Fot. EPA/SEDAT SUNA

Mamy prawo się bronić przed ludźmi, którzy nam zagrażają [FELIETON] 

Jeszcze nie tak dawno powtarzano przysłowie „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”. Wielu katolikom może się ono dzisiaj wydawać skandaliczne. I rzeczywiście może takie być, jeśli je będziemy rozumieć jako prosty akt agresji. Co jednak w sytuacji, jeśli sami doświadczamy niesprawiedliwej przemocy, tak w życiu wspólnotowym, jak i w indywidualnym? Czy nie możemy się bronić? 

Do napisania tego tekstu zainspirował mnie m.in. o. Wojciech Żmudziński SJ, który napisał artykuł pt. „Nie wierzę, że Matka Boża wspierała naszych żołnierzy, aby celniej strzelali do synów czyichś matek”. Ukazał się on w „Więzi” 15 sierpnia. Autor zdaje się sugerować, że nie można prosić Boga o pokonanie najeźdźcy i agresora, jakim byli w tym wypadku bolszewicy. Takie postawienie sprawy może też implikować bardzo niebezpieczne tendencje w indywidualnym życiu katolika, choć z pewnością o. Żmudziński nie miał tego akurat na myśli. Niestety, wielu katolików daje się wykorzystywać, czy też nawet przyzwala na przemoc ze strony innych osób, odmawiając sobie prawa do godności i obrony. To źle rozumiane „nadstawianie drugiego policzka”.

>>> Co Kościół mówi o wojnie sprawiedliwej? [ANALIZA]

Czy katolik może służyć w wojsku? 

Jeżeli wzięlibyśmy słowa o. Żmudzińskiego bardzo dosłownie, to na powyższe pytanie należałoby odpowiedzieć negatywnie. Przecież o to chodzi w wojsku, aby w razie zagrożenia wziąć broń i strzelać do nacierającego wroga. Nie jest to jednak przemoc stosowana z chęci zadawania cierpienia i narzucania swojej woli innym. Przeciwnie, ma za zadanie ochronić ojczyznę i mieszkających w niej ludzi przed niesprawiedliwą przemocą, która wiąże się nie tylko ze stratami materialnymi, ale i z zabijaniem niczemu winnych cywili, gwałtami, odbieraniem zdrowia i środków do przeżycia. W czasie wojny polsko-bolszewickiej modlono się, aby odeprzeć siłą bolszewików stosujących takie metody. Oczywiście, możemy żyć w świecie bajek i twierdzić, że zawsze bez używania broni, samymi „metodami pokojowymi” albo modlitwą da się zapobiec eskalacji wojennej. W pierwszym wypadku to naiwność, w drugiej magiczne traktowanie modlitwy i widzenie w Bogu Osoby, która będzie przymuszać kogoś do zaprzestania czynienia zła. Można też twierdzić, że jako katolicy powinniśmy odrzucić nawet usprawiedliwioną obronę i pozwolić na zabijanie i gwałty, jedynie modląc się o zaprzestanie przemocy. W takim wypadku należałoby potępić Ukraińców, którzy strzelają do atakujących ich Rosjan. Wielu z nich to wszak chrześcijanie. 

EPA/SERGEY KOZLOV

Kultura rycerska była dobra 

Nigdy Kościół tak nie nauczał. Przez wieki dopuszczał użycie przemocy w celu powstrzymania jakiegoś zła. Stosowanie kary śmierci obecnie jest niedopuszczalne, ponieważ państwo ma inne środki, by w skuteczny sposób zabezpieczać społeczeństwo przed człowiekiem, który jest niebezpieczny dla innych. Nawet dzisiaj przecież jako obywatele chcemy być chronieni przez policję, która w usprawiedliwionych okolicznościach używa przemocy przeciw przestępcom, by bronić cywilów. Może odbierzmy policji broń albo zakażmy katolikom wstępowania do policji? Zwłaszcza w Meksyku, gdzie obecnie mieszkam, naprawdę nie chciałbym, żeby policjant miał skrupuły i zastanawiał się, czy użyć broni, gdy członkowie kartelu terroryzują ludność cywilną przy pomocy karabinów maszynowych. Co więcej, będę się modlić, by policja i wojsko (w Meksyku sama policja sobie nie radzi z organizacjami przestępczymi) skutecznie zwalczały groźnych przestępców. Czasem przy użyciu przemocy – gdy nie ma innego wyjścia. 

Ceremonia wzniesienia repliki flagi zwycięstwa II wojny światowej w centrum Melitopola, fot. EPA/SERGEI ILNITSKY

Uważam, że jedną z piękniejszych kart chrześcijaństwa w Europie było stworzenie kultury rycerskiej. Ewangelizacja Europy sprawiła, że dano okrutnemu wojownikowi nowy ideał – rycerza broniącego słabszych i powstrzymującego się od walki, gdy nie jest to konieczne. Była to odpowiedź na bolączki średniowiecznego społeczeństwa, szarganego licznymi konfliktami rodowymi i nieraz brutalną przemocą. Zaraz ktoś powie, że przecież wielu średniowiecznych rycerzy nie dorastało do tego ideału. Oczywiście, podobnie jak wielu kapłanów nie żyje swoim powołaniem. Mimo to idea rycerskości była dobrym pomysłem. 

Jasne, że istnieje ryzyko tworzenia fałszywego chrześcijańskiego usprawiedliwienia dla napaści i bezsensownej przemocy, a może i nawet ludobójstwa. Widzimy to teraz w Rosji. Nie mamy z tym jednak do czynienia w przypadku bitwy warszawskiej. Przeciwnie, to był odpór przeciw okrutnemu i niszczycielskiemu najeźdźcy. Ci rosyjscy żołnierze mieli matki, które ich opłakiwały. Mimo wszystko dziękuję Bogu, że zostali oni powstrzymani przed krzywdzeniem polskich matek – naszych prababek – i zabijaniem ich dzieci. Będę też dziękował Bogu, gdy Ukraina powstrzyma niesprawiedliwego agresora jakim jest Rosja. 

PAP/EPA/ROMAN PILIPEY

Leje pasem, ale to dobry chłop 

Zobaczmy, jak taka pacyfistyczna postawa może przekładać się na sytuację dotykające poszczególnych jednostek. Ktoś włamał się do domu samotnie mieszkającej kobiety i usiłuje ją zgwałcić. Ona w obronie własnej wyciąga nóż i zabija lub rani napastnika. Jej bezpośrednim zamiarem nie było skrzywdzenie tego człowieka, lecz obrona przed nim i poważną krzywdą. Czy będziemy obwiniać tę kobietę? Przecież użyła przemocy! Podobnie niejeden mąż i ojciec pewnie chciałby stanąć w obronie swojej rodziny, kiedy zostanie zaatakowana. Prawdopodobnie modliłby się wtedy w duchu: „Boże, pomóż mi powstrzymać tego człowieka”. Nie zawsze da się zmiękczyć serce napastnika „dobrym słowem”, nie zawsze jest też czas  na wezwanie policji. 

Chciałbym tutaj pójść jeszcze dalej. Niektórzy katolicy bowiem „nadstawiają drugi policzek” w niewłaściwy sposób. Żona, która doświadcza przemocy domowej, ma prawo się bronić i wyprowadzić się od człowieka, który krzywdzi ją i dzieci. Nie musi to być przemoc fizyczna, czasem to może być okrutna przemoc psychiczna. Zdarza się, niestety, że osoby, które rozumieją dźwiganie krzyża jako zwykłe cierpiętnictwo, będą znosić przez całe życie bestialskie traktowanie, bo przecież „trzeba przebaczać”. A tak w ogóle to „nie jest zły chłop, cierpi bardzo, dlatego tak się zachowuje”… Dochodzi wręcz do usprawiedliwiania oprawcy, a obwiniania ofiary. 

Fot. unsplash

O, jakże znamy to z Kościoła, gdzie zdarzało się, że seksualni drapieżcy czuli się jak pączki w maśle, żerując na skrupułach i nieuporządkowanym poczuciu winy. Niedawno widziałem filmik na YouTubie, którego autor mówił, że spotkał wiele osób toksycznych i manipulujących w Kościele. I ja mu wierzę. Postanowiłem mu odpowiedzieć i nagrałem własne wideo. Domyślam się bowiem przyczyn. Nie jest to spowodowane tym, że katolicyzm jest sam w sobie „toksyczny”. Wręcz przeciwnie, religia katolicka formuje ludzi silnych i znających swoją wartość. To wypaczone rozumienie „przebaczenia” i „nadstawiania drugiego policzka” sprawia, że niektórzy katolicy dają się bez sensu krzywdzić i sobą pomiatać, nie ograniczają kontaktu z toksyczną osobą, gdy to konieczne dla ich własnego dobra, ani nie stawiają granic i nie podejmują stosownych kroków, by chronić siebie przed niebezpiecznymi ludźmi. Ba, będą usprawiedliwiać lub ukrywać winę oprawcy. Głupie męczeństwo, to żadne męczeństwo. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze