PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

Lwowskie seminarium pomaga rodzinom poległych na wojnie

„To bardzo wielka pomoc dla osób, które (…) kogoś straciły, kiedy Kościół (…) dzieli ich ludzki ból” – tak o specjalnym wsparciu prowadzonym przez lwowskie seminarium dla rodzin poległych mówi rektor instytucji, ks. Ihor Boyko. Chodzi o działania rozpoczęte już w marcu 2014 r., początkowo dla bliskich protestujących zabitych podczas Rewolucji Godności. Później doszła kwestia dawania przestrzeni do wyrażenia bólu krewnym ofiar walk w Donbasie, a następnie – pełnoskalowej rosyjskiej inwazji.

Obecnie lwowskie seminarium greckokatolickie dzieli się swoimi doświadczeniami z innymi instytucjami kościelnymi, aby podobna posługa była proponowana w różnych miejscach. Ks. Boyko opisuje, jak dziś wygląda wspomniana forma wsparcia: „mamy takie malutkie grupy – zwłaszcza są to kobiety, które straciły swoich mężów, albo matki, które straciły swoich synów. One przychodzą do nas i prowadzimy z nimi krótką modlitwę, a potem taką pracę w grupach wzajemnej pomocy, gdzie one między sobą mają możliwość opowiedzieć o własnym bólu, o odczuwanych emocjach, co przeżywają, co się dzieje w ich otoczeniu, czy ich rodzina je przyjmuje, jak ich dzieci reagują na to wszystko, co się odbywa”.

>>> Lwów: polscy biskupi modlili się o pokój w Ukrainie

Duchowny podkreśla, że chodzi o możliwość wyrażenia się, ale nie tylko. „Ostateczny cel stanowi tu, żeby one zostały w końcu uleczone: mają zranienie, jest rana, jednak, kiedy to się zagoi, to tylko będzie blizna, a już nie będzie bolało. To chcemy zrobić, aby w taki sposób im pomóc” – zaznacza greckokatolicki kapłan.

>>> Lwów: kard. Müller będzie gościem 100-lecia Polskiego Towarzystwa Teologicznego

„Kiedy wojna się skończy, będzie przed nami jeszcze długi czas życia z jej konsekwencjami” – podkreśla ks. Boyko. I właśnie dlatego posługa ta jest tak ważna. Dotyka ona też pamięci o prawdziwych bohaterach ostatnich lat. „Nie możemy o nich zapomnieć. Oni dali z siebie co najlepsze” – mówi duchowny. Opisuje, że zginęli głównie „ci, którzy poszli wojować, mając 30, 35, 40 lat”. To pokolenie często nie musiało iść na wojnę. „Ale oni chcieli iść, bo, jak mówili: «jeśli my nie pójdziemy, kto będzie chronił moje dzieci?», albo: «nie chcę, żeby moje dzieci zostały skrzywdzone pewnego dnia i dlatego sam pójdę najpierw»” – opisuje ks. Boyko. „I to są dla nas bohaterowie. Myślę, że to też nasz obowiązek – pomagać tym rodzinom: matkom, dzieciom, sierotom, które zostały” – wyznaje następnie duchowny.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze