fot. Strajk Kobiet/ Facebook

Maciej Kluczka: o bardzo groźnym akcencie „Strajku Kobiet”

Wulgarne hasła na transparentach można uznać za licentia poetica demonstracji tak zwanego Strajku Kobiet, incydenty z policją to zaś wynik emocji protestów. Swobodę wyrażania swoich poglądów, w demokratycznym państwie prawa, ma każdy. Możemy się z owymi poglądami zgadzać lub nie, ale tego prawa nikogo nie można pozbawić. Co innego jednak nawoływanie do czynów karalnych. I co gorsze – bardzo groźnych.  

Chodzi mi o grafikę, która pojawiła się w mediach społecznościowych na profilu Warszawskiego Strajku Kobiet. Widnieje na niej kościół w płomieniach z podpisem „Piekło kobiet”. To hasło, które jest wspólnym mianownikiem tych protestów. Według jego uczestniczek i uczestników, rządzący, ale także Kościół za pomocą orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego „chcą zgotować kobietom piekło”. „Piekło” to przejawiać ma się w zakazie aborcji.

fot. Strajk Kobiet/ Facebook

Tu dwie ważne uwagi. Dla uczestników zakaz aborcji jest piekłem dla kobiet, z kolei dla zwolenników ochrony życia od poczęcia piekłem jest skazywanie nienarodzonych dzieci na śmierć z powodu wrodzonych wad płodu, które niekoniecznie zawsze muszą oznaczać wady letalne. Drugie zastrzeżenie – trudno mówić o tym, że twórcą „piekła” (jeśli już przyjąć tę terminologię) jest Kościół. Kościół nie ma swoich przedstawicieli w rządzie czy parlamencie ani w Trybunale Konstytucyjnym. Kościół czy episkopat nie jest więc ani autorem wniosku do TK, ani autorem samego orzeczenia, które wzbudziło tyle skrajnych emocji

>>> O. Paweł Kowalski SJ: co Bóg mówi nam przez Strajk Kobiet? [ROZMOWA]

Symbol „Strajku Kobiet” na krzyżu na Giewoncie, fot. tt/@strajkkobiet

Wracając do grafiki… Przypomina mi ona bardzo te, które można było już znaleźć w „polskim internecie”, a które swój pierwowzór mają na zagranicznych portalach i w internetowych sklepach. To koszulki, naklejki, grafiki z hasłem Burn your church („Spal swój kościół”). Można to rozumieć zarówno jako wezwanie do podpalania swoich parafii, jak i do atakowania Kościoła jako instytucji, wspólnoty ludzi wiary. Chodzi o podpalenie w sensie dosłownym albo o zniszczenie w sensie walki ideologicznej. Na plakacie Warszawskiego Strajku Kobiet co prawda wezwania do palenia kościołów nie ma, ale płomienie trawiące świątynię mogą to sugerować. Poza tym – sama grafika jest bardzo podobna do tych, które takie wezwanie zawierają. 

Oferta jednego z internetowych sklepów

Na plakat zwrócił uwagę prowadzący „Fakty po faktach” w TVN24 Piotr Marciniak. Będąca gościem programu Magdalena Biejat z Lewicy odpowiedziała: „Bądźmy poważni. Nie wiem, kto musiałaby tak to zinterpretować”. Posłanka dodała, że nikt kościołów nie atakuje. Przyznać trzeba, że poza pierwszymi protestami w ramach tzw. Strajku Kobiet, kiedy to doszło do zakłóceń mszy świętych oraz ataków na niektóre świątynie, później demonstranci zaniechali takiej aktywności. Choć zdarzały się i kolejne incydenty, jak ten w Poznaniu, gdy wicedyrektorka Galerii Miejskiej Arsenał obrzuciła kościół jajkami.

>>> Prymas Polski: klucz do rozwiązania trudnej sytuacji w Polsce mają wszyscy

Mimo wszystko trudno na takie plakaty machnąć ręką i taką narrację bagatelizować. Posłanka Biejat nie widzi zagrożenia w tym, że ktoś mógłby ten plakat zinterpretować jako wezwanie do fizycznego ataku na Kościół. Jednak w historii Polski i świata mamy wiele przykładów na to, że agresywna narracja prowadzona w debacie publicznej może prowadzić do niekontrolowanego wybuchu emocji społecznych. Niekiedy wystarczy – nomen omen – jedna iskra, by osoba mniej odporna psychicznie wzięła w ręce nóż, pistolet czy butlę z gazem i zrobiła coś bardzo niebezpiecznego. Tak było w Stanach Zjednoczonych (protesty po zabójstwie Georga Floyda), tak było we Francji (w czasie zamieszek policji ze strajkiem „żółtych kamizelek”), tak ostatnio było w czasie antyrządowych demonstracji w Chile. Tak też przecież było w czasie wielu zamachów terrorystycznych, które przeprowadzały pojedyncze osoby. 

Protesty w Chile, fot. EPA/ELVIS GONZALEZ

Na osobach, które kreuję publiczną dyskusję (na politykach, dziennikarzach, ludziach kultury, showbiznesu, ale także na organizujących duże wydarzenia – takie jak strajki) spoczywa duża odpowiedzialność za emocje wszystkich innych. Coś, co dla jednego człowieka będzie tylko plakatem z mocnym wyrazem, dla innego będzie jasnym wezwaniem do konkretnego czynu. Rzeczą oczywistą jest, że demonstracje często cechują się dużymi emocjami, mocnymi akcentami, to nie jest spotkanie w ramach akademickiej dyskusji. Jednak warto nie przekraczać pewnych granic, nie podpalać lontu, bez względu na poglądy. Społeczeństwo polskie jest, niestety, niezwykle silnie podzielone i tymi podziałami poranione. Nie dodawajmy do tego ognia, bo może nie być pod ręką wody, która ten pożar zdoła ugasić.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze