Matka adopcyjna. Kocha tak samo, a może nawet bardziej
„Wymarzony” to nie film ckliwy, który ma od razu wywołać wzruszenie i łzy, ale w końcu wywołuje ich mnóstwo. Będziesz w kinie płakać jak bóbr, a twoi sąsiedzi również.
„Wymarzony” to jednocześnie porzucony. Przez jedną kobietę niechciany, przez drugą wyczekiwany. 21-latka trafia do szpitala. Jeszcze na samym początku akcji porodowej oznajmia, że chce zostawić dziecko. Po porodzie nie chce wziąć go w ramiona, nie chce go zobaczyć. Dopiero po dłuższym czasie decyduje się na pożegnanie. Napisała list. Chce, by jej syn był w przyszłości szczęśliwy, żeby trafił do ludzi, którzy będą go kochać.
Chłopiec X
Młoda kobieta już po rozwiązaniu otrzymuje garść informacji (a przy okazji i my – widzowie) o tym, jak wygląda proces porzucenia dziecka. Do jej sali szpitalnej przychodzi pracownica opieki społecznej. W tym samym czasie mały chłopiec leży na sali obok, pod czułą opieką medycznego personelu. Serce bol , gdy z szansy na bycie kochanym dzieckiem od pierwszych momentów po urodzeniu staje się tym odrzuconym, staje się „chłopcem X” (bo takie „imię” dostaje na szpitalnej opasce). Wielu może to się skojarzyć z bezimiennym nagrobkiem, gdy chowamy kogoś o nieustalonej tożsamości (NN).
Młoda matka dowiaduje się o skutkach swoich decyzji, jakiekolwiek podejmie. Kobieta, która z nią pracuje, nie ocenia jej, ale dokładnie rysuje przed nią wszystkie scenariusze, które może wybrać. Wie, że jeśli zdecyduje się zostawić dziecko, to ruszy ściśle określona procedura uznania go za sierotę, a później państwo (w tym przypadku Francja) zrobi wszystko, by znaleźć mu odpowiednich rodziców. Ona sama może zostawić wszystkie ważne informacje, które pomogą przyszłym rodzicom. Może też zostawić wiadomość, która w przyszłości pomogłaby dziecku odnaleźć swą biologiczną matkę. Decyzję o zostawieniu dziecka może zmienić, ma to dwa miesiące. Jeśli się na to zdecyduje – państwo pomoże jej i od strony psychologicznej, i finansowej. To jeśli chodzi o „stronę matki”. Po „stronie dziecka” widać też wielkie zaangażowanie.
Dzięki „Wymarzonemu” poznajemy francuski system adopcyjny. Procedura to skomplikowana, każdy najmniejszy krok jest ściśle zaplanowany przez przepisy. To ma plusy i minusy. Ten system niekiedy wydaje się dość kuriozalny (gdy pracownicy socjalni tłumaczą niemowlęciu jego sytuację prawną) generalnie jednak zdaje on egzamin. Oczywiście widzimy tylko jego wycinek i w filmowej opowieści. Oddać jednak trzeba to, że interes (wiem, to dość korporacyjne stwierdzenie), dobro dziecka jest tu od początku postawione najwyżej. Tak jak kobietą opiekuje się „państwo” (w postaci pracownika odpowiednika polskiego MOPSu), tak już dzień czy dwa po porodzie dzieckiem zajmuje się tymczasowy opiekun, Jean (w tej roli Gilles Lellouche).
Oczko w głowie
To mężczyzna, który sam ma dzieci (już nastoletnie), ma żonę i to dziecko zabiera ze sobą do domu. Niesamowite jest obserwowanie rozwój jego relacji z dzieckiem. Wie, że przecież niedługo (za dwa miesiące, pół roku) będzie musiał go „oddać”, rozstać się z nim. Mając to z tyłu głowy, nie szczędzi sił, by stworzyć małemu namiastkę prawdziwego domu. Poród przebiegł bez problemów, jednak później zachowanie chłopca budzi niepokój jego opiekunów. Nie zatrzymuje wzroku na osobach, nie koncertuje uwagi na konkretnych przedmiotach i co najważniejsze – nie płacze. Jest – jak mówi jedna z opiekunek – jak telewizor na w trybie „stand by”. Dziecko staje się oczkiem w głowie wielu, ale zdaje się czuć, że nie jest oczkiem w głowi jednej – tej najważniejsze, bo matki.
Nie mam pomagać rodzinie, które chce dziecka, ale mam znaleźć dziecku najbardziej optymalnego opiekuna – opiekuna dla dziecka w potrzebie (pracownica socjalna).
Ten cytat pokazuje, jak dobrze w tym systemie (mimo że często kojarzy się nam z bezdusznymi przepisami) wyważono, co powinno być na pierwszym miejscu. W filmie pada wiele stwierdzeń, które w bardzo przejrzysty i przystępny sposób tłumaczą znaczenie i sens adopcji. Słyszymy je szczególnie podczas rozmów pracownika ośrodka adopcyjnego z kandydatami na przyszłych rodziców, ale także w zawodowych rozmowach pracowników tej instytucji. Gdy spotykają się z nimi rodzice – kandydaci, słyszą: „To nie spotkanie trzech osób, ale trzech historii”. Gdy pracownik odpowiedzialny za przebieg procesu adopcyjnego słyszy tłumaczenia przyszłego rodzica o tym, że „kiedyś może były wizyty u psychologa, ale teraz już jest wszystko dobrze i lepiej tego nie zapisywać w papierach”, to tłumaczy: „Nie szukamy ludzi gładkich, którzy nigdy nie mieli problemów. Szukamy ludzi, którzy przez nie przeszli i dali sobie radę” i dodaje: „Życie składa się z łąk i pól minowych. Mamy sprawdzić, czy zdołaliście rozminować wasze łąki” – mówi Lydie (Olivia Cote), pracownica socjalna, która rozpatruje wnioski osób pragnących zostać zastępczymi rodzicami.
Kandydatom na rodziców zadają też poważne i trudne pytania: „Czy będziesz umiał kochać swoje dziecko, gdy kiedyś powie ci, że nie jesteś jego prawdziwą matką?”. Film dobitnie pokazuje, że adopcja to nie „wybór” dziecka ani konkurs piękności. To budowanie relacji, tworzenie więzi między obcymi sobie ludźmi. I co ważne – to równorzędne relacje, rodzic/kandydat nie jest wcale na lepszej, „wyższej” pozycji. Pięknie widać to w roli Alice (to Elodie Bouchez). Gdy już jest blisko adopcji, stwierdza: „ja mogę wydać się mu brzydka albo on mnie”. A gdy już widzi chłopca, mówi: „Jesteś taki piękny”. Po francusku brzmi to tak cudownie, Alice mówi to ledwo słyszalnym głosem, wzruszenie, łzy odbierają jej mowę. Elodie Bouchez to aktorka, której emocje są tak autentyczne, że wydają się nie grą aktorską a dokumentacją autentycznej historii!
Adopcja to dar
To film o wielkiej miłości, jaką jest miłość macierzyńska i o tym, że niekiedy warto wyjść poza schematy. Przy Alice widać to najbardziej. To samotna kandydatka na rodzica adopcyjnego. Starania o dziecko rozpoczęła jeszcze z mężem. Niestety – ich związek to już historia. Ona jednak nie zapisała w historii pragnienia bycia matką. Możliwość adopcji przez samotnego rodzica to we Francji rozwiązanie, które jest możliwe od niedawna.
Adopcja przez niektórych może być traktowana jako środek zastępczy. „Nie możemy/nie mogą mieć własnego – decydujemy/decydują się na rodzinę zastępczą”. To błędne myślenie. Oczywiście to wszystko nie jest zerojedynkowe, każdy ma inne emocje, inną konstrukcję psychiczną. Jednak warto (a film w reżyserii Jeanne Herry w tym pomaga) spojrzeć na adopcję jak na dar. Tak jak dziecko w łonie matki czeka na przyjście na świat – tak dziecko, które już się urodziło, czeka na swoją przyszłą mamę i przyszłego tatę. Mały chłopiec już był na świecie, już miał dwa miesiące, ale nie wiedział jeszcze, kim będzie kobieta, która chce go pokochać, która na niego czeka. Oboje na siebie czekali. W końcu się spotkali i dostali szansę na piękną miłość – macierzyńską i synowską. Czy to nie piękne? Adopcja jest jedną z piękniejszych decyzji, jaką może podjąć człowiek. To krok, który obraca nieszczęście w coś niezwykłego i cudownego. Film może nie jest przełomowy, ale na pewno przełamie niejedno zimne serce. – Dla przeciętnego widza to film jak tysiąc innych. Inaczej się ma sytuacja z ludźmi, którzy z pewnego wiadomego powodu odnajdują więź emocjonalną z bohaterami filmu i ci nie będą zawiedzeni obejrzeniem tego dzieła – napisał internauta na portalu Filmweb, a telewizja RTL nazwała ten film „największym wzruszeniem tego roku”. Podpisuję się pod tą opinią obiema rękoma.
W filmie słyszymy, że niewielu ludzi jest zdolnych do adopcji. Nie chodzi o to, że niezdolnych do samego czynu, ale do podjęcia takiej decyzji. Odważnej, ważnej, ale jednocześnie pięknej i otwierającej niebo na ziemi. Rodzice adopcyjni robią coś wspaniałego. I zasługują na wielki szacunek i wsparcie – takie przyziemne, jak w „Wymarzonym”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |