List z Kijowa: Bez zwycięstwa pokój jest kapitulacją
Pomimo wyraźnego znużenia wojną większość Ukraińców uważa, że „bez zwycięstwa pokój jest kapitulacją” – pisze w kolejnym liście z Kijowa przełożony dominikanów na Ukrainie, o. Jarosław Krawiec OP.
Oto całość jego listu:
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
długo zbierałem się do napisania kolejnego listu z Ukrainy. Zmobilizowany jednak przez przyjaciół kończę jego pisanie w dzień św. Jacka. To właśnie ten polski święty, należący do pierwszego pokolenia dominikanów, dotarł około roku 1228 do Kijowa, dając początek misji Zakonu na terenach dzisiejszej Ukrainy.
Czego życzą sobie Ukraińcy? Odpowiedź wydaje się prosta: «Pokoju!» Czego innego mogą życzyć sobie mieszkańcy dużego europejskiego kraju, w którym od ponad 900 dni trwa pełnoskalowa wojna. Ukraiński pisarz, publicysta i politolog Mykoła Riabczuk nie do końca zgadza się z takim stwierdzeniem. „Jeśli przyjrzeć się bliżej temu, czego Ukraińcy życzą sobie nawzajem z okazji urodzin lub innych uroczystości, można zauważyć, że najczęściej życzą sobie «zwycięstwa», a nie «pokoju»” – napisał niedawno na łamach opiniotwórczego czasopisma „Krytyka”. Riabczuk zauważa, że Ukraińcom trudno wyobrazić sobie jedno bez drugiego. „Bez zwycięstwa pokój jest kapitulacją”. I dodaje: „Rosja nie pozostawiła nam wyboru, otwarcie deklarując zniszczenie ukraińskiego narodu i państwa jako cel tej wojny”. Pomimo, że przedłużająca się wojna przynosi coraz większe zmęczenie, większość mieszkańców Ukrainy uważa podobnie.
Z Mykołą Riabczukiem poznaliśmy się ponad 20 lat temu. Będąc bratem studentem, przyjechałem w czasie wakacji do Kijowa, aby przyjrzeć się czym zajmują się dominikanie nad Dnieprem. Spotkaliśmy się wtedy w sercu miasta na Placu Niepodległości, a z rozmowy powstał wywiad opublikowany na łamach dominikańskiego miesięcznika “W Drodze”. Pamiętam, że byłem zaskoczony stwierdzeniem mojego rozmówcy: „Książę Włodzimierz dokonał nie najlepszego wyboru, przejmując chrześcijaństwo z Bizancjum, a nie z Rzymu. Wolałbym, aby nasze państwo przynależało do obrządku łacińskiego”. No cóż, może gdyby Zakon Kaznodziejski powstał kilka wieków wcześniej, a św. Jacek dotarł nad Dniepr pod koniec pierwszego tysiąclecia, Europa Środkowa i Wschodnia wyglądałaby dziś nieco inaczej.
>>> Papież na Meeting w Rimini: miłość i wiara są najważniejsze
Ostatnie dni obfitują w częste alarmy, a wyjące syreny ostrzegają przed atakiem rakiet i dronów. Po 8 lipca, kiedy to miał miejsce największy od początku wojny ostrzał rakietowy Kijowa podczas, którego zniszczona została część szpitala dziecięcego, wielu mieszkańców miasta, znów z większym niepokojem przeżywa alarmy bombowe. Zaprzyjaźniony lekarz od jakiegoś czasu codziennie wieczorem przyjeżdża do naszego klasztoru ze swoją żoną i dzieckiem. Poprosił o gościnę, bo u nas czują się bezpieczniej, pomimo, że nasza dzielnica, biorąc pod uwagę ilość wojennych zniszczeń, wcale do najbezpieczniejszych nie należy. Trudno w tej sytuacji nie zgodzić się z Iryną, z którą spotykamy się często na Mszach świętych w naszej klasztornej kaplicy. “Kolejny alarm w Kijowie. I w Mikołajowie, Chersoniu, Odessie, Czernihowie, Kropiwnickim. Czy znacie te nazwy miast, między którymi odległość może być porównywalna do odległości całych państw europejskich? Za każdym razem zastanawiasz się, jak zasnąć z nadzieją, że twoim bliskim nic się nie stanie (…) A oni znów idą do schronów lub piwnic, albo po prostu między dwoma ścianami mieszkania odmawiają modlitwy. Opowiadają bajki swoim dzieciom, żeby nie czuły się tak bardzo przestraszone” (środa, 14 sierpnia o 00:54). Czytam wpis Iryny, również nie mogąc zasnąć tej nocy.
Wielu łączy wyjące ostatnio po kilka razy dziennie syreny z trwającą od niedawna ofensywą wojsk ukraińskich na terenie Rosji. Zdobycie części terytorium obwodu kurskiego było dużym zaskoczeniem. Pomimo bardzo trudnej sytuacji na Donbasie i niemałych strat po stronie ukraińskiej, stało się to mocnym impulsem budzącym entuzjazm i nadzieję. Odnoszę jednak wrażenie, że ten niewątpliwy sukces militarny, wcale nie oznacza, że wśród Ukraińców zapanowała jakaś euforia i radość powodowana cierpieniem, strachem i niepewnością cywilnej ludności mieszkającej na tamtych terenach. Oksana, z którą znamy się od marca 2022, kiedy to wraz z najbliższymi, wydostała się z okupowanego przez Rosjan Irpienia, podzieliła się z przyjaciółmi swoimi przeżyciami: “Myślałam, że jestem odporna i już przeżyłam i przepracowałam doświadczenie roku 2022. Postanowiłam obejrzeć wideo z obwodu kurskiego, rozbity konwój i ewakuację ludzi samochodami z Sudży. To było jak wyzwalacz, który doprowadził mnie do ostrej reakcji stresowej. Ponownie doświadczyłam tych samych emocji, co w lutym i marcu 2022 roku. Serce waliło mi w gardle, łzy płynęły, nie mogłam oddychać”.
Przez kilka lipcowych dni gościliśmy w klasztorze siostry Renatę i Kamilę z Charkowa, które zawitały do nas z grupą kilkunastu dzieci z Domu Nadziei w Korotyczu. Były wtedy na prawdę wielkie upały. Podczas przygotowywania posiłku, siostry orionistki opowiadają, jak w czasie wspólnej wieczornej modlitwy, jedno z dzieci kilkakrotnie prosiło o ochłodzenie i deszcz. “Widząc prognozę pogody na najbliższe dni postanowiłam wyjaśnić, że modlitwa tak nie działa. Powinniśmy raczej modlić się o siłę w znoszeniu upałów” – mówi s. Kamila. Na drugi dzień spadł deszcz. Ochłodziło się. Kolejnego dnia znów lało przez całe popołudnie. Śmiejemy się, przekonując, jak ufna dziecięca wiara, przekracza nasze “dorosłe”, to znaczy często ograniczone zaufanie do Jezusa i Jego słów: “Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7, 7). Piszę o tym, myśląc o tak wielu ludziach, którzy codziennie modlą się w tych miejscach świata, gdzie toczą się wojny i konflikty zbrojne.
O ewangelicznym “stawaniu się jak dzieci”, siostra Kamila napisała także w mediach społecznościowych przy okazji obchodzonego 1 czerwca Dnia Dziecka. „Cały czas są przy nas dzieci. Ze zdumieniem odkrywam, jak mądrze i adekwatnie reagują na sytuację. Są tu i teraz. Potrafią znaleźć przyczynę dla radości i przestrzeń na zabawę dosłownie wszędzie i we wszystkim. Krótko po ostrzałach są gotowe biec na podwórko i dalej się bawić. Machają wesoło do przelatujących nisko helikopterów, wołając, że to nasi! Niezmiennie modlą się o pokój i niezachwianie wierzą w zwycięstwo. Boją się tylko przez chwilę, wyrażając swoje emocje. Opłakują straty i dzielnie godzą się z nimi. Kłócą się, wyzywają, nawet się czasem pobiją, a potem godzą się i już wszystko jest w porządku. Zaczynają od nowa… Tyle można się od nich nauczyć! Rozumiem, że one nas potrzebują, ale chyba jeszcze bardziej my potrzebujemy ich. Gdybyśmy się odmienili i stali jak dzieci, to …. Myślę sobie, że wtedy zakończyłaby się wojna, zaczęlibyśmy cenić to, co jest, żyć tu i teraz, kochać, ufać…”.
Ojciec Misza wraz z wolontariuszami Domu św. Marcina de Porres z Fastowa kilka razy w miesiącu jeżdżą z misjami humanitarnymi do Chersonia. Od ponad roku prowadzimy tam kuchnię i piekarnię, a od miesiąca również pralnię socjalną. „W lipcu rozdaliśmy 11 805 posiłków i upiekliśmy ponad 6 000 bochenków chleba, który przekazaliśmy potrzebującym” – skrupulatnie wylicza o. Misza. „Mieszkańcy okolicznych wiosek proszą, aby dostarczyć im gaśnice. Panujące upały sprawiają, że niewiele trzeba, aby ogień strawił domy czy pola. „Przez ostatnie dwa miesiące wjeżdżaliśmy do Chersonia tylko za zgodą wojskowej administracji miasta, poruszając się wcześniej ustaloną trasą. Nie gromadzimy ludzi w jednym miejscu ze względów bezpieczeństwa. Szybko docieramy do wyznaczonych punktów, gdzie dostarczamy gaśnice, naczynia kuchenne, pieluchy dla dzieci, środki czystości, komplety pościeli, koce i poduszki, a także odzież do gospodarstw domowych”.
Tego lata w Centrum św. Marcina w Fastowie gościmy już drugą grupę uchodźców z Myrnohradu w obwodzie donieckiem. To miasto znajduje się bardzo blisko lini frontu, stąd władze zdecydowały się na zorganizowanie ewakuacji jego mieszkańców, a zwłaszcza rodzin z dziećmi. Podczas pobytu w naszym domu 43 dzieci korzysta z wykwalifikowanego wsparcia psychologicznego, prowadzonego przez trenerów i psychologów ze Lwowa, Kijowa i Winnicy. W tym czasie ich rodzice szukają nowego domu w bezpieczniejszych rejonach Ukrainy. W dzień św. Jacka cała grupa odwiedziła dominikański kościół w Fastowie i kawiarnię San Angelo. Choć w większości dzieci nie pochodzą z rodzin religijnych, to same chciały przyjść do świątyni, aby pomodlić się i zgodnie ze wschodnim zwyczajem, zapalić świece za ludzi, których noszą w swoich sercach.
Drodzy Bracia i Siostry, jeśli zapytacie mnie, kiedy skończy się ta wojna, to odpowiem Wam, że nie wiem. Ale jestem przekonany, że każdy z nas, w różny sposób, może przyczynić się do jej zakończenia. To my mamy być budowniczymi pokoju! Jak to zrobić podpowiada św. Piotr w swoim Liście: „Miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim; okazujcie sobie wzajemną gościnność; służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał” (1 P 4, 8-10).
Wraz z braćmi oraz naszymi współpracownikami dziękujemy tym z Was, którzy pamiętacie nieustannie o Ukrainie, modlicie się za nas oraz wspieracie nasz na wiele różnych sposobów. Z wdzięcznością myślimy o Was, a dziś szczególnie polecamy Was Bogu w modlitwie za wstawiennictwem św. Jacka.
Z pozdrowieniami i prośbą o modlitwę,
O. Jarosław Krawiec OP
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |