie dzieli. Owszem, może kogoś nie interesować – ale wtedy raczej i tak nie wywołuje negatywnych emocji, a raczej te neutralne. Ale jak już ktoś kibicuje – to oczywiście, że „naszym”. Przecież dzisiaj po 16.00 polskim siatkarzom kibicować będą zwolennicy lewicy, prawicy i centrum. Tak samo katolicy, protestanci, prawosławni, muzułmanie czy ateiści. Zwolennicy różnych wizji państwa, różnych rozwiązań prawnych itd. Podziały, którymi żyjemy na co dzień – nie będą miały znaczenia. Będzie się liczyło tylko to, żeby wygrali „nasi”. Biało-czerwoni! Sam wiem, jak będę drżał przy każdej piłce! 

PAP/Adam Warżawa

Poleciały łzy 

Wciąż jest ta sama środa, chwilę po 13.00. Trwa dekoracja medalistek we wspomnianej wcześniej wspinaczce sportowej na czas. Czekamy na „Mazurka Dąbrowskiego”, który zaraz wybrzmi pod Paryżem, pierwszy raz podczas tych igrzysk. Dwie Polki trafiły na podium – Aleksandra Mirosław jako mistrzyni olimpijska i Aleksandra Kałucka jako zdobywczyni brązowego medalu. To te chwile, gdy łezka kręci się gdzieś tam w kącie oka. Wierzę, że nie tylko mi. Myślę, że powinniśmy przestać się skupiać na tym, co nas tak dzieli – a szukać właśnie punktów wspólnych. Trzeba szukać tego, co na łączy, co nas buduje – jako wspólnotę narodową. I uważam, że tym czymś są te łzy, które pojawiają się podczas dekoracji medalistek i słuchania naszego hymnu. A jeszcze odebrały medal od innej Polki – bo dekorowała je Maja Włoszczowska, podwójna srebrna medalistka olimpijska z Pekinu i Rio de Janeiro. Gdy tak wiele rzeczy nas różni, gdy potrafimy kłócić się o wszystko (przerażały mnie w ostatnich dniach dyskusje choćby wokół tego, jakiej płci jest dany sportowiec czy dana sportowcy – polski internet rozgrzał się do czerwoności, podważając sukcesy rywalek i rywali Polaków) – potrzeba nam wzruszenia, które związane jest z narodowym sukcesem. Wzruszenie nas naprawdę łączy. Daje nam radość – a na co dzień w przestrzeni publicznej raczej tej emocji brakuje.  

Grają hymn. Oczy mi się mocno zaszkliły. 

PAP/Adam Warżawa

ZDOBYLIŚMY złoto 

Otwarcie paryskich igrzysk niektórych oburzyło. Innych nie – jak choćby mnie. Gusta są różne i do niektórych taka akurat ceremonia mogła nie trafić – rozumiem to. Ceremonia otwarcia miała prawo wzbudzić kontrowersje u tych bardziej wrażliwych – nie odbieram im prawa do takiego czucia (o ile oczywiście w swoich słowach krytyki nie stosują hejtu – a niestety takiego podejścia nie brakowało!). Sam byłem pod wrażeniem organizacji i perfekcji w ogarnięciu logistyki tego przedsięwzięcia. Wizualnie i artystycznie to było coś pięknego. Dobrze, że minęło już jednak kilkanaście dni od tego czasu i tamta dyskusja odeszła w cień, zdążyliśmy o niej zapomnieć. Teraz najważniejsza jest rywalizacja sportowa. Pierwszy medal, srebro Klaudii Zwolińskiej, przyszedł szybko. ZDOBYLIŚMY go na początku igrzysk. MY – jako wspólnota, choć wiadomo, że w kajaku o sukces walczyła wyłącznie Klaudia. A my przed ekranami telewizorów, komputerów i smartfonów trzymaliśmy za nią mocno kciuki. Potem było kilka sukcesów okraszonych brązowymi medalami. Ale wciąż byliśmy coraz bardziej spragnieni olimpijskiego złota – jak wody. Potrzebowaliśmy tego najważniejszego medalu jako wspólnota – żeby choć na chwile połączyła nas zwyczajna radość. I ten medal przyszedł, i to w trakcie pisania tego felietonu. Czy będzie kolejne złoto na igrzyskach dla Polski? Czas pokaże, szanse są. Jako wspólnota skupmy się na kibicowaniu i czekaniu na sukcesy „naszych”. I na wspieraniu ich – gdy coś im nie wyjdzie. Bądźmy wspólnotą. Parafrazując znane hasło: „Łączy nas sport”. Może to naiwne, ale chciałbym, żebyśmy ten fundament zobaczyli. I spróbowali na nim budować. Nawet jeśli tak wiele innych rzeczy nas dzieli. Kibicowanie nam naprawdę wychodzi! 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze